3 grudnia 2024
trybunna-logo

Wojciech Jaruzelski – CZŁOWIEK

CD 76 Dzien Niepodleglosci impreza u Ambasadora USA w Polsce fot.Witold Rozbicki

Przed podjęciem decyzji o stanie wojennym byłem bliski myśli samobójczych. Sądziłem przez moment, że to właśnie samobójstwo będzie najlepszym rozwiązaniem, ale jakoś się przełamałem i podjąłem decyzję, która moim zdaniem – powtórzę to po raz kolejny – była zbawieniem dla kraju… Mam spokojne sumienie, bo moje życie – choć ktoś może uznać je za złe czy nawet zbrodnicze – nie może mi jednego zarzucić, że dbałem o swoje osobiste, materialne usytuowanie.

gen. Wojciech Jaruzelski

 

Urodzony pod zodiakalnym znakiem Raka. Osoby takie – jeśli wierzyć horoskopom, charakteryzują się ogromną wrażliwości ą, łatwo ulegają wzruszeniom. Urażony rak, zamyka się w sobie. A jaki był Generał? Dość często spotykam się z pytaniem Czytelników – jakim był człowiekiem, na co dzień, w bezpośrednich kontaktach. Przytłaczająca większość Polaków jeszcze pamięta Generała z różnych wystąpień, emitowanych przez TVP i radio. Jawi się jako Osoba stanowcza wręcz nie przystępna, zamknięta w sobie, wypowiadająca krótkie, „wojskowe zdania”. Takim jest kreowany (ostatnio pokazał Marek Kalita w sztuce „Generał” – czy to Państwu się spodobało, jakie wywołało refleksje?) Ogląd medialny od rzeczywistości jest daleki, w tej sztuce wręcz wypaczony, by nie użyć mocniejszych słów! Generał lubił żarty, różne anegdoty, w czytanej literaturze pięknej – także zachodnich pisarzy, na swój sposób „łowił” odniesienia do współczesnej Polski i Polaków. Często, dla przykładu cytował Honoriusza Balzaka, który w połowie XIX wieku (1846 rok) w książce „Kuzynka Bietka” pisze: „pokaż Polakowi przepaść, a natychmiast w nią się rzuci. Myśli, że można wziąć z miejsca każdą przeszkodę i wyjść zwycięsko”.Był „wewnętrznie zorganizowany”, precyzyjny w słowie i myśleniu, do bólu odpowiedzialny. Takiego zapamiętałem z osobistych spotkań i wielowątkowych rozmów, przez okres prawie 20 lat.

 

Nadużycie wiarygodności… lizusostwo

Tu szczegół obrazujący te przymioty. W książce pt. „Wydrzeć prawdę”, Wyd. AH Pułtusk 2010, jest słowo wstępne Generała napisane do wydania I, z 1993 r. oraz tekst wprowadzający, w którym napisałem, że Gorbaczow „wyraził głębokie ubolewanie i przeprosił Polaków”. Generał „rzucił okiem” i podpisał go na szpitalnym łóżku 5 lutego 2010 r. Gdy po kilku tygodniach otrzymał książkę, przeczytał jeszcze raz tekst. Po czym odbył rozmowę – dla mnie „do bólu dojmującą”, pamiętam do dziś niemal każde słowo. Poszło o słowo „przeprosił”. Gorbaczow tego słowa nie użył 13 kwietnia 1990 r. na Kremlu. Fakt, nie słyszałem go od Generała. „Włożyłem” w usta Gorbaczowa, czym nadużyłem wiarygodności Generała. Tłumaczyłem jak mogłem, sięgnąłem po słownik języka polskiego w mieszkaniu Generała (do późnego wieczora trwała ta rozmowa). Mówiłem – Gorbaczow jest serdecznym przyjacielem Generała i Polaków (pokazała to wizyta w 1988 r.), a to słowo nie jest dla niego obraźliwe, nie szarga jego powagi. Że Polacy oczekiwali przeproszenia – tego słowa od ZSRR, od Rosjan. Że złagodzi nasz, polski, surowy, często skrajny – stosunek do Rosjan, za doznawane nie tylko w Katyniu, ale od wieków – krzywdy i upokorzenia. Że to słowo jest wyrazem zadośćuczynienia, także za półtora wieku zesłań na Sybir, doświadczył tego Generał z Rodziną, (Gorbaczow polecił postawić w Bijsku dwa pomniki: Polakom-zesłańcom na Sybir i Ojcu Generała). Że książka będzie dobrze przyjęta przez Czytelników (zachęcam do przeczytania). Zdawało mi się, że „jakoś” – historycznie, politycznie, rodzinnie oraz logicznie wytłumaczyłem, momentami widziałem to na twarzy Generała. Było odwrotnie! Poirytowany Generał powiedział, że dopuściłem się lizusostwa. Nie wobec Niego, bo mnie zna, rozumie moje intencje, ale wobec Polaków. Napisałem co chcą usłyszeć, co wcale nie jest prawdą. Polacy wciąż oczekują, że sąsiedzi, obcy mają przepraszać nawet za nasze, własne błędy, głupstwa, idiotyzmy. Tak nie wychowamy młodego pokolenia na ludzi odpowiedzialnych za siebie, za swoje czyny, za Polskę, którą „przejmą” po nas, którą będą rządzić. Taka „prawda nas nie wyzwoli”, a pogrąża w małości. Byłem ministrantem, pan też, co to znaczyło wtedy – kilka razy rozmawialiśmy obaj – przypomniał Generał. Na takim fałszu, chciejstwie, niewiele mającym wspólnego z prawdą, szczerością, uczciwością, na „chwilowym zapotrzebowaniu politycznym” często nas wychowywano. Czasami nawet bezwiednie sami temu ulegaliśmy, mamy więc we krwi. Zaprzeczycie Państwo tej tezie? Mało znacie „ubóstwianych” nazwisk, czynów, których dopuściły się osoby-mówiąc oględnie – o wątpliwej reputacji moralnej, choć często zajmujące eksponowane stanowiska publiczne. Przypomnijcie je sobie, przecież ich lista jest długa. Kończący się rok kalendarzowy (2018) z natury służy „obrachunkom z przeszłością”. Będzie on nam potrzebny na czas wyborów parlamentarnych.

Jak inaczej taką maksymę życiową Generała oceniać? Jako małostkowość, dbałość o mało istotne szczególiki, przesadną drobiazgowość? (o Katyniu napiszę później). A może uczciwość, rzetelność, odpowiedzialność – za słowo, każde! Nie tylko za czyn, jakim był stan wojenny! Tu sędziów z wiedzą na „poziomie piaskownicy” wciąż przybywa, oni „wiedzą najlepiej jak było”. A jak być mogło, co groziło – nie! Tu potrzebna jest wiedza i wyobraźnia o faktach, o procesach decyzyjnych, przewidywanie ich skutków, następstw – niekiedy nawet na przyszłe pokolenia. O tym za chwilę.
Żołnierz, oficer, a ja szczególnie  – mówił Generał – powinien być dokładny w słowie i uczciwy w postępowaniu (z tej rozmowy, notatek, mógłbym napisać kilka stron tekstu).

 

Odpowiedzialność za stan wojenny

„Przed podjęciem decyzji o stanie wojennym byłem bliski myśli samobójczych. Sądziłem przez moment, że to właśnie samobójstwo będzie najlepszym rozwiązaniem, ale jakość się przełamałem i podjąłem decyzję, która moim zdaniem – powtórzę to po raz kolejny – była zbawieniem dla kraju” – wywiad z Katarzyną Szeloch. Na okładce książki „Stan wojenny. Dlaczego” (Wyd. BGW, Warszawa 1992), przeczytają Państwo takie wyznanie-„Jest sobota, 12 grudnia, minęła kolejna ciężka noc. Trudno ją nazwać nocą snu i odpoczynku. cały ten okres – zwłaszcza ostatnie tygodnie i dni – były udręką, koszmarem. Może jako żołnierz, nie powinienem ujawniać stanu swego ducha, ludzkiej słabości, która prowadziła do desperackich myśli. Nieraz kładłem dłoń na chłodnej rękojeści pistoletu. Ale to wspomnienie osobiste”.

Minęła kolejna rocznica stanu wojennego. Zwróćcie Państwo uwagę, jak media przypomną tę rocznicę, co wyeksponują z osobowości Generała, czy pokażą jakim wówczas był Człowiekiem. Czym ta decyzja była w wymiarze państwowym, narodowym, osobistym. Co z tej „lekcji historii” powinniśmy przekazać młodemu pokoleniu, jakie stąd wnioski płyną dla naszych następców, w sensie politycznego myślenia i odpowiedzialności.

Za sprawą wytoczonego z inicjatywy i zapobiegliwości IPN – procesu sądowego, jest szeroko znane poczucie odpowiedzialności Generała – tu zachęcam do przeczytania książki „Być może to ostatnie słowo”. Niezliczoną ilość razy Generał wypowiadał się publicznie i na piśmie, wyjaśniał okoliczności i uwarunkowania tej decyzji. Publicznie oraz w bezpośrednich rozmowach, przepraszał osoby skrzywdzone. Zwracam Państwu uwagę – przepraszał nie za stan wojenny, ale – powtarzam – osoby skrzywdzone! Stąd tylko skrótowo takie fakty.

Tragedia w Kopalni Wujek, gdzie zginęło 9 górników jest, i pozostanie swoistym znakiem, krwawym symbolem stanu wojennego. Pierwszą wizytę w kopalni Wujek Generał złożył jako Prezydent PRL 2 grudnia 1989 r. W księdze pamiątkowej Kopalni zapisał słowa: „Płynęły przez śląską ziemię potoki polskiej krwi. Tej, która tu została razem przelana, mogliśmy uniknąć. Niech pamięć o Niej będzie przestrogą dla żywych i hołdem dla Ofiar”. Zebrani ludzie z niezwykłą dozą wrogości odnieśli się do gościa. Pojawiły się transparenty z uwłaczającymi hasłami. Generał z właściwą sobie godnością wysłuchał wielu, personalnie krzywdzących oskarżeń i zarzutów, adresowanych do organów władzy różnych szczebli. W takiej rozentuzjazmowanej scenerii, trudno było o rzeczową rozmowę. Ale najważniejsza była obecność Generała. Miała wymiar personalnej pokory wobec cierpienia ludzi dotkniętych tragedią – powtórzę – pokora wobec cierpienia konkretnych ludzi! Na taką postawę mógł sobie pozwolić tylko człowiek formatu Generała. Delegacja górników z Jerzym Wartakiem została zaproszona na spotkanie do Belwederu. Rozmowa była długa, pełna szczegółowych opisów ówczesnych zdarzeń i refleksji natury ogólniejszej, w kategoriach racji środowiskowych, narodowych i państwowych.

Także bardzo osobiście wyznał to Papieżowi Janowi Pawłowi II, 17 czerwca 1983 r. w Belwederze, w obecności abp. Józefa Glempa i prof. Henryka Jabłońskiego – „mówiłem bardzo szczerze o ciężarze, jaki wziąłem na swe barki 13 grudnia w pełni świadom tego, że ciężar ten będę już dźwigał do końca życia i że wielu ludzi zwróci się przeciwko mnie…, że w dniu 13 grudnia postąpiłem jak chirurg, który musiał amputować choremu nogę, aby ratować mu życie”, i że „całą odpowiedzialność biorę na siebie i z nikim nie zamierzam się nią dzielić”. Dziś, po 37 latach od tego stanu, zastanówcie się Państwo – czy Generał mylił się, popełnił błąd mówiąc o postępowaniu chirurga? Przypomnę – pisałem kilka razy – iż Papież rozpoczął tę rozmowę od słów: „Panie Generale, na Boga, wiem, że jest Pan człowiekiem uzależnionym od Moskwy, ale przecież jest Pan także patriotą”. Zechciejcie Państwo zastanowić się, co u Papieża mogło znaczyć słowo „patriota” w sensie człowieczeństwa, poczucia odpowiedzialności. Bo ta rozmowa odbyła się podczas stanu wojennego, a Papież znał jego dolegliwości. A jak Państwo rozumiecie słowo „patriota”, w tamtym kontekście i z historycznej perspektywy? Zapewne też Państwo wiedzą i pamiętają, iż Generał zeznawał w 2006 r., przed Trybunałem Rogatoryjnym, jako świadek świętości Papieża-Polaka. Zaś Tad Szulc w „Biografii Jana Pawła II” pisze, że pomiędzy Papieżem a Generałem „niezwykle szybko nawiązała się nić sympatii i zaufania. Papież wyczuł, że Generał jest Człowiekiem bardzo uczuciowym, reprezentującym wysoki poziom moralny. Gdy podczas spotkania z polskimi biskupami w Watykanie, pod koniec lat 80.tych jeden z gości uczynił krytyczną uwagę pod adresem Jaruzelskiego, papież natychmiast mu przerwał: Proszę nie mówić w mojej obecności niczego złego o Generale. Dźwiga na swych barkach ogromny wór kamieni”. Proszę, zechciejcie Państwo zastanowić się nad tymi słowami, pomyślcie – jakie oceny i opinie o stanie wojennym i Generale przekażecie swoim dzieciom i wnukom, naszej młodzieży. Jakie wartości należy cenić w chwilach trudnych, przełomowych.

Generał był CZŁOWIEKIEM wielu „ludzkich wymiarów”, świadomie piszę dużymi literami. Nie tylko przepraszał osoby dotknięte, wprost skrzywdzone, głównie moralnie przez stan wojenny.

W mowie obrończej przed Sądem mówił: „Każda śmierć, zwłaszcza w tak dramatycznych okolicznościach, jest tragedią. Każda nosi znamię konkretnych okoliczności, podlega stosownej do tego ocenie i osądowi. Każda zostawia w rodzinnej, a także społecznej pamięci, ból i bliznę… Różne przestępstwa, niegodziwości, nadużycia władzy, o jakich dowiaduję się po latach, nie dają mi prawa, nie pozwalają negować, wykluczać ich sprawstwa przez ludzi aparatu państwa. Mam świadomość własnego, moralnego ciężaru tej konstatacji”. Po napisaniu obszernego fragmentu pierwszej wersji tych myśli, w dyskusji nad innym ujęciem, Generał wspomniał mi jak dojmujący ból, jakiego dotąd nie znał poczuł w domu państwa Włosików. Postanowił z gen. Czesławem Kiszczakiem złożyć wyrazy żalu i ubolewania po śmierci ich syna Bogdana, nieumyślnie zastrzelonego przez funkcjonariusza SB. Wtedy pamięć przywołała obraz, gdy Matka mocno Go tuląc na Syberii, żegnała odchodzącego do wojska. Westchnął – jakiż ból musiała przeżyć ta Matka, „trzymając w ramionach martwe ciało Syna” (odniesienie do Biblii nasuwa się samo). Jednakże tego uczucia nie chciał wyznać przed Sądem, choć było do bólu szczere, zalecił zachowanie na inny czas, niestety, odszedł licząc, że prawda zwycięży.

Jacek Kuroń był internowany w Białołęce. Służba więzienna pozwoliła mu dzień przed śmiercią żony (Grażyna, „Gaja” Borucka-Kuroń, działaczka opozycji, zmarła w szpitalu 23 listopada 1982 r.), przebywać z nią. Na noc musiał wrócić do więzienia. Rano zmarła. Ten właśnie fakt – nie okazania człowieczeństwa „do końca” zabolał Generała (mówił o tym kilka razy podczas spotkań, także w bezpośrednich rozmowach ze mną). Panu Jackowi ubolewanie wyraził przy pierwszym spotkaniu. Później, kontakty Generała z rodziną Kuroniów były bliskie. Generał był na pogrzebie Pana Jacka w 2004 r. Kto nie wierzy, proszę sprawdzić w wypowiedziach p. Jacka po 1988 r., nigdzie nie mówi źle o Generale! A nawiasem zapytam Państwa – z jakich faktów, działań zapamiętany został Jacek Kuroń, jako Minister Pracy… w rządzie Tadeusza Mazowieckiego?

Izabella Cywińska (Minister Kultury w rządzie Tadeusza Mazowieckiego): „Kiedy dużo później usłyszałem, jak ją zakuwano w kajdanki – wprost nie wiedziałem, co z sobą zrobić”, napisał Generał w książce „Stan wojenny” Ocenę tego faktu pozostawiam Państwu, gdyż pisanie o przeproszeniu, wręczaniu kwiatów, itp. byłoby po prostu nie na miejscu. Zaś o internowaniu napiszę szerzej w późniejszym czasie.

Stefan Niesiołowski – Myszkiewicz w stanie wojennym był internowany dwa razy, po pół roku: Jaworze i Darłówek. Wspomina: „Była to niewola, ale jej warunki były bardzo dobre, nie porównywalne z więzieniem. I korzystając z okazji, dziękuję za to gen. Jaruzelskiemu. Bez żadnej ironii. Doceniam to, że nie chciał nadużywać przemocy ponad potrzebę. Nie było żadnego upokarzania internowanych, żadnego przymusu w stosunku do rodzin. Jedyną represją był brak wolności… Okrągły Stół i pierwsze wolne wybory, były dla mnie prawdziwym zaskoczeniem.” („T” z 31.01-1.02.09) – ocenę pozostawiam Państwu.

Wiele razy mówił i pisał Generał: „Wprowadzenie stanu wojennego było dramatem, ale nie mniej gorzkie było to, że nie potrafiliśmy się porozumieć. Nieufność, zacietrzewienie, wrogość, zaślepiała obie strony. Nikt z nas nie jest bez winy. Nie dojrzeliśmy wówczas do historycznego kompromisu. Inna rzecz, czy w tamtych realiach był on możliwy i wykonalny”. Polacy stali się groźni sami dla siebie! W sensie historycznym – „przeszliśmy przez ten burzliwy czas bez większych ofiar, bez rzeki przelanej krwi, nie tworząc przepaści, nie paląc za sobą mostów do przyszłych, pozytywnych rozwiązań”.
Stan wojenny był swego rodzaju klęską idei, myśli i nadziei Generała, że jako wojskowy i szef rządu, doprowadzi do porozumienia rozdarte waśniami społeczeństwo. To się nie powiodło. To była klęska. Każda klęska w rozumieniu wojskowym, w odczuciu żołnierza, dowódcy jest upokorzeniem. Dla Generała – dowódcy – była upokorzeniem szczególnym Ale stan wojenny to „zwycięska klęska”. Skąd ten neologizm, niewiarygodny paradoks, brzmiący nawet kłamliwie-nie trudno zapytać. Powtórzę – ta„chwilowa klęska” okazała się zwycięstwem rozumu i rozsądku nad emocjami, więcej, nad nienawiścią i wrogością. Kogo – zapyta ktoś. Milionów Polaków, członków partii – PZPR, stronnictw politycznych (ZSL, SD), wierzących i niewierzących, bezpartyjnych, także – podkreślam – członków Solidarności. To nie żadna grzeczność z mojej strony, to fakt, potwierdzany od lat sondażami opinii publicznej, w których jeszcze ponad połowa badanych Polaków o stanie wojennym wyraża się ze zrozumieniem, jako o konieczności Generał ma odwagę przyznać się do klęski jako zmarnowanej szansy porozumienia. Ma też tę subtelność charakteru, że o zwycięstwie nie mówi we własnej osobie, ale wszystkich – tych z prawej i lewej strony ówczesnej barykady, kładąc akcent na umiarkowanych działaczy Solidarności.

 

Przykłady z odleglejszej przeszłości…

Podczas rozpoznawania Starej Odry, 18 kwietnia 1945 zginął ppor. Ryszard Kulesza, pochowany na cmentarzu w Siekierkach. Generał w liście do ojca, m.in. napisał: „Czuję się w obowiązku tę smutną wiadomość zakomunikować Panu, gdyż byłem przyjacielem, kolegą, a w ostatnim czasie zwierzchnikiem Ryszarda /…/ łączyła nas szczera przyjaźń… Syn Sz. Pana został odznaczony Krzyżem Walecznych /…/ Jeśli tylko pozostanę żywy, postaram się spotkać z Sz. Panem w Polsce ażeby dokładnie opowiedzieć o wszystkim”. Przy każdej okazji Generał przez wiele lat odwiedzał grób kolegi. Imię Ryszarda Kuleszy nosił batalion rozpoznawczy 3 DZ, stacjonujący w Hrubieszowie.

Generał zwracał uwagę na uzupełnianie wiedzy żołnierzy służby zasadniczej, na poziomie szkoły podstawowej. Niektórym pomagał osobiście. Świadczy o tym taki fakt. Jako Minister, wizytując jednostki garnizonu w Opolu, spotkał się m.in. z grupą b. żołnierzy frontowych. Jeden z nich wręczył Generałowi jego zdjęcie, z takimi słowami wdzięczności: „Pamiątka wieczna Dziarmagi Wawrzyńca jako byłem wychowankiem sierotą Synem Pułku 5. K.P.P i ten Pułk mnie Kształcił a Obywatel Minister dawał mi pieniądze na Książki” Opole, dnia 27.4.1976 (pisownia zachowana).
Podczas jednej z rozmów w gronie kombatantów, Generał wyznał: „Nie tyle dokuczają mi moje grzechy, choć popełniłem ich wiele, w różnym wymiarze, co brak stanowczości w ich naprawie. Krytyką powojennej przeszłości choć wielu oczekiwało – nie chciałem dać asumptu do rozdrapywania już zabliźnionych ran. Tu takie przykłady:

Generał August Fieldorf, „Nil”. Żona zwróciła się w 1972 r. do MON z prośbą o wskazanie miejsca pochówku męża (zginął 24 lutego 1953 r. w więzieniu, skazany na karę śmierci), gdyż zbliżała się 20 rocznica śmierci. Po rozmowie, Generał – wówczas Minister Obrony Narodowej, podjął starania, by ustalić stan faktyczny. Bez skutku. Wobec tego z polecenia Generała wykonano na koszt Wojska, na Cmentarzu Powązkowskim, przy głównej alei symboliczny grób. Spoczywa tam od kilku lat żona i córka. Kilka lat temu fakt ten opisał gen. Zbigniew Czerwiński, Szef Gabinetu MON, na łamach „Głosu Weterana i Rezerwisty”.

Pułkownik Michał Sadykiewicz. Był – jak Generał – żołnierzem frontowym, walczył na froncie wschodnim. Po wojnie służył na różnych stanowiskach, byli przyjaciółmi. Znane wydarzenia na fali „odżydzania wojska” wielu oficerom wyrządziły krzywdę. Pan Michał z rodziną musiał opuścić Polskę. Generał, wówczas Szef SG WP – nie podjął możliwych kroków, by ratować przyjaciela. Po latach wrócił do Polski, choć Generał nie tylko nad tym przypadkiem wyrażał szczerze ubolewanie-pozostali przyjaciółmi, także rodzinnie. Po śmierci Generała, od Michała i jego Żony poznałem wiele faktów, które pozwalają mi napisać, że ta przyjaźń, serdeczność i życzliwość była obustronna i dozgonna.

 

AK i PSZ na Zachodzie

Osobną kartę w życiorysie Generała można by zapisać stosunkiem do żołnierzy AK i PSZ na Zachodzie. Zechciejcie Państwo zauważyć, że ci żołnierze byli członkami Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD), wielu spośród nich zostało odznaczonych, awansowanych, w dekadzie lat 60-80. tych. Może znajdzie się historyk i ujawni ilu spotkały te wyróżnienia, warto przypomnieć liczby i nazwiska, by mówić prawdę o AK, o władzach PRL, które jednak na różne – wtedy możliwe sposoby – naprawiały wyrządzone im krzywdy. Kto pamięta, że Przewodniczącym Komitetu budowy Pomnika Powstańców Warszawskich (zwracam uwagę na nazwę!) był gen. Radosław Mazurkiewicz (awansowany na ten stopień przez Generała), któremu za tę funkcję „koledzy” z AK czynili różne wstręty, włącznie z uznawaniem jako potwarz dla zgrupowania AK „Radosław”, którym dowodził w czasie Powstania.

A gen. Stanisław Skalski? Wrócił do Polski w stopniu majora. fakt, był szykanowany, więziony, skazany. Tu taka ciekawostka. Przed wyjazdem na 3-miesięczny urlop na wyspy Bahama, co „życzliwi” potraktowali jak ucieczkę, płk Skalski napisał prośbę o zwolnienie z wojska. Generał żegnał odchodzącego na emeryturę. Przy tej okazji zdementował plotkę o ucieczce, mówiąc: „Pan mi zaufał, dając 3 miesiące urlopu, to jak mógłbym takie świństwo zrobić”. Innym razem: „do Bonn Skalski jechał z Frankfurtu n/ Menem, dokąd przyleciał samolotem dzięki uprzejmości generała Jaruzelskiego, którzy przysłał do mnie adiutanta z biletem”. Zapewne to drobiazg, powiecie Państwo. A czy życie nie składa się także z „takich drobiazgów”, nie świadczą o człowieku, o nas samych. Zachęcam Państwa do sięgnięcia po książkę „Stanisław Skalski”, Katarzyny Ochabskiej, skąd pochodzi powyższy cytat. Będzie to intelektualna „wycieczka w czasie”, a ręczę iż słowa wdzięczności dla Autorki będą Państwu nasuwać się same! Osoby zainteresowane, wprost dociekliwe zachęcam, by „poszperały” i ustaliły ilu żołnierzy PSZ na Zachodzie zostało awansowanych – nie tylko gen. Skalski – i odznaczonych w okresie PRL i osobiście przez gen. Jaruzelskiego.

Jeszcze jeden fakt. Uchwałą Rady Ministrów z dnia 26 września 1946 r. został o pozbawiony obywatelstwa polskiego gen. Władysław Anders. Drugą, z tego samego dnia też pozbawiono obywatelstwa polskiego generałów i oficerów wstępujących do Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia (łącznie 76 osób). Uchwały powyższe zostały odwołane: uchwałą Rady Ministrów nr 256/1 z 23 listopada 1971 r. (uchwała dot. Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia) oraz uchwałą Rady Ministrów z dnia 15marca 1989 r. Zainteresowani otrzymali pisemne zawiadomienia o tym fakcie i słowa przeprosin za te hańbiące decyzje. W 2006 r. obie uchwały rząd uznał za nie byłe. Nikt wtedy nawet się nie zająknął, że władze PRL, uczyniły to wcześniej, nie tylko urzędowo. Jest chyba nad czym pomyśleć, patrząc na dzisiejsze opluwanie tamtego czasu i ludzi tamtego okresu.

 

Kilka myśli… pod rozwagę

Michaił Gorbaczow w jednym z wywiadów wspomniał: „Jan Paweł II powiedział mi, że Generał to bardzo poważny i solidny człowiek. Na ostrym zakręcie, na którym znalazła się Polska, bardzo wiele dla Polski zrobił”. Na obchodach 60. rocznicy powstania Izraela rozmawiał z prezydentem Lechem Kaczyńskim, któremu powiedział – „Czy rzeczywiście nie możecie rozwiązać problemu, już niemłodego, chorego człowieka – Generała, który wiele zrobił dla Polski. Poprosiłem o otoczenie chorego Jaruzelskiego opieką. Komu to wszystko jest potrzebne?”

Biskup Polowy WP, podczas mszy żałobnej, nauczał: „pogrzeb gen. Wojciecha Jaruzelskiego jest czasem próby dla wierzących. Jak z tej próby wyjdziemy? Czy zdamy egzamin z naszego człowieczeństwa i chrześcijaństwa? Minęło już ponad 4 lata od śmierci Generała. Odpowiedzcie sobie Państwo na te pytania? Spróbujcie wskazać w czym tkwi istota, sens naszego, polskiego „człowieczeństwa i chrześcijaństwa”, nie tylko wtedy, podczas pogrzebu, ale ta na co dzień, pomyślcie, zachęcam! Osobiście widziałem tych „człowieków” i chrześcijan, pod Katedrą Polową, których jakże nabożne wrzaski było słychać w Kościele. Wielu spośród nich w stanie wojennym zaledwie mogło tylko być dziećmi. Pokaz szacunku wobec majestatu śmierci, nie tylko Zmarłego dali na Cmentarzu Powązkowskim. O nich Prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski, mówił-„nawet dziś te krzyki wydobywające się z serc, które nie mają w nich miłosierdzia, a często tylko Boga na ustach”.

Czas grudniowy, czas świąteczny i noworoczny sprzyja różnym podsumowaniom i ocenom. Żywię nadzieję, iż lektura tej publikacji nie będzie czasem straconym, a Państwu pozwoli na podzielenie się swoimi myślami w gronie najbliższych – z młodzieżą szczególnie.

Poprzedni

Pani Danusia

Następny

Lotto Ekstraklasa dopiero 25. ligą w Europie

Zostaw komentarz