Cieszę się radością polskiego Kościoła. Sądzę, że legendarna i często przywoływana liczba 90 proc. wierzących Polaków cieszy się razem ze mną. Razem z nami, tak mniemam, cieszą się polscy biskupi, ksiądz Natanek, Ojciec Rydzyk, biskup Michalik, Petz, Głódź, Libera i inni.
Wszyscy się cieszymy dobrą zmianą. Dobra zmiana i biało-czerwona drużyna, która jak stonka obsiadła białoczerwone urzędy, instytucje, stanowiska, fuchy i układy — bardzo wiele zawdzięcza polskiemu Kościołowi. Zawdzięcza mu poparcie tajne i jawne, zawdzięcza mu wezwania z ambon i audycje w radiu, kazania na Jasnej Górze i w Toruniu, powoływanie się na Jana Pawła II i kardynała Dziwisza.
Skoro zawdzięcza, to po latach prześladowań i złego traktowania przyszła pora na docenienie i zadbanie o polski Kościół i jego zubożałe parafie. Skoro dobra zmiana wygrała wybory dzięki Kościołowi, to Kościół powinien skorzystać na dobrej zmianie.
Tak też się stało. Dlatego z radością przyjmujemy dobrą zmianę w relacjach Państwo-Kościół, w których Państwo hojnie spłaca zaciągnięty przed wyborami dług.
O ile w innych dziedzinach życia i gospodarki zdaje się panować zasada „co by tu jeszcze spieprzyć Panowie”, to w dziedzinie dojenia Państwa przez Kościół ruszyła profesjonalna, dobrze naoliwiona maszyna. Ojciec Dyrektor dostaje kasę ze źródeł, które nam, normalnym ludziom, nie przyszłyby do głowy. Znalazły się pieniądze na odwierty. Państwowe firmy sięgają do swoich funduszy, by zasilić budowę zaniedbanej przez poprzednie rządy wyciskarki do cytryn na Wilanowie.
Kościół bez żenady wyciąga łapę i dostaje. Żąda coraz więcej i dostaje coraz więcej. Dla kościoła to prawdziwie dobra zmiana. Nie ma wahania, nie ma wstydu, nie ma zastanawiania się czy starczy kasy dla bardziej potrzebujących. Najbardziej potrzebujący w sutannach kasę biorą i wydają.
Widać, że tego potwora nie da się nakarmić. Nigdy nie będzie dość i nigdy nie będzie za dużo. Nie ma granic zwykłej ludzkiej zachłanności ubranej w ornat na tę czarną mszę.
Ale „pieniądze to nie wszystko”, chociaż „wszystko bez pieniędzy to ch…”
Kościół i jego reprezentanci nie poprzestają na braniu kasy. Pilnują również, by ich obecność była widoczna i niczym nieskrępowana. Zdjęcie prezydenta z pięcioszeregiem dobrze odżywionych biskupów w tle, uświetniających swoją obecnością uroczystości radomskie — uzmysławia, że nie ma w tym granic obciachu ani refleksji. Trzeba by tych honorowych gości zapytać: gdzie byli wtedy w czerwcu, gdy radomscy robotnicy wyszli na ulicę?
Purpuraci, księża, zakonnicy są wszędzie. Uczestniczą w obradach, podejmują decyzję, konsultują i podpowiadają. W razie potrzeby tupią nogą, straszą i grożą. Czują, że przyszły czasy, gdy można nie tylko dostawać kasę od Państwa, ale również mieć realny wpływ na jej podział.
To również świetny czas na zorganizowanie Państwa w sposób, w którym to instytucje państwowe będą za Kościół pilnowały dekalogu i tzw. nauczania.
Pisząc o naukach kościoła i dekalogu mam na myśli kościół w obrządku smoleńskim, który coraz bardziej oddala się od głównego nurtu. W tym obrządku nie ma miłości bliźniego, nadstawiania policzka, miłowania nieprzyjaciół swoich, wybaczania i odpuszczania grzechów. W tym kościele ludzie starający się o dziecko metodą in vitro to mordercy plemników, uchodźcy – to zaraza zagrażająca kulturze chrześcijańskiej, kłamstwo i fałszywe świadectwo, to nie grzech, a sianie nienawiści, to ewangelizacja. Do tego Kościoła mogą należeć ludzie marzący o wojnie domowej, kłamiący i jawnie nienawidzący. W tym obrządku groby się bezcześci, zmarłych bliskich i obcych używa do walki, gwiżdże na pogrzebach wrogów i można tańczyć taniec wojenny na trumnach.
Taki odłam Kościoła staje się małymi krokami religią państwową. Biskupi wiedzą, że ich praca ewangelizacyjna poniosła klęskę, więc gadanie z ambon zastępują lobbingiem na rzecz wprowadzenia prawnych ram dla dekalogu. Władza w ramach spłaty długu i ścisłego sojuszu — z ochotą i bez oporu demontuje demokratyczne, świeckie rozwiązania wychodząc naprzeciw coraz dalej idącym, coraz bardziej absurdalnym żądaniom.
Pierwszymi ofiarami wprowadzania religii państwowej padły „pigułki po”, program in vitro, szkolne programy koedukacyjne. W szybkim tempie edukacja seksualna zostanie zastąpiona edukacją religijną, zaczną się problemy z aborcją, nawet ratującą życie. Potem pojawią się problemy z antykoncepcją, cenzura zbyt odważnych treści, powszechna obraza uczuć religijnych.
Tu też nie będzie żadnej granicy. Zawsze znajdzie się człowiek, który w ramach przypodobania się proboszczowi lub religijnie pobudzonej władzy, zaproponuje kolejne kroki, kolejne ograniczenia i sankcje wobec żyjących bez ślubu, gejów, zakolczykowanych, nieobecnych na mszy i nieochrzczonych. Oni nigdy sami nie zatrzymają się w dziele urządzania nam świata według ich wizji krainy bożej szczęśliwości.
Jeśli władza PiS potrwa pełną kadencję, to przed wyborami pojawi się zapewne jeszcze pomysł, by przedstawiciele Kościoła zasiadali w obu izbach parlamentu według zagwarantowanej liczby miejsc.
Osobną kwestią jest budowa kultu świętego Lecha Kaczyńskiego. To ukłon Kościoła w stronę Kaczyńskiego i realizacja jego ukrytego celu. Jeśli plan się powiedzie, a nie ma powodów, żeby się nie powiódł, to Lech Kaczyński, jako zamordowany skrytobójczo, będzie mógł zostać męczennikiem. Jakiś zespół fachowców pracuje już nad całą kampanią, dzięki której będziemy mieli nowego błogosławionego. Za zgodą Watykanu i Franciszka lub nawet wbrew niemu. Bo Polski Kościół Narodowy coraz trudniej znosi i toleruje otwartość i naiwną miłość bliźniego prezentowaną przez Franciszka. Nie przypadkiem na zaproszeniu na ŚDM biskupi „zapomnieli” wspomnieć o obecności Franciszka podczas tego wydarzenia.
Wracając do tytułu. Ja się naprawdę cieszę. Erozja wiary i bezkarnego żerowania KK na Polsce mogła trwać jeszcze całe pokolenie. Sojusz z partią polityczną, a w szczególności z agresywną antyspołeczną formacją — musi skończyć się tak samo, jak sojusz Najwierniejszej Córy Kościoła z Caudillo Franco. Hiszpański Kościół nie miał oporów w czerpaniu latami z sojuszu z faszystowskim reżimem. Naród hiszpański zapamiętał i nie wybaczył. Kraj uznawany za opokę katolicyzmu — w kilka lat stał się krajem laickim.
Nie wiem, kiedy skończy się zły czas dla Polski, wynikający z rządów koalicji PiS i Kościoła smoleńskiego. Nie wiem, chociaż mam nadzieję, że szybko. Mam za to pewność, że nie będziemy głupsi od Hiszpanów — i też ani nie darujemy, ani nie zapomnimy Kościołowi, gdzie był. Zapytamy i rozliczymy: gdzie był i co zrobił, gdy PiS demolował demokrację, niszczył polską pozycję na świecie, gdy Polaków i katolików politycy PiS nazywali gorszym sortem ludzi. Wyciągniemy wnioski.