19 listopada 2024
trybunna-logo

Tajemnicza Ryszarda

Już na wstępie lektury książki Magdaleny Raszewskiej o Ryszardzie Hanin (1919-1994) doznałem dreszczyku.

Oto popularna przez dziesięciolecia aktorka teatralna, telewizyjna, filmowa, jedna z legend polskiego aktorstwa okresu powojennego, laureatka wielu nagród i ceniona, lubiana pedagog warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza, której setna rocznica urodzin upłynie w przyszłym roku, objawia się jako postać tajemnicza, jako osoba, która skrywała i deformowała swoją biografię do najdrobniejszych szczegółów, tworzyła wokół siebie atmosferę dystansu i tajemniczości.
Sama już ta postawa jest tajemnicza. O ile bowiem w okresie stalinowskim, aktorka, mająca lwowskie „korzenie burżuazyjne”, córka bogatej rodziny żydowskiej, a jednocześnie wojenną biografią związana ze Związkiem Patriotów Polskich, z wojskiem polskim utworzonym pod egidą radziecką w Sielcach nad Oką (Pierwsza Dywizja im. Tadeusza Kościuszki) miała powody by nie mówić o swojej przeszłości otwarcie, o tyle kontynuowanie tej tajemniczości w latach późniejszych jest do dziś prawdziwą i do końca nie wyjawioną zagadką. W czasach Gomułki, Gierka i Jaruzelskiego Hanin mogłaby swobodnie pozostawać w kręgach PZPR, której członkinią była przez dziesięciolecia, mając jednocześnie – jak zauważa we wstępie Magdalena Raszewska – status byłej hrabianki. Mimo to podtrzymywała swoją tajemniczość i unikała tematów prywatnych i wspomnień osobistych także w prasowych wywiadach. Ukrywała nawet epizod paryski z roku 1937, gdzie jako 18-latka uczyła się aktorstwa u słynnego Charlesa Dullina. Trzonem książki Magdaleny Raszewskiej są „notatki do nienapisanej monografii” uformowane jako kalendarium jej życia, pracy artystycznej i pedagogicznej. Kalendarium uzupełnione jest kilkoma szkicami, w których Raszewska pokazuje swoją bohaterkę jako fascynującą postać, uwikłaną w tajemnice i zagadkowe zaszłości, także prywatne. Książka wzbogacona jest kilkoma szkicami autorki, zawierającymmi m.in. cytaty z wypowiedzi przedstawicieli grona jej współpracowników, koleżanek i kolegów, m.in. Zbigniewa Zapasiewicza czy – w pewnym okresie – życiowego partnera, Jana Matyjaszkiewicza. W tym świetle jaki się Ryszarda Hanin jako kobieta –Sfinks, jako osoba „uwikłana w Historię”, naznaczona osobliwym piętnem „żydowskiego pochodzenia” i skomplikowanym życiem osobistym, małżeńskim. Raszewska dotyka też kwestii recepcji aktorstwa Hanin, na której, choć uchodziła za jedną z mistrzyń polskiej sceny powojennej i była profesorką warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej (dziś Akademii Teatralnej), kładło się też cieniem, paradoksalnie, piętno przypisywanego jej „amatorstwa” zawodowego. Monografia Ryszardy Hanin, choć – wedle deklaracji autorki – „nienapisana” jest w lekturze fascynująca, acz nie znamy niektórych faktów z jej życia i już się najprawdopodobniej o niej niczego więcej nie dowiemy. Sam czytałem „Historię nieoczywistą” Ryszardy Hanin z tzw. wypiekami na twarzy (metafora) także dlatego, że mój własny stosunek do postaci i aktorstwa Ryszardy Hanin uległ przemianie na przestrzeni lat. Jako młodociany widz nie lubiłem jej – paradoksalnego, bo nie pochodziła „z ludu”, choć związała się z władzą ludową – plebejskiego na ogół emploi aktorskiego, grała bowiem na ogół kobiety z ludu, wieśniaczki, drobne mieszczki, gospodynie domowe, zatroskane matki, ale po latach doceniłem nie tylko jej talent i kunszt, ale też specyficzny, tajemniczy i – by użyć słowa z tytułu: „nieoczywisty” erotyzm. Na koniec dwie drobne korekty, które adresuję do redaktorów być może przyszłego, kolejnego wydania tej publikacji. Wkradły się błędy w podpisach do dwóch fotografii. Na stronie 124, na zdjęciu z parku Kaliszu, obok Ryszardy Hanin stoi, wbrew podpisowi, nie Jan Matyjaszkiewicz, ale ktoś inny, choć nie potrafię pozytywnie wskazać kim jest towarzyszący jej mężczyzna. I na fotografii ze strony 183, na lewo od aktorki, za jej prawym ramieniem, znajduje się nie Jan Matyjaszkiewicz, lecz Stanisław Niwiński. Błędy te powielone zostały także w spisie ilustracji.
Po tych drobnych uwagach nie mogę sobie odmówić rekomendacji lektury tej frapującej „nienapisanej” monografii, dla miłośników polskiego teatru powojennego, obowiązkowej.

Poprzedni

Kalafiorowa uczta á la Gombrowicz

Następny

Aktorka z dala od sceny