„Jesteśmy najbardziej prospołecznym rządem ostatnich trzydziestu lat” – powiedział Mateusz Morawiecki, dodając jeszcze, że „Prawo i Sprawiedliwość tworzy i organizuje na nowo rzeczywistość gospodarczą i społeczną”. Najwyraźniej samopoczucie mu dopisuje, a samoocena szybuje gdzieś wysoko w przestworzach.
Szkoda tylko, że pan premier nie wspomniał, jak wygląda budowa wspomnianej nowej rzeczywistości w skali mikro. Na przykład w pewnej spółce kontrolowanej przez rząd. W 2016 roku, kiedy obecny szef rządu był jeszcze ministrem rozwoju, ze związkowcami z tej spółki spotkał się Mikołaj Wild – wówczas podsekretarz stanu w ministerstwie skarbu państwa. Przedstawiciele pracowników usłyszeli, że ważny pan nie zamierza liczyć się z ich zdaniem, bo jest blisko zaprzyjaźniony z Morawieckim. Właściwie to minister Wild doprecyzował, gdzie dokładnie ma związkowców. Wszystko zostało zaprotokołowane.
Spółka ta nazywa się Polskie Linie Lotnicze LOT.
Mikołaj Wild nie rzucał słów na wiatr. W czwartek władze spółki poinformowały, że Monika Żelazik – przewodnicząca Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego zostanie zwolniona dyscyplinarnie. Powód? Ciężkie naruszenia podstawowych obowiązków pracowniczych, a dokładnie działalność terrorystyczna. Brzmi jak żart? Tak, to brzmi jak cholernie nieudany żart, ale niestety to rzeczywistość roku 2018 roku w Polsce. Rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie poinformował, że 15 maja zostało wszczęte dochodzenie w sprawie podejrzenia podjęcia przez Monikę Żelazik „działań zagrażających życiu lub zdrowiu wielu osób”. Chodzi o wiadomość, którą związkowczyni wysłała do innych członków związku dzień przed zaplanowanym na 1 maja strajkiem. „My zakupiliśmy kilka rac, dwa wozy opancerzone, starą wyrzutnię rakiet, kilka granatów ręcznych i niech każdy weźmie z domu, co po dziadach zostało oraz butlę z benzyną” – to treść maila, przechwyconego i rozesłanego do mediów przez ludzi prezesa.
Monika Żelazik przez ostatnie miesiące walczyła o normalne warunki pracy dla pracowników publicznego przewoźnika lotniczego. Jest przewodniczącą Międzyzwiązkowego Komitetu Strajkowego. Dla władz spółki – wrogiem numer jeden. Przeciwnikiem, którego należy zniszczyć.
Kiedy rozmawiałem z nią podczas protestu pod siedzibą LOT 1 maja, mówiła: „zwolnią nas wszystkich, jesteśmy na wojnie, to są bezwzględni ludzie”. Opowiadała też o stewardesach, którym nikt nie płaci za wielogodzinne postoje samolotów i które za przynależność do związku zawodowego są poddawane upokarzającym kontrolom przez straż graniczną, jako podejrzane o przemyt. Jej kolega, przewodniczący związku pilotów mówił o prowadzeniu maszyn z kilkuset pasażerami na pokładzie podczas grypy czy ostrego przeziębienia. Bo piloci są firmami, z którymi LOT zawiera umowy business to business. Próbowali to zmienić, chcieli zastrajkować, jednak Sąd Okręgowy w Warszawie im tego zakazał, zanim jeszcze przeprowadzili referendum strajkowe. Ponoć strajk zagraża interesom spółki. Pilot z gorączką za sterami zagrożeniem nie jest.
Mikołaj Wild jest obecnie sekretarzem stanu w ministerstwie infrastruktury. Odpowiada za lotnictwo i lotniska. To właśnie on 5 maja na antenie Radia Zet stwierdził, że pracownicy odpowiedzialni za nawoływanie do strajku powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności za straty, które poniosła spółka w związku z tym, że pasażerowie rezygnowali z przelotów, obawiając się strajku podczas majówki. Przedstawiciel rządu otwarcie nawołujący do działań z zakresu union busting – tego nie było nawet za rządów neoliberałów. A przecież mamy władzę, która podobno stoi po stronie pracowników.
Prezes Rafał Milczarski został w ten sposób poinformowany, że ze związkowcami nie musi się patyczkować, zważać na Kodeks pracy czy jakiekolwiek prawo. Otrzymał wolną rękę w tej rozgrywce. Stąd też brutalność działań. Monika Żelazik zwraca uwagę, że nie chodzi tylko o nią. To również sygnał dla wielu młodych pracowników – członków związków zawodowych. To przekaz: „możecie skończyć tak jak ona” – na zielonej trawce z oskarżeniem o terroryzm i prokuratorem na karku. Na zwolnienie przewodniczącej Żelazik nie wyraziły zgody związki zawodowe. Sprawa trafi do sądu. LOT przegra ten proces i będzie musiał wypłacić odszkodowanie. Ale sygnał wysłany: „buntujesz się? masz przejebane”. A wszystko z namaszczeniem „najbardziej prospołecznego rządu” ostatnich trzech dekad.
To moment, w którym związki zawodowe – wszystkie, bez wyjątku – powinny solidarnie stanąć w obronie Moniki Żelazik. Podobno szef OPZZ Jan Guz był przeciwko strajkowi w LOT. Panie przewodniczący, to chyba moment, aby te słowa o wsparciu z 1 maja, kiedy paradował Pan przez kwadrans w związkowym szaliku na proteście pracowników spółki, nabrały nieco realności. To również chwila, w której posłuszeństwo powinien wypowiedzieć Piotr Duda, przewodniczący związku, który z solidarnością miał ostatnio największy problem. Do Inicjatywy Pracowniczej apelować nie muszę. To jedyny związek, który zawsze potrafi się zachować. Ale musi być nas więcej.
Znaleźliśmy się w momencie, w którym bonzowie ze szklanego biurowca, zlokalizowanego, o ironio, przy ulicy Komitetu Obrony Robotników, działając w koordynacji z sądem, prokuraturą i rządem oskarżają o terroryzm przywódczynię strajku. To jawna przemoc i deptanie podstawowych praw. Ta bezczelność musi się spotkać ze zdecydowaną reakcją.