Dysydent Ferdynand Waniek, bohater serii dramatów Václava Havla i jego przyjaciół wrócił do polskiego teatru po latach nieobecności. W stołecznym Teatrze Dramatycznym Aldona Figura dała premierę trzech wańkowskich jednoaktówek: „Audiencji”, „Wernisażu” i „Protestu”.
Jednocześnie był to powrót Havla na polską scenę. Nie była nim premiera „Odejść” w warszawskim Teatrze Ateneum (reż. Izabella Cywińska, 2006), która miała się okazać jego odejściem z repertuaru polskich teatrów (z bodaj jednym tylko wyjątkiem). Samo nasuwa się powiedzonko z Havlowskiej „Audiencji” (które podobno zna każdy Czech); „To jsou paradoxy, co?”.
Spektakl Figury w oczywisty sposób nawiązuje do prapremiery w Teatrze Powszechnym w Warszawie w reżyserii Feliksa Falka z Mariuszem Benoit w roli Ferdynanda. Wtedy również połączono te same trzy jednoaktówki, ale okoliczności czasu były odmienne. Premiera odbyła się na krótko przed wprowadzeniem stanu wojennego (21 listopada 1981) i tytuł zniknął z afisza na wiele lat po 11 spektaklach. Nie była to premiera półlegalna, co sugerował pewien krytyk, wspominając, że w gazetach informowano wówczas, iż w Powszechnym idzie „przedstawienie zamknięte” – ukrywano w ten sposób, że tytuł znalazł się w repertuarze. Przeczy tej legendzie wydrukowany afisz teatralny, na którym znalazły się wszystkie informacje o przedstawieniu. Tak czy owak, niewielu widzów miało wówczas szansę obejrzenia sztuk Havla, a na wznowienie trzeba było czekać do 25 lutego 1989, czyli ponad siedem lat (wznowiono dwie jednoaktówki, bez „Wernisażu”). I tym razem okoliczności były szczególne: Havel właśnie został w bratniej Czechosłowacji znowu osadzony w więzieniu, a w Warszawie rozpoczęły się obrady okrągłego stołu. Jak przystało na owe czasy, na premierowej widowni pojawił się premier Mieczysław F. Rakowski, a ze strony opozycji Adam Michnik.
Zmartwychwstanie Ferdynanda Wańka, który wraca na stołeczną scenę po 30 latach nieobecności zachęca do przypomnienia dziejów tej ważnej nie tylko dla Czechów postaci. Sam Havel był zadziwiony karierą sceniczną, jaką zrobił jego naprędce naszkicowany Ferdynand Waniek w „Audiencji”. Napisał tę sztukę w dwa dni, gnany terminem spotkania, na którym w gronie przyjaciół miał zaprezentować swój najnowszy utwór. I okazało się, że ten „towarzyski” tekst stał się najczęściej grywanym dramatem Havla praktycznie na całym świecie (doliczono się ponad 500 premier, w tym 12 w Polsce).
Najwidoczniej autor utrafił w etapową potrzebę chwili. Co więcej, zainteresowanie „Audiencją” i innymi sztukami wańkowymi wynikało w niemałym stopniu z ich autobiograficznego tła. Wprawdzie Havel wielokrotnie zastrzegał się, że Waniek nie jest Havlem, że nie jest to postać z kluczem, ale z drugiej strony jego osobowość była bliska pisarzowi, a i biografią sporo ich łączyło. Havel naprawdę zatrudnił się w browarze, kiedy jego sztuki objęte zostały zakazem wystawiania, a on sam pozbawiony możliwości pracy w teatrze. Pracował w browarze, bo musiał z czegoś żyć i – jak widać – potrafił tę pracę przekuć w literaturę. Nawet imię ich wiązało, bo Waniek to forma zdrobniała imienia Vaclav.
Ferdynand okazał się nie tylko atrakcyjną postacią, demaskującą otoczenie, także w kolejnych jednoaktówkach Havla, ale i w powstających potem sztukach innych czeskich dysydentów – należeli do nich tacy autorzy jak: Pavel Landovsky („Remanent”. „Areszt”), Pavel Kohout („Atest”, „Degrengolada”, „Safari”) i Jiři Dienstbier („Przyjęcie”).
Postać Wańka stała się więc ikoną opozycjonisty, który bez wielkich słów i gromkich oświadczeń potrafi powiedzieć, kiedy trzeba: „nie”. W postaci Browarnika zaś dostrzeżono postszwejkowski archetyp, „życiowy oportunizm – jak pisała Jana Patočková – małych czeskich ludzi, których jedynym celem jest przetrwanie za wszelką cenę”. Motyw obecny w czeskiej literaturze od lat 50. ubiegłego wieku.
Waniek i Browarnik mieli się spotkać po kilku latach za sprawą dziennikarza i przyszłego polityka Jiři’ego Dienstbiera (był pierwszym ministrem spraw zagranicznych po transformacji ustrojowej) i wspomnianej jednoaktówki „Przyjęcie”. Autor wprost nawiązał do „Audiencji”, obsadzając Wańka i Browarnika w rolach głównych, a przy tym z niezwykłym talentem odtworzył typy bohaterów z Havlowskiej tragikomedii. Tak jak u Havla jego Waniek jest lekko wycofanym dysydentem, który stroni od narzucania nie tylko swoich przekonań, ale nawet towarzystwa komukolwiek, zawsze gotów przestrzegać obowiązujących reguł postępowania w nadziei na przeczekanie trudnego położenia.
Paradoks polega bowiem na tym, że ponowne spotkanie z Browarnikiem ma miejsce w więzieniu – stąd na początku Ferdynand Waniek nie poznaje swego dawnego jowialnego prześladowcy i zwierzchnika z browaru. Teraz obaj są osadzonymi, ich status uległ zmianie i pozornemu – jak się okaże – wyrównaniu. Dysydent Waniek został nie tylko pozbawiony możliwości publikacji swoich utworów i pracy w teatrze czy mediach, ale osadzony za „sianie zamętu”, Browarnik zaś odsiaduje wyrok za pospolite matactwa, choć nadal – zapobiegliwy i obrotny – nawet w więzieniu wydaje się wychodzić na swoje. Zarządza współwięźniami, pełni funkcję nadzorcy wewnętrznego, mimo że sam jest nadzorowany. Nie zmienia się też zadanie, które powierzają mu nadzorcy. Tak jak w sztuce Havla miał pisać raporty o podejrzanym politycznie Wańku, także w sztuce Dienstbiera przyjmuje funkcję „etatowego” donosiciela, choć nigdy nie użyłby w stosunku do siebie słowa donosiciel. Wie, że ludzie pogardzają tymi, co na nich kablują. Ale jego instynkt samozachowawczy każe mu powiewać sztandarem oportunizmu: „Zawsze dostajesz najlepsze oceny – powiada – za te wiadomości, które umiesz sprzedać. Życie to życie”.
O ile w „Audiencji” Havla Waniek zdecydowanie odrzucał propozycję Browarnika, aby pisał sam na siebie donosy, zapewniając sobie (i Browarnikowi) święty spokój, o tyle w kolejnym wcieleniu w „Przyjęciu” Waniek sam proponuje, a nawet nalega, że będzie na siebie „donosił”. W ten sposób, liczy, będzie mógł przynajmniej tworzyć swój wizerunek wedle własnego upodobania. To paradoksalne odwrócenie sytuacji tworzy silne napięcie dramaturgiczne i moralne, które mogłoby przynieść ciekawe rezultaty na scenie. Jak do tej pory jednak nikt (przynajmniej w Polsce) nie próbował połączyć w jednym spektaklu „Audiencji” Havla i „Przyjęcia” Dienstbiera, choć – jak nietrudno sobie wyobrazić – wzmocniłoby to „wańkowskie paradoksy”. Tak przynajmniej sugerowała Lenka Jungmanova w posłowiu do czeskiego wydania sztuk o Wańku, „W roli głównej Ferdynand Waniek”, wykorzystanym jako wprowadzenie do polskiej edycji tej książki (2008). Może ktoś się pokusi o taką próbę?
Na razie cieszmy się z trzech „wańkowek” w Dramatycznym. Aldona Figura wzmocniła ich humorystyczny rys, dodając nieliczne, ale silne efekty (np. odgłos strumienia podczas oddawania moczu przez Browarnika, dziwną zależność szumu spuszczania wody i przygasania światła itp.), a także przerysowując karykaturalnie interpretację aktorską – dotyczy to w szczególności środkowej części, czyli „Wernisażu”, kompromitującego nowobogackie kompleksy przyjaciół Wańka, Wiery (Anna Gorajska) i Michała (Sławomir Grzymkowski). W tekście Havla reżyserka odnalazła nieprzebrzmiałe walory. Ludzie zawsze usiłują wymigać się od nieprzyjemnej roboty (Browarnik), odpowiedzialności (jak pisarz Staniek z „Protestu” – w tej roli Łukasz Lewandowski) albo ukryć za gromadzonymi rzeczami („Wernisaż”). Choć to teksty silnie związane ze swoim czasem tzw. realnego socjalizmu w wydaniu czeskim – wiele sytuacji reżyserka odczytywała uniwersalnie. Dezaktualizacji obserwacji Havla zapobiegał także Robert T. Majewski, który delikatną kreską sportretował trochę nieporadnego, wycofanego, a mimo to pryncypialnego obrońcy tego wszystkiego, co istotne dla przyzwoitego człowieka. Partnerują mu mniej lub bardziej przerysowani bohaterowie z przeszłości, spośród których najsilniejsze wrażenie robi cwany szef browaru w majsterskim wykonaniu Janusza R. Nowickiego. Poi Wańka piwem i udziela życiowych nauk: „Nie bądź pan smutny!”. Oglądając ten spektakl nie sposób nie zauważyć, że oportunizm, znieczulica i konformizm nie straciły na aktualności, choć zmieniły się okoliczności przyrody.
„Havel zapytany wprost – pisał Jan Kłossowicz po premierze w Powszechnym – o czym traktują jego sztuki, nawet nie wspomniał o zasadniczych problemach politycznych, odpowiadając: „zdaje mi się, że właściwie wszystkie moje dotychczasowe sztuki mają w istocie jeden, jedyny temat, mianowicie temat kryzysu tożsamości człowieka”. Zdaje się, że to podstawowy powód, dlaczego wraca apetyt na jego sztuki.
PROTEST Vaclava Havla, tłum. Andrzej S. Jagodziński, reż. Aldona Figura, scenografia i kostiumy Joanna Zemanek, światło Andrzej Król, kier. produkcji Rafał Rener, premiera 15 lutego 2020, Scena im. Haliny Mikołajskiej, Teatr Dramatyczny m. st. Warszawy