22 listopada 2024
trybunna-logo

Uparte serce – biografia Poświatowskiej

Poświatowska postrzegana jest jako kobieta delikatna, krucha, targana uczuciami. Nie dostrzega się u niej momentów cynizmu, nie wie się o niezwykłym dystansie, jaki miała do siebie i do życia – z Kaliną Błażejowską rozmawia Krzysztof Lubczyński.

Legenda Haliny Poświatowskiej (1935-1967) połączyła w sobie trzy wymiary: poetyckiego talentu, niezwykłej osobowości i przedwczesnej śmierci w wieku zaledwie 32 lat. Ten ostatni aspekt skojarzył ją w wyobraźni niektórych odbiorców poezji z tragicznym fenomenem „wybrańców bogów umierających młodo”, takich jak choćby Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Borowski czy Andrzej Bursa. O Poświatowskiej napisano już sporo. Powstała jej biografia, esej biograficzny i zbiór wspomnień. Sporo o poetce można znaleźć w archiwalnych numerach prasy kulturalnej. Ukazały się też „Dzieła” Poświatowskiej, w tym zbiór jej korespondencji. Dla kogoś, kto w takiej sytuacji zamierza napisać nową, większą rzecz na temat takiej postaci (nie dotyczy to– rzecz jasna – tylko tej autorki ) jest to z jednej strony ułatwienie, ale z drugiej utrudnienie, jako że nie jest łatwo dodać wiele nowego do zawartości istniejącej już biografii i udowodnić, że, wbrew pozorom, temat nie jest wyczerpany.
Kalina Błażejowska (rocznik 1987), wiedziona fascynacją postacią i biografią (przede wszystkim), a także poezją Poświatowskiej zdecydowała się na tak odważne, pracochłonne i czasochłonne przedsięwzięcie. W poszukiwaniu nowych materiałów zawędrowała aż za ocean, do USA i Kanady. Zebrany materiał posłużył autorce do stworzenia powieści biograficznej zawierającej także partie  fabularyzowane, opisowe i dialogowe. Był to zabieg ryzykowny, niosący ze sobą niebezpieczeństwo rozwodnienia dokumentalnego waloru opowieści. Tak się jednak nie stało i zamysł okazał się szczęśliwy w realizacji. Dialogi oparte o efekty analizy językowej korespondencji Poświatowskiej skonstruowane zostały naturalnie i brzmią prawdziwie. Ułatwiają też lekturę, niosąc niejako warstwę faktograficzną, dzięki czemu czytelnika nie dotyka to, co zdarza się często podczas lektury solennych biografii, kiedy to  już po kilkunastu nieraz stronach zaczyna brnąć w magmie faktów, cytatów i dat. Okazało się też, że wiedzę o wizerunku poetki można było wzbogacić, a przede wszystkim naświetlić ją w innym stylu niż ten, który znany jest z biografii już istniejącej, bardziej chłodny, bardziej rzeczowy.
Dla kogoś, jak niżej podpisany, kto dość odległy jest (z powodów, by tak rzec, genotypicznych) od fascynacji fenomenem Poświatowskiej rozumianym jako poezja, ale też jako rodzaj egzystencji, lektura tego typu pracy jest szczególnie dobrym testem na jej czytelnicze i poznawcze walory. I test ten wypada świetnie. Sposób, w jaki Kalina Błażejowska ukazała swoją bohaterkę jest fascynujący, nasycony prawdą i – co bardzo ważne – wolny od, dość częstej w piśmiennictwie podobnych „obszarów”, specyficznej maniery, dla której nie mam dobrego określenia, ale którą charakteryzuje połączenie swoistej egzaltacji z irytującym hermetyzmem.
Na początek pytanie banalne, ale chyba najporęczniejsze. Skąd aż taka fascynacja poezją Haliny Poświatowskiej, że stała się dla Pani imperatywem do napisania o niej opowieści biograficznej?
Wydaje mi się, że wiele nastoletnich dziewczyn ulegało i ulega fascynacji poezją Poświatowskiej. Mnie to też dotknęło. Później, już w dorosłym życiu, powróciłam do Poświatowskiej, kiedy zaczęłam pisać do „Tygodnika Powszechnego”. Napisałam jej portret z okazji 75. rocznicy urodzin. Tekst spodobał się wydawnictwu „Znak”, które zaproponowało mi pracę nad biografią, niekoniecznie Poświatowskiej. Zdecydowałam się napisać jednak o niej: kiedy zagłębiłam się w jej życie, okazała się postacią ciekawszą niż mi się wcześniej wydawało.
Jaki obraz Poświatowskiej wyłania się z Pani badań i poszukiwań?
Starałam się jej portret trochę skomplikować. Poświatowska – głównie za sprawą własnej twórczości, w tym prozy autobiograficznej – postrzegana jest jako kobieta delikatna, krucha, targana uczuciami. Nie dostrzega się u niej momentów cynizmu, nie wie się o niezwykłym dystansie, jaki miała do siebie i do życia. Taki obraz Poświatowskiej wyłonił mi się głównie z niepublikowanych fragmentów listów. Do swoich przyjaciółek pisała bardzo szczerze, komentowała w nich wszystkich swoich adoratorów, często była złośliwa. To nie była mimoza, nimfa, łania. Miała w swoim życiu momenty, o których do tej pory się tylko napomykało: próbę samobójcza, będącą działaniem w afekcie, którego później żałowała; oskarżenie o kradzież obrazu z cerkwi i wyrok w zawieszeniu; rozmowy ze Służbą Bezpieczeństwa, podejmującą nieudaną próbę pozyskania jej jako TW. Oficer prowadzący pisał o niej w raportach ze wszystkimi szczegółami: kiedy się uśmiechnęła, kiedy rozpłakała, jak w scenariuszu filmowym. W zasadzie napisał mi kilka stron książki.
Co wiadomo o jej poglądach politycznych?
Pełne sprzeczności, ale miała dużą świadomość polityczną. Była w USA i wcale jej ten kraj nie olśnił. Dostrzegała nierówności społeczne, segregację rasową, nie lubiła Kennedy’ego, uważała go za rozpieszczonego dzieciaka. Umykała prostym kwalifikacjom typu lewica-prawica.
A o jej obrazie własnej twórczości?
Mawiała źle o swojej poezji, określała ją jako wierszyki. Często, zwłaszcza na początku kariery, zdawała się na matkę, która pełniła de facto rolę jej agentki literackiej: przepisywała wiersze, wysyłała do redakcji i starała się przekonać redaktorów do publikacji. W jednym z listów Poświatowska pisała na przykład, że matka, chcąc zmusić ją do ułożenia debiutanckiego tomiku, obiecała jej kupić nowe buty.
Czy Pani zainteresowanie dla biografii Poświatowskiej równoważy się z zainteresowaniem dla poezji?
Bardziej interesuje mnie biografia niż twórczość, i to dotyczy chyba wszystkich pisarzy, którymi się zajmowałam. Życie samo w sobie, w dokumentach, nie przetworzone na literaturę. Tak jak z dziennikiem Tyrmanda: ten edytowany przez niego do druku jest lepszy literacko, ale ja wolę czytać oryginał. Jednak kiedy po latach wróciłam do poezji Poświatowskiej, ponownie mnie wzruszyła, choć nie jestem osobą chlipiącą przy każdej książce i na każdym filmie. Te wiersze są niesamowicie intensywne, podobały mi się zwłaszcza utwory z „Ody do rąk”, dojrzalsze, spokojniejsze. Ale uważam, że Poświatowska byłaby lepszą prozaiczką, gdyby tylko zdążyła rozwinąć ten wymiar swojej twórczości. Jej autobiografia i opowiadania autobiograficzne są po prostu świetne.
Co można powiedzieć o recepcji czytelniczej poezji Poświatowskiej po przeszło pół wieku od śmierci poetki?
Myślę, że jest popularniejsza wśród czytelników niż wśród krytyków. Za jej życia jej książki były wydawane w niewielkich nakładach, jak na czasy PRL – największy osiągnęła „Opowieść dla przyjaciela”, osiem tysięcy egzemplarzy. Nie mogła więc być bardzo popularna. Wydaje mi się, że apogeum zainteresowania jej twórczością przypadło na lata dziewięćdziesiąte. W 1997 r. wydano dzieła zebrane: poezję, prozę, dramat i listy. Szukając w archiwach natrafiałam jednak na niepublikowane rękopisy. Dziś to zainteresowanie widać w sieci: czytelnicy przepisują jej wiersze na blogach, budują portal „Koniczynka” z materiałami o niej. Ta twórczość została zaszufladkowana jako poezja kobieca, a przecież – czy tego chcemy czy nie – to, co kobiece, postrzegane jest jako niższe. Za życia Poświatowskiej Marta Wyka napisała, że jej poezja na pewno będzie się cieszyła powodzeniem u czytelników, co jeszcze nie znaczy, że jest dobra. Z kolei Kazimierz Wyka odradził włoskiemu slawiście Carlo Verdianiemu zamieszczenie utworów Poświatowskiej w antologii poezji polskiej. Sama poetka doradzała Verdianiemu, za pośrednictwem Mariana Kwaśnego, żeby zamiast niej pomieścił raczej Grochowiaka czy Bursę. Wreszcie: Anatol Stern napisał seksistowską recenzję jej debiutu.
Kto będzie bohaterem Pani kolejnej opowieści biograficznej?
Jeszcze nie wiem. Praca nad opowieścią o Poświatowskiej była długotrwała i wyczerpująca, więc muszę trochę odpocząć.
Dziękuję za rozmowę.

Poprzedni

Bigos tygodniowy

Następny

Kisiel warszawski

Zostaw komentarz