16 listopada 2024
trybunna-logo

Zagrać wszystko

Jerzy Bończak. Tarnobrzeg. 2002.

Z JERZYM BOŃCZAKIEM, aktorem i reżyserem, z okazji 70 rocznicy urodzin, rozmawia Krzysztof Lubczyński.

Ostatnio masowa widownia ogląda Pana m.in. w roli Prokuratora Stanu Wojennego w „Uchu Prezesa”, a ja przejrzałem Pana role teatralne, filmowe, telewizyjne i doszedłem do wniosku, że wśród czołówki polskich aktorów jest Pan chyba jednym z najbardziej, jeśli nie najbardziej doświadczonym, jako że nie tylko od kilkudziesięciu lat gra Pan na scenach warszawskich, ale występował Pan też i przede wszystkim reżyserował na kilkunastu scenach tzw. prowincjonalnych, od Elbląga przez Częstochowę, po Jelenią Górę i Wałbrzych. Co daje takie doświadczenie twórcy warszawskiemu?
Przede wszystkim luksus spokojnej pracy, w ludzkim tempie, bez warszawskiego pośpiechu i biegania od studia do studia, od teatru na plan. Tam aktorzy, reżyser itd. mają czas na spokojną pracę nad rolami, nad spektaklem. Żyjemy w takich czasach, że mamy dostęp do różnych luksusów, ale najmniejszy do luksusu spokojnego życia w umiarkowanym tempie. A poza tym poznałem dzięki temu wielu nowych, ciekawych ludzi teatru, działających na scenach pozawarszawskich i nabyłem wiele nowych doświadczeń.
Jako aktor ma Pan tak nieczęste, szerokie emploi, że może Pan zagrać wszystko, od ulicznego „menela” i postać farsową, poprzez role realistyczne, po postacie klasyczne, jak Edek w „Tangu” Mrożka czy Mefisto w Fauście” Goethego. Jak się żyje z taką różnorodnością i natłokiem w głowie?
Znakomicie, bo to jest właśnie kwintesencja aktorstwa – potrafić zagrać wszystko. Mój znakomity, starszy kolega Wiesław Gołas proszony o zagranie ołówka, pytał, czy ma być to ołówek zwykły czy kopiowy. Wiem oczywiście, że są inne, także szlachetne odmiany stylu aktorskiego, n.p. taki jakiego mistrzem był Gustaw Holoubek, wiem, że istnieje też odmiana aktorstwa zwanego „rezonerskim”, ale esencja aktorstwa to wcielanie się w rozmaite postacie, psychiki czy sposoby bycia.
Po studiach w warszawskiej PWST ukończonych w 1971 roku zaangażował się Pan do warszawskiego Teatru Rozmaitości. Dobrze wspomina Pan tamten czas?
Wybitnie dobrze, bo zgodnie z jego nazwą był w nim bardzo rozmaity repertuar, od współczesnego, przez komediowy po dramatyczny, realizowany przez rozmaitych, także stylem pracy, reżyserów. Nagrałem się w nim do syta, rozmaitych ról, co było świetną szkołą, od „Żab” Arystofanesa po Lokaja w popularnym „Cieniu” Młynarskiego, od Dyla Sowizdrzała po Żabę i Żółwia w „Alicji w krainie Czarów”.
Mimo to w 1980 roku przeszedł Pan do Teatru Nowego w Warszawie. Dlaczego?
Namówił mnie Bohdan Cybulski, u którego w 1977 roku zagrałem gościnnie, w Szczecinie, w „Księciu Niezłomnym” Słowackiego. Chyba wtedy Cybulski sobie mnie upatrzył. Jeszcze jednak przez trzy lata zostałem w Rozmaitościach, a miałem też krótki epizod w Ateneum, krótki, za to w roli Zietena w wybitnym przedstawieniu „Wielkiego Fryderyka” Nowaczyńskiego w reżyserii Józefa Grudy. Do Nowego przeszedłem w 1980 roku rozpoczynając od roli Edka w „Tangu” Mrożka. Czas Nowego to mój najlepszy czas teatralny. Dziś w budynku tego teatru przy Puławskiej jest sieciowy market spożywczy. Zagrałem tam m.in. Sganarela w „Don Juanie” Moliera, Skrzypka w „Rzeźni” Mrożka, Mefista w „Fauście” Goethego, Szatana w „Kordianie”, Govera w „Peryklesie” Szekspira, monodram „Pamiętnik wariata” Gogola, Iwana Karamazowa w „Braciach Karamazow” Dostojewskiego czyli w wielkiej literaturze, na ogół w znakomitych inscenizacjach samego Cybulskiego. I może bym w tym teatrze został dłużej, gdyby nie śmierć Cybulskiego w 1989 roku. Wtedy inni reżyserzy zobaczyli mnie niemal wyłącznie jako aktora komediowego, farsowego i od tej pory moja droga zawodowa przechyliła się w tę stronę. Grałem więc dużo takich ról, głównie w teatrach Komedia i Kwadrat, a także na wspomnianych scenach „prowincjonalnych”. Jednak nie żałuję, bo akurat to przyniosło mi największą popularność i szeroko otworzyło drogę do filmu i telewizji.
No właśnie, w pewnym momencie film i seriale Pana objęły na full: od dramatycznej roli w półdokumentalnym filmie społecznym Trzosa Rastawieckiego „Zapis zbrodni”, poprzez tytułowego „Mazepę” w filmie Gustawa Holoubka, realistyczne role w „Akwarelach” Rydzewskiego czy „Wyroku” Witolda Orzechowskiego, komediową w „Misiu” Barei czy witkacowską w „W starym dworku czyli niepodległość trójkątów”, od seriali „starego typu”, jak „Lalka”, „Kariera Nikodema Dyzmy „Alternatywy 4”, „Życie Kamila Kuranta” po niezliczone role w serialach „nowego typu”. No i w Teatrze Telewizji tak różne role jak ksiądz Lwowicz w „Dziadach” czy Stiopa w „Mistrzu i Małgorzacie” Bułhakowa.
Ta różnorodność moich ról jest moim ogromnym bogactwem i posagiem, który wnoszę do każdej roli. Roli dramatycznej bardzo dawno nie zagrałem, bo mnie zaszufladkowano jako komika i farsowca, ale marzy mi się zagrać porządną rolę dramatyczną z wykorzystaniem, z tyłu głowy, tego bagażu komediowo-farsowego. To byłby kapitalny mix, bo nie ma w teatrze, w aktorstwie w ogóle niczego ciekawszego niż stop tragizmu, dramatyzmu z komizmem i groteską.
W Teatrze Telewizji zagrał Pan też dwukrotnie u Grzegorza Królikiewicza: Piotra Borzęckiego w „Trzecim Maja” i zdrajcę Kalksteina w „O coś więcej niż przetrwanie”, niezwykle oryginalnych widowiskach historycznych, o do niczego innego niepodobnym klimacie i stylu. Jak się Panu z nim pracowało?
Hardcorowo, jak mówi dziś młodzież. To był po prostu psychopata, ale zarazem bardzo twórczy artysta i te jego psychopatyczne w stosunku do aktorów działania, nawet pomiatanie nimi, dały w efekcie, to trzeba przyznać, niezwykłe, bardzo ciekawe rezultaty.
W czym będzie można Pana zobaczyć w najbliższym czasie poza teatrem i serialami, no i poza rolą Prokuratora Stanu Wojennego w „Uchu Prezesa”?
Pod koniec grudnia będzie premiera filmu „Pan T” o Leopoldzie Tyrmandzie, w którym zagrałem Bolesława Bieruta?
To będzie film historyczny?
Raczej wariacja na temat tamtych czasów, trochę zgrywa, w stylu farsowym, spojrzenie na tamte czasy okiem młodego reżysera. Ma zresztą ostatnio jakiś fart do ról na podłożu historycznym, bo Jurek Hoffman dał mi rolę kapitana Kostrzewy w „Bitwie warszawskiej 1920” a Borys Lankosz rolę partyjnego dostojnika w „Rewersie”.
Dziękuję za rozmowę.

Jerzy Bończak – ur. 29 lipca 1949 w Bieżuniu, absolwent PWST w Warszawie 1971, aktor i reżyser.

Poprzedni

Gospodarka 48 godzin

Następny

Poparzone wrzątkiem

Zostaw komentarz