22 listopada 2024
trybunna-logo

Rozrachunki porocznicowe

Nadal, mimo upływu czasu, toczą się rozważania o minionej rocznicy 4 czerwca 1989 roku – jednostronne i uproszczone.

 

Dominują w nich trzy wątki: wielkie zwycięstwo warte nazwania tego wydarzenia Dniem Wolności i Praw Obywatelskich, totalna krytyka Platformy Obywatelskiej milczącej o rocznicy jak zaklęta i łajanie Prawa i Sprawiedliwości za prawie wszystko co z tą rocznicą, i szerzej z Polską, uczyniło. Dodać jeszcze, dla porządku rzeczy, wypada kolejną, niemądrą wypowiedź premiera o zbojkotowanych czerwcowych wyborach.

 

Od wielu lat

w postsolidarnościowej narracji na temat tamtych wydarzeń występują tylko wyjątkowi przywódcy „S” i mądry naród, natomiast w najlepszym wypadku pisze się jeszcze, że „ówczesna władza przegrała”. Na przebieg tamtych wydarzeń miały wpływ pierwotne przyczyny: wyczerpanie się prorozwojowych możliwości systemu realnego socjalizmu, niezdolność PZPR do sformułowania, wypromowania i wprowadzenia nowego projektu polityczno-społeczno-ekonomicznego odpowiadającego wezwaniom współczesności na wzór m. in. skandynawskich socjaldemokracji, fundamentalne przemiany dokonujące się w ZSRR, a dotyczące także krajów będących w jego sferze wpływów, wreszcie bardzo rozbudzone, przy wyjątkowo aktywnym udziale Solidarności, oczekiwania, żądania i nadzieje społeczne.

Świadomość konieczności istotnych zmian miała miejsce w pewnych kierowniczych gremiach Partii, w krakowskiej Kuźnicy, później także w Ruchu 8 lipca na Uniwersytecie Warszawskim czy też w podobnych inicjatywach m.in. na Politechnice Krakowskiej. Uznawano powszechnie za oczywiste, że nie wchodzi w rachubę zastosowanie wcześniejszych sposobów rozwiazywania konfliktu społecznego. Stąd narodziła się właśnie w kręgach władzy idea Okrągłego Stołu i jego późniejsze ustalenia, jako pewien etap, ale i zapowiedź, kluczowych przeobrażeń w życiu politycznym kraju. Warto przypomnieć, że umawiające się strony mając świadomość rozpoczętego procesu oceniały go na czas dłuższy i nie wiedziały jak będzie w rzeczywistości przebiegał. Zapowiadano jedynie, że kolejne wybory parlamentarne będą wolne, bez jakichkolwiek ograniczeń. Obecnie tamto wydarzenie jest pomijane bądź tak przedstawiane, że nie bardzo wiadomo kto poza dwoma gigantycznymi antagonistami Wałęsą i Kaczyńskim & Kaczyńskim zasiadał przy historycznym stole.

Wybory czerwcowe – przegrane przez stronę koalicyjno-rządową, osłabiły bardzo poważnie jej pozycję – były w swym wyrazie wystawieniem przez społeczeństwo rachunku za wszelkie zło, błędy, nieprawidłowości i bolączki z całego okresu PRL, jako, że wcześniej takiej możliwości nie miało. Wpłynęły niewątpliwie na umocnienie siły i kolejne dążenia układu opozycyjno-solidarnościowego, ale rzeczywistości nie zmieniły, potwierdzając jedynie konieczność procesu wieloaspektowych przemian w Polsce. Przypisywane im aktualnie znaczenie ma głównie wyraz symboliczno-propagandowy.

Tadeusz Mazowiecki w „Tygodniku Solidarność” jeszcze 14 lipca 1989 r. pisał „Czy po naszej stronie istnieje program, który można przedstawić społeczeństwu jako zwartą koncepcję wyjścia z kryzysu gospodarczego, czy byłby on przez społeczeństwo zaakceptowany i czy jest to program możliwy do natychmiastowej realizacji? Pospieszne domaganie się udziału we władzy może zniszczyć właściwą opozycji odpowiedzialność za państwo, a wcale nie zbudować skutecznej i trwałej odpowiedzialności za rządy”.

Decydującym okazał się dopiero rozpad dotychczasowej koalicji PZPR-ZSL-SD, którego inspiratorami – i powołania nowej, już bez PZPR – byli, oddając prawdę, Jarosław i Lech Kaczyńscy.
Jeżeli więc przywoływać jakąś ważącą datę początkującą zasadnicze zmiany ustrojowe w Polsce i rozpoczynającą się transformację, to nie będzie nią 4 czerwca, a 24 sierpnia 1989, czyli dzień powołania rządu premiera Mazowieckiego. Dziwnym, ale świadomym, zbiegiem okoliczności ta data w niepamięć jest odsyłana,.

 

ocena odchodzącej władzy

jako jedynie komuchów, którzy utracili stanowiska, a komunizm upadł jest po prostu głupotą i potwarzą. W Polsce nigdy komunizmu nie było, natomiast akceptacja oczekiwanych, także przez bardzo wielu członków Partii, koniecznych zmian wyrażała się w ich poparciu poprzez sposób sprawowania urzędu przez prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego, reakcję PZPR kierowanej przez Mieczysława Rakowskiego, i dalej SdRP Aleksandra Kwaśniewskiego, SLD Leszka Millera, a dziś Włodzimierza Czarzastego. Brak jakichkolwiek przykładów sabotowania dokonanego zwrotu ustrojowego, natomiast istnieją liczne dowody jego poparcia.

Tak chętnie przywoływane, z okazji rocznicy 4 czerwca, osiągnięcia, jak wstąpienie Polski do NATO i Unii Europejskiej, dokonały się także dzięki nadzwyczajnej politycznej aktywności właśnie ludzi lewicy – za prezydentury Kwaśniewskiego i premierostwa Millera.

 

Nowa władza

w swoisty sposób rozumiejąc pojęcia demokracji i wolności obywatelskiej – na wzór wczesnego PZPR – rozpoczęła czystkę kadrową, której pierwszymi ofiarami byli dziennikarze. Później poszło jak po maśle, lepiej niż przysłowiowe rugi pruskie, bowiem przestały mieć jakiekolwiek znaczenie fachowość, wykształcenie, doświadczenie, nawet akceptacja dokonanych zmian ustrojowych. Rozpoczęły się porachunki, w których legitymacja partyjna i lewicowe przekonania stanowiły wilczy bilet.

Ten rodzaj „polityki kadrowej”, w tak szczególny sposób jednoczący Polaków, obowiązywał przez całe lata rządów postsolidarnościowych partii. Stąd zdziwienie budzi Platforma Obywatelska i sprzyjające jej media, krytykujące obecnie Prawo i Sprawiedliwość, które z jeszcze większym powodzeniem kontynuuje dalsze zawłaszczanie Polski dla swoich.

 

Nie ma oczywiście

idealnego państwa na świecie, w którym obywatele byliby bogaci i szczęśliwi, nadto zdrowi oraz jeszcze kochali by władzę. I takie też nie mogło powstać w Polsce po 1989 roku. Istniała jednak okazja na stworzenie wspólnego, szerokiego obywatelskiego, a nie jedynie solidarnościowego i w konsekwencji prawicowego, poruszenia by ten kraj urządzić, po doświadczeniach II RP i PRL, lepiej, mądrzej, sprawiedliwiej. Takie próby tworzenia zrębów rzeczywistej wspólnoty Polaków tworzyli prezydent Aleksander Kwaśniewski i rządy lewicowe. Prawica nigdy, a słowa prezydenta Dudy o jedności Polaków uznać należy za kiepski żart.

W kontekście takiego właśnie zaniechania i jego nadzwyczaj często tragicznych skutków kuriozalnie brzmią słowa Tomasza Lisa „Wielu Polaków ma prawo mieć pretensje do państwa, że nie zmieścili się na historycznym zakręcie” oraz Katarzyny Kolendy-Zaleskiej: „PO ciąży świadomość popełnionych w trakcie transformacji błędów… Popularne dziś stało się narzekanie na brak wrażliwości społecznej. Jednak w świadomości ludzi Jacek Kuroń był, jest i będzie najbardziej pozytywnym przykładem wrażliwości na ludzką krzywdę.” Te sentencje można skomentować następująco: szkoda, że wypadli na zakręcie ale nie wiadomo z czyjej winy, ciążąca na PO świadomość błędów nie pozwala jej ani na publiczne przyznanie się do nich, ani też na zmianę swojego programu i działania, a Jacek Kuroń, będąc jedną jaskółką, która wiosny nie czyni, poniósł klęskę, akceptując swoim udziałem we władzach tworzony dla wielu milionów, w polskim wydaniu, pierwotny kapitalizm. Pozostało więc rozdawać, tak jak nie opiekuńcze państwo, a organizacje charytatywne, zupki dla bezrobotnych i bezdomnych.

 

Pomimo wielu różnic

dzielących obecnie polska lewicę, łączy ją krytyczny osąd postsolidarnościowych rządów. i zapewne przekonanie, że prostą receptą na zmianę i poprawę tej naszej rzeczywistości – mimo niewątpliwie osiągniętych licznych sukcesów – jest rygorystyczne przestrzeganie obowiązującej Konstytucji III Rzeczpospolitej.

Poprzedni

Prezydent zwykłych spraw

Następny

Głos Lewicy

Zostaw komentarz