23 listopada 2024
trybunna-logo

Wyborcza wybiórczo o Ukrainie

Converted from WebP to JPG using ezgif.com

Do tragedii i położenia ukraińskich uchodźców powinniśmy mieć stosunek jednoznaczny, ale historia polsko-ukraińskich odniesień jest bardziej skomplikowana.

„W sieci – pisze Paweł Smoleński – w wypowiedziach publicznych, w oświadczeniach wpływowych polityków, wzmożonych działaczy oraz pospolitych oszołomów powielane są antyukraińskie kalki, pomówienia i brednie”. O tym wszystkim w obszernej wypowiedzi pt. „Fake newsy o ukraińskiej historii. Żerowanie na dramatach z przeszłości” w dodatku historycznym „Gazety Wyborczej” (11-12.06.2022). 

Byłem przekonany, 

że wypowiedź powstała celem ograniczenia, przeciwstawienia się ewentualnym krytycznym opiniom i negatywnemu stosunkowi do pomocy niesionej nieszczęśliwym przez wojnę uciekinierom. Co prawda spore zdziwienie wywoływał tytuł i wielokrotnie powtarzające się „fake news”, gdyż termin pojawił się niedawno, a Autor przywołuje przykłady i wydarzenia co najmniej sprzed trzydziestu lat, które już dawno poszły w zapomnienie nie tylko wśród młodych Polaków. Sedno sprawy leży gdzieś indziej, ale warto poznać wywód Smoleńskiego.

Zdjęcie czworga powieszonych na drzewie dzieci, 

wg niektórych – celowo lub przypadkowo – miało dokumentować rzeź wołyńską i było już wcześniej wielokrotnie wykorzystywane publicystycznie, a nawet stało się inspiracją pomnika powstałego w Przemyślu w 2003 roku. Okazało się, że fotografia dotyczy zupełnie innego wydarzenia i dlatego w tych wywodach uznana została za fake newsa. W istocie rzeczy nie zmienia to znanych faktów, że UPA (Ukraińska Powstańcza Armia) i tzw. czerń dokonały ludobójstwa mordując 70-100 tysięcy Polaków, także Rosjan, Ukraińców, Żydów również za pomocą wideł, łopat, siekier i czasem pił. Fotografa przy tym nie było. 

„Łuny w Bieszczadach” 

to tytuł książki Jana Gerharda (ostatnie wydanie czterdzieści dwa lata temu !!!), który „Zarobił worek pieniędzy na tym niewiarygodnym kłamstwie i bezczelnej propagandzie.” Uzasadniając tę opinię Smoleński pisze, że „nie da się wymazać z polskiej historii akcji „Wisła”, deportacji Ukraińców z południowego wschodu na poniemiecką północ i zachód…Nie da się wymazać też uprzedzających wywózki antyukraińskich akcji pacyfikacyjnych, tak sił patriotycznego podziemia, jak Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Wojsk Ochrony Pogranicza…”

W tych wywodach Autor świadomie pomija przyczyny, które spowodowały opisane wydarzenia. Bardziej lub mniej wiarygodny ich opis we wspomnianej powieści nie zmienia faktu, że żadna władza państwowa (polska przedwojenna czy powojenna, komunistyczna czy demokratyczna) nie mogła tolerować wyjątkowo aktywnego, zbrojnego, nacjonalistycznego, ukraińskiego podziemia na swoim terytorium. 

Prof. Feliks Kiryk wspominał: „w 1945 i 1946 roku mieszkańcy mojego rodzinnego Bukowska stali się ofiarami napaści ze strony oddziałów UPA. W 1945 r. zabito 3 osoby oraz zarekwirowano konie, krowy, żywność oraz ubrania i obuwie a w 1946 sotnia „Chrina” spaliła większość budynków, zabiła kilka osób oraz zaminowała kościół a do jego wrót przywiązano miejscowego księdza.” Wielodzietna rodzina Stanisława Kiryka, podobnie jak i liczni mieszkańcy spalonej wsi, udała się w Szczecińskie i osiadła w Namyślinie. 

To nie jest żaden fake news, podobnych wydarzeń było w nadmiarze, zaś rozstrzygniecie tej kwestii niosło dramatyczne skutki często dla obu stron konfliktu. 

Prowyd OUN znów nadaje, 

czyli kierownictwo Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów znów jest aktywne – to obszerny opis sześćdziesięciu stron fałszywki o jednoznacznie antypolskim charakterze z 1990 roku, podobno autorstwa Edwarda Prusa, zatrudnionego w tym czasie jako konsultant Urzędu Ochrony Państwa. Nie bardzo wiadomo z jakich powodów powstała i jakim celom u zarania III RP miała służyć, ale historia uczy, że podobne bzdury i wcześniej, i dziś także, rodzą się w różnej formie i na odmienne tematy.

Iwan (Groźny, nazywany tak przez więźniów) Demianiuk 

to ostatni przykład jakoby antyukraińskich fake newsów. Odnaleziony na terenie USA dzięki liście ukraińskich zbrodniarzy wojennych przekazanej z Moskwy, wydany Izraelowi, zwolniony przez sąd, gdyż okazało się, że nie był strażnikiem w obozie koncentracyjnym w Treblince, a następnie sądzony i skazany w RFN za znęcanie się nad Żydami na takim właśnie stanowisku, ale w koncentracyjnym obozie w Sobiborze. To widocznie dla Autora zasadnicza różnica; pisze dalej, że z archiwów KGB wynika: „akcja wobec zbrodniarza wojennego Iwana Demianiuka była od początku sowiecką prowokacją wymierzoną w ukraiński ruch niepodległościowy.” Tym szczególnym przykładem i wyrażoną sentencją Paweł Smoleński przekroczył wszelkie granice obrony ukraińskiej godności.

Wyliczyłem ważniejsze treści 

tej wypowiedzi, ale jeżeli już szukać w odległych czasach nieprawdy o Ukraińcach, to zapomniał Smoliński o powszechnie znanym dziele Henryka Sienkiewicza „Ogniem i mieczem”, które na rozumną drogę wyprowadził w filmowej wersji Jerzy Hoffman. Tak to po prostu bywa, że chyba każde państwo i naród mają coś za uszami i dobrze jest o tym nie tylko wiedzieć, ale i pisać prawdę, tym bardziej gdy rzecz ociera się o współczesność. A ona od powstania państwa ukraińskiego przywoływała nam poczet ich narodowych bohaterów w postaciach przywódcy OUN Stepana Bandery, dowódcy UPA Romana Szuchewycza, w gloryfikacji czynów innych w UPA, Wehrmachcie, Batalionie „Nachtigall”, nie wspominając już o 14 Dywizji Waffen SS-Galizien. Nie da się tego wymazać z naszej pamięci. 

Polska zamierza zaakceptować kult Bandery

Okazuje się jednak, że Smoleński swoimi rozważaniami wyprzedza, a może tylko nadąża, za planowanymi przez rząd: „Według informacji uzyskanych przez Onet z dwóch niezależnych źródeł w dyplomacji, władze Polski podjęły decyzję, żeby w relacjach z Ukrainą wyciszyć spór o gloryfikację Stepana Bandery i przestać przeciwko temu kultowi protestować.” 

Witold Jurasz – autor obszernej analizy-komentarza tych informacji na Onecie – dodaje, że „Polska miałaby od tej chwili ograniczyć się do sprzeciwu wobec kultu naczelnego dowódcy Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) Romana Szuchewycza oraz dowódcy UPA na Wołyniu Dmytro Klaczkiwskiego ps. Kłym Sawur, bezpośrednio odpowiedzialnych za mordowanie Polaków.”

Należy z wielkim uznaniem przyznać, a nie jest to takie częste w stosunku do Onetu, że Jurasz roznosi w pył argumentację o „niewiniątku” Banderze, również o tzw. niejasnościach w sprawie rzezi wołyńskiej. Uzupełnić jeszcze należy, że Bandera ma krew na rękach również dlatego, że jako członek Krajowego Prowydu, czyli Krajowej Ekspozytury OUN, został sądownie uznany za jednego z winnych zamachu i śmierci ministra spraw wewnętrznych II RP Bronisława Pierackiego w 1934 roku. Skazany na karę śmierci, potem zamienioną na dożywocie, wyszedł na wolność, gdy bramy więzień otwarły się we wrześniu 1939 roku.

Równie celnie prezentowane są negatywne, liczne i bardzo poważne, skutki dla Polski, akceptacji przez rząd PiS trwającego kultu Bandery. Dodać jeszcze powinniśmy pamięć zapisaną w ludzkich losach – polskich i ukraińskich – oraz na kartach prawdziwej historii, których po prostu nie da się zmienić.

Ten tendencyjnie nakręcony tekst,

podobnie jak rządowa akceptacja kultu Bandery, niczemu nie służą – ani ukraińskim uchodźcom w naszym kraju, ani polskiej pomocy im niesionej, ani też zrozumieniu wzajemnych, wielowiekowych, zbyt często trudnych, polsko-ukraińskich odniesień. Pierwsze w swym charakterze jest kolejnym fake news, czyli treścią nieprawdziwą lub nie do końca prawdziwą, a nadto od dawna znaną. Drugie to rzeczywiście mina podłożona pod stosunki polsko-ukraińskie, gdyż trudno je owocnie budować na kłamstwie.

 Zygmunt Tasjer 

Poprzedni

Biedny, czyli gorszy

Następny

Długi marsz przez dyskurs