Stając przed wyborem: stare ukraińskie zbrodnie, czy nowy antyrosyjski sojusz z Ukrainą, pan prezes Jarosław Kaczyński, wybrał antyrosyjski sojusz.
Coraz cieplej robi się w relacjach polsko – ukraińskich. Nie wpuszczono do naszego kraju ukraińskiej kapeli Ot Vinta. Bo, zdaniem Straży Granicznej – nowej polskiej państwowej cenzury, muzyka muzyków zagrażała bezpieczeństwu warszawskiemu szczytowi NATO.
Do tej pory największym zagrożeniem dla niepodległości Polski bywali ruscy motocykliści, mięsożerni jak nocne wilki, a także krajowi cykliści i wegetarianie. Teraz wystarczyła jedna kilkuosobowa kapela + akustyk, aby postawić na nogi całą polską Straż Graniczną. A ministra spraw wewnętrznych Błaszczyka na głowę.
Czyżby państwo polskie już tak osłabło?
Walka jednak nie ustaje. Teraz patriotyczna Polska niecierpliwie czeka na poniedziałek 11 lipca. Na ten dzień pan marszałek Sejmu RP Marek Kuchciński miał zwołać dodatkowe, specjalne posiedzenie Sejmu RP, aby podjąć oczekiwaną, owianą już legendami, uchwałę.
Uchwałę ukraińskie ludobójstwo nazywającej ludobójstwem i ustanawiającej 11 lipca Dniem ludobójstwa ukraińskiego.
Tak ma być, ale czy w poniedziałek tak będzie, pewności nie ma. Bo obiecane przez Marszałka Kuchcińskiego posiedzenie spadło z sejmowego kalendarza. Pozostaje ostatnie przed długimi, sejmowymi wakacjami posiedzenie zaczynające się 19 lipca.
Wcześniej, bo 25 czerwca pan Marszałek Marek Kuchciński do Truskawca wpadł, na piknik rozwoju regionalnego. Spotkał tam swego kolegę po fachu Andrieja Parubija z ukraińskiego parlamentu.
I piknikowali sobie jak to Marszałek z Marszałkiem.
Nie byłem tam, to i nie wiem, co jedli i pili. Czy może pan Marszałek wziął kwasa od jakiegoś Tarasa, bo mu się hippisowska młodość przypomniała?
Ale już dnia następnego po biesiadzie Marszałek Parubij dumnie w ukraińskich mediach ogłosił, że zawarł pakt o nieagresji z Marszałkiem Kuchcińskim.
I zgodnie z umową truskawiecką Sejm RP zobowiązał się nie uchwalić uchwały o ukraińskim ludobójstwie przez szczytem NATO. Dzięki temu nie będzie zgrzytów przy podpisywaniu umów o współpracy wojskowej NATO – Ukraina. Bo nieelegancko byłoby, gdyby w Warszawie demokratyczne NATO kooperowało z ukraińską armią, której bohaterowie ludobójstwa się dopuszczali, co właśnie Sejm RP uchwalił.
I tak pan Marszałek Andrij Parubij brylował w ukraińskich mediach, o pakcie rozpowiadał, a potem nawet jak Wernyhora wieszczył, że polski Sejm nie zdąży już przed wakacjami z anty ukraińską uchwałą.
Na to pan Marszałek Kuchciński milczał wymownie. Nie dlatego, że pustkę pobiesiadną w głowie miał, tylko chytry plan, godny samego pana Zagłoby.
Bo oto warszawski szczyt NATO skończy się w sobotę dziewiątego lipca. Do tego czasu armia ukraińska pozostanie polską uchwałą nietknięta. W niedzielę dziesiątego lipca będzie czas na msze dziękczynne za udany szczyt. A już w poniedziałek jedenastego, na specjalnie zwołanym posiedzeniu, Sejm RP miał odpalić Ukraińcom wspomnianą uchwałą. Bo Sejm skonfederowany przez PiS i Kukiz15 w jeden dzień z taką robotą zdążyć powinien.
Zdążyłby na pewno, bo posłowie Klubu Kukiz15, którzy jak Komsomoł PiS-u zachowują się, i cały czas baczyli uważnie, aby starsi koledzy z klubu Prezesa Wszystkich Prezesów nie tylko zdążyli, ale i na najmniejszy kompromis z ludobójcami nie poszli.
Zwłaszcza, że dotarły ze wschodniej granicy informacje o niesłusznym pobiciu Polaków przez protestujących tam Ukraińców. Protestujących przeciwko zawieszeniu na czas trwania szczytu NATO w Warszawie, małego, przygranicznego ruchu. Czyli zablokowaniu im małego przemytu, czyli chleba im odebraniu.
W Warszawie zaś ujawniła się kolejna „Partia białej flagi”. List publiczny wystosowała, i aby rozeźlić żarliwych polskich patriotów, w liście Iwana Franko zacytowała, że „w całej Słowiańszczyźnie nie ma dwóch takich narodów, które by pod względem życia politycznego i duchowego tak ściśle zrosły się ze sobą, tak licznymi były powiązane więzami, a mimo to tak ciągle stroniły jeden od drugiego, jak Polacy i Ukraińcy”. A potem, że „z czasem, na nasze wspólne nieszczęście, stronienie zastąpiły nienawiść i nacjonalizm oraz ich nieodrodna córa – zbrodnia – której doświadczyli pospołu Polacy i Ukraińcy na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, na Chełmszczyźnie, w Bieszczadach i na ziemi przemyskiej”.
A przecież mogła zacytować księdza Tadeusza, kresowiaków kapelana. Krócej byłoby i jednoznacznie.
Ponieważ pod listem podpisali się: Lech Wałęsa, Aleksander Kwaśniewski, Bronisław Komorowski, Włodzimierz Cimoszewicz, Andrzej Olechowski, Radosław Sikorski, Paweł Kowal, Grzegorz Schetyna, Mateusz Kijowski, Władysław Frasyniuk, Zbigniew Bujak, Janusz Onyszkiewicz, Adam Michnik, Jerzy Baczyński, Bogusław Chrabota, Tomasz Lis, Sławomir Sierakowski, o. Ludwik Wiśniewski, Andrzej Stasiuk i Danuta Kuroń, to skonfederowani w Sejmie posłowie – patrioci uznali inicjatywę, jako kolejną wrażą robotę krypto KODziarstwa i wiadomych sił, sterowanych z centrali na Czerskiej.
– Nie bójcie się Ukraińców – nawoływał znany patriotyczny piwowar, pan poseł Marek Jakubiak z Kukiz15. I zachęcał do godnego upamiętnienia ofiar „zbrodniarzy z OUN – UPA”. Jego klubowy kolega Wojciech Bakun apelował o konieczne upamiętnienie ofiar ukraińskich ludobójców i ustanowienie dnia 11 lipca ich świętem.
Ale na taki Dzień, na taki demonstracyjnie anty ukraiński czyn, nie chce się zgodzić Naczelnik Państwa. Bo On swym dalekosiężnym Rozumem już przewidział, że takie dzisiejsze upamiętnienie przeszłości totalnie zablokowałby przyszłe, sojusznicze relacje z niepodległą i nadal anty rosyjską Ukrainą.
Zatem stając przed wyborem: stare ukraińskie zbrodnie czy nowy antyrosyjski sojusz z Ukrainą, pan prezes Jarosław Kaczyński, wybrał antyrosyjski sojusz. A pan Marszałek Kuchciński znowu fortel zastosował. Pierwsze lipcowe posiedzenie Sejmu przed szczytem NATO zamknął. Zamknął też usta parlamentarzystom, bo nawet nie pozwolił im wspólny projekt ludobójczej uchwały utrzeć, by przyjąć ją bez obstrukcji. I tym kukizowski komsomoł i radykałów ze swoje partii znów w pole wywiódł.
Na wieść o tym kukizowcy publicznie do wszystkich kamer zawyli, a PiSowscy radykałowie w toaletach sejmowych łzy z rozpaczy lali. Bo im wyć zakazano.
Ale Senat RP nie spał i w czwartek wieczorem, już po zamknięciu posiedzenia Sejmu RP zerwał się do anty ukraińskiego i uchwalił uchwałę wzywającą Sejm RP do uchwalenia nieuchwalonej jeszcze uchwały. Uchwały ukraińskie ludobójstwo ludobójstwem nazywającym i ustanawiającej dzień 11 lipca Narodowym Dniem Pamięci Ludobójstwa.
I tu jest PiS pogrzebany.
Bo Prezes Wszystkich Prezesów dał zgodę, aby ukraińskie ludobójstwo na Wołyniu w 1943 roku zostało przez Sejm RP ludobójstwem gromko i uroczyście nazwane. A Stefan Bandera, ofiara siepaczy radzieckiego NKWD, był wielokrotnie przeklęty.
Ale nowym dniem pamięci o ofiarach – Polakach ze wschodnich kresów II RP zamiast 11 lipca, zostanie dzień 17 września. Dzień agresji ZSRR na Polskę we wrześniu 1939 roku.
To sondażowo zapowiedział PiS minister od dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin używając całego swego, iście jezuickiego, sprytu.
Ów nowy, świąteczny dzień hurtowo pomieści wszystkie zbrodnie dokonane na Polakach po 17 września 1939 roku. Dokonane na wszystkich terenach zajętych przez Armię Czerwoną.
W ten sposób polską krew przelaną przez ukraińskich ludobójców, i przez litewskich nacjonalistów też, rozcieńczy się w krwi przelanej we wszystkich zbrodniach dokonanych na terenach zajętych w 1993 roku przez „Sowiety”, czyli ZSRR.
I tak z biegiem lat wszystko, co było wtedy złe pójdzie na konto zbrodni radzieckich, czyli obecnej Rosji.
A tej jedna zbrodnia więcej, czy mniej, i tak paskudnej reputacji w Polsce nie zmieni, i więcej nie zaszkodzi.
Kresowiacy i kukizowcy nie odpuszczają. Na portalu Kresy.pl, wspieranym przez pana posła Marka Jakubiaka, pan minister Sellin został zdemaskowany jako: „dureń”, „banderowski szmaciarz”, „szuja”, „marionetka jankeska”,” „ukraińska prostytutka”, „wsza banderowska”, „tatar, któremu mleko kobyle uderzyło do głowy”. Wulgarnych określeń pana ministra Sellina nie cytuję.
Dodatkowo kresowiacy wymownie przypomnieli, że pewien „krwawy oprawca banderowski” nazywał się Serhij Kaczyński, sugerując, że stanowisko kierownictwa PiS jest nieprzypadkowe.
Dlatego najbliższy poniedziałek, ten 11 lipca, będzie ważny dla pana Marszałka Kuchcińskiego. Albo zwoła posiedzenia, albo wyczeka do następnego. I wtedy albo znowu ten sejmowy pan Zagłoba jakiś fortel znajdzie, albo pal mu wyciosają, jak Azji Tuhajbejowiczowi.
Tak czy siak, godnie i poważnie o Zbrodni Wołyńskiej, nie da się już w Sejmie gadać.