17 listopada 2024
trybunna-logo

Wokół zawartości i kontekstów „Września” Jerzego Putramenta

Minęła 82, okrągła rocznica agresji Niemiec na Polskę, czyli wybuchu II wojny światowej 1 września 1939 roku. Świat jest inny, Polska jest inna, Niemcy są radykalnie inne, inaczej na ogół prowadzone są wojny, ale są też i pewne podobieństwa. Polska skłócona jest w mniejszym czy większym stopniu ze swoimi sąsiadami, z Niemcami, Czechami, Rosją, Białorusią. Relacje z małą Słowacją są, póki co, neutralne, a z Ukrainą może być różnie mimo obecnych pozorów sielanki. Tylko na północy za brudnym i martwiejącym Bałtykiem jest odległa, bardziej mentalnie i antropologicznie niż geograficznie, obca Szwecja.

„Larwa narodu”?
No i jeszcze jedno: w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki Północnej Polska jest, z grubsza biorąc, w punkcie wyjścia z 1939 roku czyli generalnie poza jej specjalnym zainteresowaniem. A rząd PiS i jego propaganda traktuje swojego niedawnego Supersojusznika już niemal jak wroga i nabijają się z Joe Bidena niemal jak niegdysiejsi „antykomuniści” z Leonida Breżniewa. Poza tym Polska jest też, podobnie jak w 1939 roku, bezbronna militarnie, co wykazał wynik symulacji agresji rosyjskiej, a pomoc NATO wcale nie taka oczywista. Polska jest więc dość podobnie jak w 1939 roku (praktycznie, nie formalnie) – osamotniona. Wakacje 1939 roku były co prawda generalnie spokojniejsze niż tegoroczne, ale wtedy nie było TVPiS, TVN24, Polsatu i internetu, czyli wszędobylskiej polityki transmitowanej na okrągło. Nawet radio było jeszcze w powijakach. Czy zmierzam do tego, by ogłosić, iż przewiduję powtórkę z września 1939 roku? Nie mnie to oceniać, ale skojarzeń trudno uniknąć, choć historia nigdy się nie powtarza w tym samym kształcie. Obawiam się też, że gdyby doszło do nieszczęścia, nie byłaby to piękna klęska jak z pisowskich malowanek dla grzecznych dzieci. Przebieg zdarzeń przypominałby raczej ten obraz kampanii wrześniowej, który odmalowali w swoich powieściach: Stefan Kisielewski w „Sprzysiężeniu”, Jan Józef Szczepański w „Polskiej jesieni” i Jerzy Putrament we „Wrześniu”. Tej ostatniej będą poświęcone poniższe uwagi.
Zaraza polskości
„Ożywa przed czytelnikiem cały teatr kampanii, jego decydujące szlaki, jej szybkie wydarzenia – pisał młody krytyk Andrzej Wasilewski w swoim szkicu o powieści tuż po jej ukazaniu się (1952) – Poznajemy myśl operacyjną sanacyjnych dowódców i uczestniczymy w losach poszczególnych armii, doświadczenia różnych warstw narodu i ludu warszawskich przedmieść, chłopstwa, drobnomieszczan zamarłych miasteczek dwudziestolecia, inteligencji mieszczańskiej różnego kalibru, przywódców sanacyjnej kliki i przedstawicieli najlepszych sił narodu – komunistów”.
To generalna kwantyfikacja. Wasilewski zwraca jednak uwagę na niezwykle ciekawe konstatacje polityczne zawarte w powieści. Józef Beck, jedna z realnych postaci pojawiających się we „Wrześniu”, mówi o Polsce jako o „nikczemnym kraiku”. Krytyk zwraca uwagę, że „ostatnie dni sanacji to okres szczytowego natężenia jej łajdactw”. Wspomina o postaci Knothego, „generała sprzątniętego przed „Dwójkę” za odważną krytykę samobójczego planu obrony”. „Z drugiej strony Becki, Rydze, Burdy i Rąbicze. Bankier Vestri, „dziennikarka reżimu Gaysse i „ludowcy” w rodzaju Kulibaby” – pisze Wasilewski i dodaje: „O ile reprezentanci sanacji przedstawieni zostali z doskonałą ostrością i plastyką, to przedstawicielom ludu brak tej pełni”. „Największą siłą Putramenta jest demaskatorstwo, słabiej wypadają w niej ciepłe, przyjazne, przejmujące odblaskiem czystego życia”. „Dialogi pulsują dramatyzmem”.
Dialogi rzeczywiście pulsują dramatyzmem, a nawet błyskotliwością. Szwajcarski bankier Vestri w rozmowie z senatorem Potockim mówi: „Niech pan powie, hrabio, w czym się kryje ta zaraza polskości? Chwilami myślę, że to coś w rodzaju malarii. Człowiek przyjeżdża tutaj, jakby nigdy nic, zrobić jakiś interes, zgarnąć pieniądze i jechać do spokojnych, kulturalnych krajów, aby przetrawić łup. Zrazu Polska działa na niego odpychająco. To towarzystwo warszawskie zapatrzone w jakieś tam zagranice jak jacyś Rumuni. Ta bida, niechlujstwo i jednocześnie zarozumiałość. (…) A jednocześnie przekonanie, że Polska jest pępkiem świata. Bezmyślny, zwierzęcy patriotyzm. I przy tym zupełny brak zmysłu politycznego. Kłótnie i swary wszystkich ze wszystkimi. I jednoczesne zgodne i zgrane pchanie tej ukochanej ponad wszystko ojczyzny do wielkiej katastrofy”.
Polacy jak dzieci – bawią się
Skąd się to bierze?”. (…) „Wie pan (…) chwilami zdaje mi się, że to po prostu dzieci. (…) Są takie meksykańskie bodaj salamandry, które całe życie spędzają w stadium larwy. Może i z Polską jest podobnie? Po prostu larwa narodu, coś jej tam przeszkodziło, czegoś zabrakło, czegoś było za dużo i normalne przekształcanie się zahamowało. To by tłumaczyło tę nieodpartą atrakcyjność Polaków. Dzieci są brudne, źle wychowane, zarozumiałe, krzykliwe, porywcze i łatwo zapominające, okrutne. Ale są dziećmi. Polacy tylko bawią się – w wojsko, w rząd, w wielkie mocarstwo”.
Bardzo obszerną i drobiazgową analizę „Września” zawarł Ryszard Matuszewski w szkicu „Powieść o klęsce wrześniowej”, zwracając uwagę przede wszystkim na wybitne walory jej warstwy satyrycznej, sarkastycznej, pamfletowej, momentami marionetkowej, ogarniającej polityczne i wojskowe sanacyjnej „góry” i słabość artystyczną scen ukazujących świat pozytywny: ludu, chłopów, robotników, a także komunistów (po nazwiskami Kalwego i Walczaka skrywają się Alfred Lampe i Marian Buczek): „Klika sanacyjna, cywilna i wojskowa, reprezentowana jest przez kapitalne postacie dwu „szarych eminencji” reżimu, Rąbicza i Burdę, wraz z ich otoczeniem politycznym i domowym, ich „świtą” i żonami bądź kochankami. Jest wspaniała postać odsuniętego na bok „starego legionisty” Friedenberga. Szereg postaci wyższych i niższych wojskowych: „dwójkarz” Ślizowski, wywindowani przez reżim „sztabowcy” i „liniowcy”, i młody sanacyjny narybek oficerski. I mała totumfacka płotka dziennikarska – Gaysse-Tarnobrzeska, i drobni urzędnicy, i policja”. Matuszewski odrzuca jednak zarzut o „kadenizm” „Września”, czyli pokrewieństwa stylistyczne z prozą Juliusza Kadena-Bandrowskiego. „Językowe podobieństwa naraziły powieść Putramenta, wówczas kiedy drukowano ją w odcinkach, na niesłuszny, bo ogólnikowo formułowany zarzut naturalistyczno-ekspresjonistycznego rozwichrzenia stylu, przypominającego przedwojenne powieści Kadena Bandrowskiego. Zarzut był niesłuszny, bo styl Kadena wiązał się z całą jego postawą ideową, był konsekwentnym jej odpowiednikiem, zacierał celowo oblicze postaci, sprowadzając ich działanie do biologicznych odruchów. Nic podobnego nie ma u Putramenta, którego postaciami rządzą nie zafałszowane dyrektywy myślowo-ideologiczne”.
Opinie Zweiga i Wańkowicza
Warto przeczytać „Wrzesień” zarówno po raz pierwszy, jak i w ramach powtórki. Piszący te słowa co pewien czas powraca do tej powieści z satysfakcją jak rzadko do innych. To musi coś znaczyć, bo do złej prozy nie wracałoby się tak chętnie, a to świadczy o tym, że Putrament był, wbrew nienawidzącemu mu go „antykomunistycznemu” koleżeństwu po pisarskim fachu, naprawdę dobrym pisarzem, któremu przylepiono „gębę” nieutalentowanego grafomana i aparatczyka. W przypadku zaś „Września” okazał się pisarzem bardzo wybitnym. A wielu z tych „nieskazitelnych” pozostawiło po sobie jedynie nie nadające się do czytania nudy na pudy.
„Nazwisko Jerzego Putramenta stawiam od tej chwili w jednym rzędzie z nazwiskami francuskich, angielskich i niemieckich pisarzy, należących do najlepszych epików tej epoki, która zakończyła się naszą erą atomową” – napisał wybitny pisarz niemiecki Arnold Zweig w swoim tekście o „Wrześniu”. W „Prosto od krowy” Melchior Wańkowicz nazwał „Wrzesień” „Generałem Barczem na czerwono”.
Po 82 latach od czasu akcji powieści i po 69 latach jakie upłynęły od jego wydania, „Wrzesień” Putramenta, choć w warstwie stricte historycznej i personalnej już tylko dokumentem epoki, to w swej warstwie artystycznej ciągle uderza świeżością i atrakcyjnością, dynamiką i prawdą. A przede wszystkim jest w niej walor i duch metafory oddającej z rzadką trafnością klimat i esencję „polskości”, „kompleksu polskiego”, konfrontację polskiej żywotności i zarozumialstwa z brutalnymi wyzwaniami historii, w tym polskiego zachowania w obliczu klęski.

Poprzedni

Z francuskiego na filmowy

Następny

Rosjanie zmorą Novaka Djokovicia

Zostaw komentarz