Bez fanfar i atmosfery pogrzebu państwowo-narodowego odbył się pogrzeb zmarłego 4 kwietnia Zygmunta Malanowicza. Cóż, umarł nie nawrócony katolicki grzesznik, do którego chętnie podczepili się dla publicity nawet biskupi, lecz skromny, cichy ewangelik, a też i artysta skromny, choć wybitny.
Urodzony na Wileńszczyźnie, po wojnie znalazł się w Polsce, w Iławie, wraz z rodziną repatriantòw. Do szkòł chodził w Olsztynie. W 1963 roku ukończyɫ studia aktorskie w PWSTiF w Łodzi. Jego najbardziej „firmowym” dokonaniem był udział w sławnym filmie Romana Polańskiego „Nóż w wodzie”. To właśnie rola w tym filmie sprawiła, że jego wizerunek, jako część kadru, obok Leona Niemczyka, znalazł się na okładce tygodnika „Time” 20 września 1963 roku. W wywiadzie, który z nim przeprowadziłem, tak wspominał czas realizacji: „Praca nad tym filmem była bardzo ciężka. Doświadczaliśmy wielu trudności. Realizowanie zdjęć na jeziorze, to nie to, co na lądzie. Kręciliśmy zdjęcia na jeziorach Kisajno, Niegocin i Śniardwy. Zmienna pogoda, szczególnie na Śniardwach, dostarczała nam niemało kłopotów. Często wracaliśmy z planu z kilkoma metrami ekranowymi. Norma, o ile dobrze pamiętam, wynosiła 30 metrów ekranowych dziennie, co zwłaszcza na początku realizacji było niemożliwe do osiągnięcia. Walka z żywiołem zawsze kończyła się naszą porażką. Przycumowane szeregowo do siebie łódki, na których znajdował się sprzęt oświetleniowy łącznie z agregatem, przy silnym wietrze rozpraszały się po jeziorze i trudno je było pozbierać. Były też częste odwiedziny satelitów Romana, tych który byli zafascynowani jego osobowością i tych z urzędu, dbających o bezpieczeństwo państwa”. O samej roli mówił: „Sprawa była dość wyraźnie nakreślona w scenariuszu. Niemożność osiągnięcia pewnych dóbr i niepewność co do zabezpieczenia sobie przyszłości, rodziła potrzebę buntu ówczesnej młodzieży. Ideały, którymi ją karmiono, były w gazetach i na transparentach. Nie był to więc buntownik bez powodu. Ten pozornie łagodny film opowiadający o jakiejś niby-przygodzie na łódce, poruszył świadomość sytuacji, w której znaleźliśmy się. W scenariuszu nie było więc żadnych przewidywań i proroctw zmian w przyszłości, przyszłej transformacji polityczno-ekonomicznej. Stąd też prefiguracja dzisiejszego kultu pieniądza nie miał tam miejsca. Kult pieniądza, który stał się „bogiem”, zrodził obecny system, bardziej plutokratyczny niż demokratyczny. Nie znaczy to jednak, że także w socjalizmie nie było postaw konsumistycznych, tyle że polegających raczej na marzeniu o konsumpcji niż na niej samej”. (…)Ten film jest niczym balon, który w pewnym momencie rzeczywiście wymknął mi się z dłoni i poszybował w przestworza, jako jedna ze światowych ikon polskiego kina.
Moje zdjęcie z nożem, na jachcie „Christine” – który jak gdzieś czytałem, zachował się do tej pory nad Kisajnem, choć w złym stanie technicznym – twarzą w twarz z Niemczykiem, obiega od 57 lat cały świat. Na pewno ten film jest cząstką mojego „ja”, choć nie jestem aktorem, który całe życie żyje jedną rolą”. W filmie zagrał jeszcze kilkadziesiąt ról, m.in. w „Polowaniu na muchy” i „Krajobrazie po bitwie” Andrzeja Wajdy, w „Hubalu” i tytułową w „Jarosławie Dąbrowskim” nagrodzoną za najlepszą rolę męską w Karlowych Varach, oba w reżyserii Bohdana Poręby, a także m.in. w filmie „Trąd” Andrzeja Trzosa Rastawieckiego nagrodzoną w Koszalinie, w „Barierze” Jerzego Skolimowskiego, w „Nagich wśród wilków” Franka Beyera, produkcji NRD, w „Lekcji martwego języka” Janusza Majewskiego. Zagrał też m.in. w serialu „Stawka większa niż życie”, w odcinku „Bez instrukcji”. Był wybitnym aktorem teatralnym, który zdobywał doświadczenia na kilku polskich scenach (Zielona Góra, Poznań, Kraków, m.in. Jago w „Otello” Williama Szekspira, w reż. Bogdana Hussakowskiego w Teatrze Ludowym w Krakowie – 1969), Łódź, a także Kielce, Warszawa (m.in. Rozmaitości i Studio). W latach 1963–1966 grał w Teatrze Polskim w Poznaniu, gdzie odniósł sukces w roli Waltera w spektaklu Ferdynanda Crommelyncka „Dziecinni kochankowie” w reż. Marka Okopińskiego, za którą otrzymał nagrodę SPATiF Sopot/ZASP dla młodego aktora na 5. edycji Kaliskich Spotkań Teatralnych (1965), wyróżnienie na II Telewizyjnym Festiwalu Teatrów Dramatycznych (1965) oraz wyróżnienie na V Telewizyjnym Festiwalu Teatrów Dramatycznych (1968). W Teatrze Telewizji zagrał m.in. Aleksandra Iwanowicza w „ Graczu” F. Dostojewskiego w reż. Ireny Wollen (1970), księdza Józefa Mejera w widowisku Grzegorza Królikiewicza „Trzeci Maja” (1976) czy Alonzo w „Burzy” W. Szekspira w reż. Krzysztofa Warlikowskiego (2008). Przez szereg lat nie otrzymywał propozycji ról filmowych. Jego zauważanym powrotem do polskiego filmu był udział w „Tulipanach” (2004) Jacka Borcucha. W latach 2000–2003 z powodzeniem występował w warszawskim Teatrze Dramatycznym , a następnie w Teatrze Rozmaitości (2003–2008). W 2008 dołączył do zespołu jednej z najbardziej oryginalnych warszawskich scen – Nowego Teatru Krzysztofa Warlikowskiego. W 2018 roku otrzymał nagrodę miesięcznika „Teatr” im. Konrada Swinarskiego w uznaniu „całej drogi twórczej ze szczególnym uwzględnieniem ról w spektaklach Krzysztofa Warlikowskiego”, m.in. w „Aniołach w Ameryce” Tony’ego Kushnera, w TR Warszawa jako Martin Heller, a także w „(A)pollonii” w Nowym Teatrze w Warszawie czy kapitana Dreyfusa we „Francuzach” na motywach „W poszukiwaniu straconego czasu” M. Prousta. Reprezentował niezwykłe aktorstwo, bardzo oszczędne, wręcz ascetyczne w formie i ekspresji zewnętrznej, a jednocześnie bardzo głębokie i esencjonalne w treści. Predystynowany był do grania postaci o bardzo skomplikowanym profilu moralnym i psychologicznym, niejednoznacznych. Prywatnie był bardzo delikatnym, subtelnym, bardzo szanowanym człowiekiem i artystą. Kochał zwierzęta i był bardzo wrażliwy na ich los.