16 listopada 2024
trybunna-logo

Spowiedź nieliteracka Wacława Sadkowskiego

Wacław Sadkowski to bardzo ważna dla mnie postać mojej czytelniczej młodości. Wybitny krytyk literacki, eseista, historyk i teoretyk literatury, tłumacz z języka angielskiego i francuskiego, a w latach 1972-1973 redaktor naczelny znakomitego miesięcznika „Literatura na świecie”, który był i pozostaje najważniejszym polskim oknem na świat obcej literatury. Także rzadkiej klasy erudyta i finezyjny narrator o obejściu i sposobie ekspresji znamionującym człowieka wysokiej kultury.

To także autor m. in. klasycznego już właściwie zbioru esejów „Drogi i bezdroża literatury Zachodu” (1969), który miał już kilka wydań poszerzonych, ale także „Kręgów wspólnoty” (1972) czy „Od Conrada do Becketta” (1989).

Po takim autorze można by spodziewać się przede wszystkim „pamiętnika moich książek”, znanej formuły pisania o własnych lekturach jako sposobie opowiadania o sobie i otaczającym świecie. Tymczasem motywacja, która zdała się być u podstaw tomu jego wspomnień „Ktoś taki jak ty”, jest motywacją na wskroś nieliteracką. To efekt imperatywu wypływającego z motywacji najgłębiej osobistych, nawet intymnych, osadzonych w problemie bolesnej rysy czy skazy na indywidualnej genealogii egzystencjalnej. Ujmując rzecz najprościej, Sadkowski, co zresztą expressis verbis wyraził w podtytule, rozlicza się z kompleksem dziecka przybranych rodziców, czyli kogoś, kto we wczesnym dzieciństwie stracił kontakt z biologicznymi rodzicami, został zaadoptowany i kto dowiedział się o tym dopiero w dojrzałości. Sadkowski przeżył z tego powodu kompleks „człowieka znikąd”.

Urodzony w 1933 roku w Toruniu opowiada autor swoją biografię od najwcześniejszego dzieciństwa przedwojennego i okupacyjnego, spędzonego już w Warszawie, poprzez czasy powojennej młodości, kształcenia się i wchodzenia w świat, aż po śmierć przybranej matki (1980). Owo ograniczenie czasu wspomnień do tego dramatycznego dla niego momentu, to bardzo znamienny ich rys. Sadkowskiemu nie chodziło bowiem o napisanie swojej pełnej autobiografii czy choćby tylko własnych wspomnień sięgających teraźniejszości, lecz o oddanie hołdu i wdzięczności swoim przybranym rodzicom, w tym matce w szczególności. Opowieść Sadkowskiego cechuje szlachetna prostota, ascetyzm, rezygnacja z jakichkolwiek ozdobników stylistycznych, czy barwnych anegdot, typowych dla tego rodzaju wspomnień, choć przecież jako znawca i koneser literatury mógłby je Sadkowski w swojej opowieści zastosować. Gwoli prawdy przekazu z tego zrezygnował, wybierając maksymalną prostotę.

Wspomnienia Sadkowskiego są interesujące same w sobie, jako świadectwo życia człowieka pokolenia urodzonego jeszcze w II RP i którego dzieciństwo przypadło na straszny czas wojny i okupacji oraz na czas powojennego zamętu i ustrojowych przemian, a także czas debiutu zawodowego i wejścia w świat powojennej literatury. Czytelnik poznaje dziesiątki spostrzeżeń, zdarzeń, szczegółów różnego autoramentu, detali obyczajowych, personaliów itd. i to jest w lekturze pasjonujące samo w sobie, niezależnie od emocjonalnej, wspomnianej wcześniej motywacji, która skłoniła autora do napisania tej książki.

W jednym tylko mam pewną wątpliwość natury psychologicznej – gdy zdarzenia ze swojego okupacyjnego dzieciństwa, czyli przeżycia chłopca 6-11 letniego opisuje autor w sposób nadający narracji dziecka cechy znamionujące zbyt wysoki – jak na moje wyczucie – poziom dojrzałości i świadomości percepcyjnej.

Odniosłem w tym fragmencie lektury wrażenie, że to może być efekt wspomnieniowego „prezentyzmu”, czyli nałożenia na czas przeżyć i obserwacji dziecka matrycy późniejszych, już dojrzałych przemyśleń. To tylko jednak wątpliwość czytelnika, który być może nie ma dostatecznego wyobrażenia o przedwcześnie dojrzałej psychice dzieci czasu wojny.

Dramatyczną puentę do syndromu bycia „znikąd” dopisał fakt, że rodzinny album fotograficzny przybranej rodziny autora spłonął w Powstaniu Warszawskim. Sadkowski pomieścił więc na końcu książki jedynie niewielką garść fotografii odziedziczonych po krewnych, powinowatych i przyjaciołach rodziny. Ten smutny fakt stawia los osobisty Wacława Sadkowskiego w dodatkowym strumieniu światła – jako człowieka, którego przeznaczeniem było podjęcie ponadprzeciętnego wysiłku w walce o ocalenie śladów własnej genealogii, niszczonej przez trudny los. Gorąco polecam tę naprawdę zajmującą lekturę.

 

Wacław Sadkowski – „Ktoś taki jak ty. Spowiedź bastarda wieku dwudziestego”, Wydawnictwo Studio Emka, Warszawa 2018, str. 173, ISBN 978-83-66142-06-0.

Poprzedni

Gorzka opowieść persko-francuska

Następny

Młodzieżowcy kością niezgody

Zostaw komentarz