Coś się ostatnio nerwowo zrobiło. Wszystkie moje koty nabuchane walerianą, chodzą walić zioło z gwinta. Już się same nauczyły odkręcać buteleczkę. Post-traumatic stress disorder jak nic!
Bardzo dziękuję za modlitwy w intencji życia wiecznego! Musicie bardziej się postarać, albo sięgnąć po konkurencyjne voodu, bo jak to mówią w nomenklaturze wojskowej: ominęło.
Zapisać na plus, że poczułam się jak Duda w Kijowie i zaskarbiłam sobie dozgonną miłość sąsiadów, którzy pomyśleli, że to już… Nic z tego! Myślałam, że mi Brygady Izza Al-Dina Al-Kassama pierdolnęły z drona w okno, a to runęła biblioteczka. Ćwierć wieku stała i zbierała książki, aż jeb! Zrozumiałam, że jeremiady ks. prof. Krzysztofa Bielawny, który uważa, że Polska stałaby się prężnym krajem, mlekiem i miodem płynącym, gdyby tylko przestać kształcić baby, to troska jest a nie dzicz.
Ta cała wiedza mogła mnie zabić! W dodatku gdybym miała chłopa, jak Pan Bóg przykazał, to biblioteczkę by przykręcił, a tak maleństwo Szolc przestraszyło się boscha i nie potrafiło kołków „wstrzelić”. Czy co się z tymi kołkami robi… Teraz na swoich czternastu metrach mam labirynt ułożony ze stosów książek. Ponoć podobnym dysponował śp. redaktor Kałużyński. Łażę pomiędzy woluminami i nawet już zaczęłam się drapać! Inteligencja mnie swędzi.
Nieumiejętnością „wstrzeliwania” czy też „strzelania” najbardziej – po kotach – przejęła się matka. Przyleciała rozdygotana z poczty, co nietrudne biorąc pod uwagę, że poszła płacić rachunki. Ale mamę rozbiło coś innego! Natknęła się na plakat. Z żołnierzem. I znaczkiem polskiej trąbki. Pocztowej.
„Zostań Żołnierzem. Dobrowolna zasadnicza służba wojskowa. 4560 zł od pierwszego dnia służy.” Zareagowałam błyskawicznie. Powiedziałam matce, że na markietankę, to ja jestem za leniwa. Po wtóre zbliżam się już do tego wieku, kiedy to samemu będę musiała płacić za bzykanie.
I przypomniałam, że jej ideałem żołnierza jest gefreiter „Kania” Kaniowski z „C.K. Dezerterów”. Gdyby na przykład sama chciała się zaciągnąć, a nie stręczyć córeczkę. Mamę znam jak zły szeląg, czyli szeląg Jastrzębia Glapy. Kiedy dowiedziała się, że nijak nie będzie pięciu stów za kota, planowała po dłuższej przerwie zajść. Dla chcącego nic trudnego. Zresztą bronić matce ciąży, to ageizm. Ordynarny. Powiedziałam, że na dziecko się nie zgadzam. Wszakże, to chyba Al Alvarez napisał, że nic tak destrukcyjnie nie wpływa na życie poety, jak dziecięcy wózek w korytarzu. Jak wysika na plusik, to wyprowadzam się, choćby tylko ze szczoteczką do zębów w kieszeni. Nie była to taktyka na miarę von Clausewitza… Zmieniłam. Stwierdziłam, że… zostaję! Zaadoptuje mastiffa tybetańskiego i pies matce tę pięćsetkę przeżre. Kotów na zatracenie, czyli „na spożycie” nie dam!
Z wojskiem, ech z wojskiem może być gorzej. Obie oglądałyśmy film „Szeregowiec Benjamin”. Ten z „kooky girl” – Goldie Hawn. Może będziemy ciągnąć słomki, która z nas stanie się Vergeltungswaffe-2 polskiego wojska. Jak znam swoje szczęście do zabaw hazardowych to padnie na mnie. No, i kraina obfitości zobowiązuje. Mleko, miód oraz wojna. „Wojna jest ojcem powszechnym i królem; jednych przemienia w bogów, innych w ludzi; jednych zniewala, innych wyzwala.” – Chciał Heraklit. Zauważył też, że (bohaterami tłumu) są „nocni włóczędzy, magowie, bachantki, menady i mistycy”. A jeszcze częściej: mendy, złośliwi narcyzi, sprzedawczyki, niezrealizowani artyści wszelkiej maści. Zwyczajni durnie, którzy wojny wywołują, ale rzadko w nich giną, bo mają ochronę – państwową.
Polscy biedacy, wzorem biedaków amerykańskich, pójdą w kamasze. Jak biedacy z Federacji Rosyjskiej. Jak biedacy ukraińscy, którzy nie mają szmalu na łapówkę, aby wykupić się od poboru.
Poczta Polska pełna białych misiów, gum balonowych, katechizmów stręczy teraz tych, którym powinęła się noga. Niektórym już przy urodzeniu. Moja matka – z pokolenia naznaczonego picassowskim gołąbkiem pokoju – nie może się z tym pogodzić. Ja też nie, choć żyję „na sępa”, więc to mi najbliższy ptok. Żartujemy sobie, ale bałuckie stand up’y nie są takie zabawne jak stand up’y belwederskie.
„Zraniony kwiat tego idioty/dynda z całym spokojem/ ale o rany, jaka wojna!/ taka jak wszystkie inne/ ale każda kolejna wydaje się jeszcze bardziej/ taka jak poprzednia” – tyle Hank Bukowski. Dobry chłop z niego był, nie kastrował ani siebie ani kotów. Ja też nie kastruję.