16 listopada 2024
trybunna-logo

Tak umierają demokracje

Bezpośrednim impulsem do napisania tej książki było wyborcze zwycięstwo Donalda Trumpa, którego autorzy uważają za jedno z największych zagrożeń dla amerykańskiej demokracji w historii. Czytając Levistky’ego i Ziblatta nie sposób też uniknąć skojarzeń z sytuacją w Polsce po 2015 r.

 

W październiku bieżącego roku Fundacja Liberté! wydała książkę dwóch znakomitych harvardzkich politologów Stevena Levitsky’ego i Daniela Ziblatta zatytułowaną „Tak umierają demokracje”. Opracowanie to przybliża proces przeobrażania się ustrojów demokratycznych w autorytarne. Autorzy, specjaliści w zakresie kryzysów demokracji, analizują czynniki, jakie zadecydowały, iż wraz z pojawieniem się na scenie politycznej populistów w jednych krajach system demokratyczny został rozmontowany (np. Niemcy w latach 30. XX w., Wenezuela u progu XXI w.), a w innych ocalał (m.in. Belgia i Finlandia w latach 30. XX w.). Levitsky i Ziblatt koncentrują się na legalnym wzmocnieniu politycznej pozycji demagogów.

Jest to szczególnie interesujące, bowiem w analizowanych przypadkach przejście z systemu demokratycznego w autorytarny ma charakter stopniowy i w odróżnieniu od znanych z historii krwawych rewolucji jest zupełnie niespektakularne, w efekcie czego przez długi okres również niezauważalne dla społeczeństwa. Ponadto, przez pewien czas zachowane pozostają procedury demokratyczne (wybory), a jednocześnie – pod pretekstem reform – przejmowane są, dotąd niezależne, instytucje będące filarami systemu (prokuratura, sądy, media, szkolnictwo). W rezultacie demokracja staje się fasadowa, a opozycja zostaje pozbawiona możliwości przejęcia władzy.

Jak sugerują autorzy, bezpośrednim impulsem do napisania książki było zwycięstwo Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA w 2016 r. Obecnego lokatora Białego Domu profesorowie uważają za jedno z największych zagrożeń dla amerykańskiej demokracji w historii. Książka ta jest więc formą ostrzeżenia i jednocześnie wezwaniem do działania. Czytając Levistky’ego i Ziblatta nie sposób też uniknąć skojarzeń z sytuacją w Polsce po 2015 r. (na kilku stronach są bezpośrednie przywołania z wydarzeń z ostatnich trzech lat, ilustrujące proces stopniowego przekształcania demokracji w miękki autorytaryzm).

 

Liczy się konstytucja i niepisane normy

Do jakich zatem wniosków dochodzą autorzy? Po pierwsze, nie ma konstytucji idealnej, która by stanowiła dla populistów barierę nie do pokonania. Zawsze znajdzie się jakaś luka lub nieścisłość. Dla stabilności systemu demokratycznego równie ważne więc co ustawa zasadnicza jest istnienie pewnych niepisanych – choć powszechnie podzielanych – norm. W większości zachodnich demokracji – w tym do niedawna w USA – takimi normami była m.in. zasada tolerancji oraz powściągliwości, a także powiązane z nimi reguły kurtuazji i wzajemności. Ta pierwsza norma to wzajemne postrzeganie się przeciwników politycznych jako partnerów, których różnią poglądy, ale łączą dobre intencje, patriotyzm i obopólny szacunek. Bezpodstawne zarzucanie drugiej stronie zdrady, działania w interesie obcych sił jest jednym z kluczowych czynników uruchamiających proces erozji systemu demokratycznego. Wspomniana powściągliwość wynika natomiast z akceptacji faktu, iż zmiana władzy jest nieodzownym elementem systemu demokratycznego, a posiadanej pozycji nie należy nadużywać (zaleca się wręcz samoograniczenie). Ster państwa trzeba będzie bowiem kiedyś oddać dzisiejszej opozycji – nie warto więc tworzyć precedensowych zachowań, tudzież narzędzi prawnych, które mogą w przyszłości obrócić się przeciw ich inicjatorom.

 

Elita – to nie obelga, lecz zobowiązanie

Po drugie, prócz konstytucji i niepisanych norm, ważną linię obrony demokracji stanowi establishment: przede wszystkim polityczny, gospodarczy i dziennikarski. Zadaniem tych elit – w tym zwłaszcza partyjnych – jest izolacja i neutralizacja pojawiającego się autokraty. Badane przez autorów przypadki wykazywały zasadniczą prawidłowość. Wszędzie tam, gdzie politycy demokratyczni potrafili zawrzeć wymierzony w populistę sojusz ( „kordon sanitarny”), przekraczający dotychczasowe podziały partyjne i ideologiczne, tam demokrację udawało się ocalić. Natomiast wszelkie próby aliansu części demokratów z demagogiem wymierzone w innych demokratów (niczym „pakt z diabłem”) kończyły się przegraną wszystkich sił demokratycznych i zwrotem w kierunku autokracji.

Podobnie rzecz się ma ze środowiskami gospodarczymi i dziennikarskimi – ich koniunkturalna gra na rzecz zyskującego na popularności demagoga w dłuższej perspektywie kończy się pogorszeniem warunków funkcjonowania wszystkich podmiotów (choćby za sprawą wzrostu nieprzewidywalności środowiska, w jakim działają).

Wracając do polityki, warto podkreślić, że jest to szczególnie ważna lekcja dla Polski, gdzie część ugrupowań opozycyjnych – zwłaszcza na lewicy – przedkłada drugorzędne podziały polityczne ponad cel priorytetowy, jakim powinna być wspólna, ponadpartyjna obrona systemu demokratycznego.

Rodzi się w tym miejscu pytanie, po czym poznać, iż mamy do czynienia z groźnym demagogiem? Kiedy pojawia się ta historyczna konieczność porozumienia ponad podziałami w obronie demokracji? Niewątpliwie naszą nieufność powinna wzbudzić wulgaryzacja języka, wszelkie hasła o „ulepszaniu” demokracji i zwracaniu ludziom jej instytucji czy generalnie proste recepty na skomplikowane problemy. Autorzy idą jednak dalej i prezentują zestaw czterech „behawioralnych znaków ostrzegawczych” (str. 30):
• odrzucenie demokratycznych reguł gry, deklaratywne bądź faktyczne (np. łamanie konstytucji)
• odmowa uznania oponentów za pełnoprawnych przeciwników (np. oskarżania o zdradę lub terroryzm)
• poparcie bądź tolerancja dla przemocy (np. przyzwolenie dla agresywnych działań wobec politycznych oponentów)
• dążenie do ograniczenia swobód obywatelskich krytykom (np. niezależnym mediom, opozycji, organizacjom pozarządowym).

Spełnienie choćby już jednego z tych kryteriów powinno wzniecić nasz niepokój, a przede wszystkim zmobilizować do działania. Jak celnie bowiem zauważają tu politolodzy, tak jak system demokratyczny nie jest dany raz na zawsze, tak i zwrot w kierunku autorytaryzmu nie jest nieunikniony, ani nie jest nieodwracalny. Losy kraju są w rękach świadomych obywateli.

 

Steven Levitsky, Daniel Ziblatt, „Tak umierają demokracje”, tłum. Olga Łabendowicz, str. 342, wyd. Fundacja Liberté, Łódź 2018, ISBN 978-83-61894-09-4.

Poprzedni

Skazany na wielość

Następny

Papuga i tłumoczek

Zostaw komentarz