29 listopada 2024
trybunna-logo

Spór o „Caracale”

W ostatnich dniach zalewani jesteśmy lawiną informacji dotyczących rezygnacji z zakupu śmigłowców transportowych „Caracal”.

Konferencje prasowe ministrów, sprzeczne wypowiedzi ekspertów, spektakularne odwołanie wizyty przez prezydenta Francji w Polsce – to obraz burzy, jaką wywołało ogłoszenie decyzji przez Ministerstwo Rozwoju. Wielu zadaje sobie pytanie: co się stało? Jak mawia stare polskie przysłowie, jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Śmigłowce w polskiej armii

W roku 1989, wraz upadkiem poprzedniego ustroju, zakończył się też etap związków Wojska Polskiego z Układem Warszawskiem i radzieckim modelem armii. Rozpoczęła się reorganizacja i restrukturyzacja naszego wojska na wzór zachodni.
W armiach Sojuszu Północnoatlantyckiego, na wzór doświadczeń USA w Wietnamie, dominuje doktryna masowego stosowania śmigłowców. Helikoptery w NATO służą jako środek wsparcia ogniowego własnych wojsk, zwalczania broni pancernej przeciwnika, jak i prowadzenia zmasowanych desantów na tyłach przeciwnika przez wojska aeromobilne.
Po roku 1989 sformowaliśmy i my własny związek aeromobilny – 25 Dywizję Kawalerii Powietrznej, dziś w sile słabej brygady. W oparciu o posiadany sprzęt radziecki oraz planowane duże zakupy polskich śmigłowców ambitnie planowano przesadzić polską dywizję z transporterów opancerzonych na śmigłowce.
Równolegle naciski NATO wymuszały decyzje Rządu RP w kwestii potężnego kontraktu, jakim był zakup ok. 100 ciężkich śmigłowców.

Przejęcie polskiego przemysłu lotniczego

Polska posiadała relatywnie rozbudowane zakłady lotnicze o tradycji sięgającej jeszcze II RP, w tym produkujące śmigłowce. Światowe giganty mające chrapkę na zdobycie polskiego „kontraktu stulecia” rozpoczęły więc grę o ich przejęcie.
W dniu 16.03.2007r. amerykańska wytwórnia Sikorsky Aircraft Corporation nabyła 100 proc. udziałów spółki PZL Mielec od rządu polskiego z zamiarem rozpoczęcia tam produkcji śmigłowców. Transakcja dokonana została w okresie rządów PiS i odbyła się w atmosferze skandalu. Na łamach prasy fachowej, w tym „Skrzydlatej Polski”, określano ją wręcz jako „wielki przekręt”. Za bezcen Amerykanie przejęli zakład i dokumentację samolotów M-28 ”Skytruck”, rozpoczynając w firmie produkcję kadłubów średniej wielkości śmigłowców S-70 „Balck Hawk”, które przez kolejne lata, nachalnie i wielokrotnie promowane były jako przyszłe śmigłowce transportowe polskiej armii, w tym na pokazach „Air Show Radom”. Tak czy inaczej najnowocześniejszy i największy polski zakład przemysłu lotniczego znalazł się w rękach Amerykanów i przestał być „zakładem polskim”.
W 2015 roku Sikorsky i PZL Mielec zostały przejęte przez lotniczego giganta również rodem z USA, Lockheed Martin z siedzibą w Bethesda, w stanie Maryland. Lockheed Martin jest globalnym koncernem zajmującym się przemysłem obronnym i lotniczym. Firma zatrudnia około 112 tysięcy pracowników na całym świecie. To również firma produkująca nowoczesny śmigłowiec – odpowiednik francuskiego „Caracala” – S-92, dostarczony m.in. armii Kanady. Było nim zainteresowane też Wojsko Polskie. Jednak koncern Lockheed Martin nie zgłosił go do przetargu na polski śmigłowiec transportowy. W zamian wciskając nam leciwy, o niskich już możliwościach modernizacyjnych, śmigłowiec klasy ok. 8 ton S-70 „Black Hawk”.
29 stycznia 2010 r. Agencja Rozwoju Przemysłu podpisała kontrakt z włosko-brytyjskim producentem śmigłowców AgustaWestland umowę sprzedaży 87,62 proc. akcji jedynej polskiej fabryki śmigłowców – Wytwórni Sprzętu Komunikacyjnego PZL-Świdnik. Wartość transakcji wynosiła wówczas blisko 340 mln zł. Polska straciła jedyny zakład produkujący śmigłowce o tradycjach ich produkcji sięgających lat 60. XX w. Brytyjsko – włoski koncern również startował w przetargu i proponował śmigłowiec do transportu ładunków max. 8 t. Produkt AgustyWestland – PZL Świdnik – AW-149, to konstrukcja bardzo nowoczesna i będzie taka z pewnością na najbliższe kilkadziesiąt lat. Jednak jest niestety na etapie testowania i nie jest produktem całościowym ani w pełni przetestowanym.
Tak czy inaczej obaj liderzy produkcji śmigłowców na świecie, wykupując polskie fabryki lotnicze liczyli na kontrakt.
W tę – wydawało się – już ustawioną rozgrywkę wszedł koncern francusko-niemiecki Airbus Helicopters, proponując nam produkt teoretycznie młodszy i mocniejszy. „Caracal” to wersja rozwojowa maszyny SA 330 Puma, która weszła do produkcji w 1968 r. Od 1978 r. produkowano jej wydłużoną wersję Super Puma, a wojskowe wersje Super Pumy nazwano później „Cougar”. Tenże „Cougar” otrzymał nowoczesną awionikę (wyposażenie, sterowanie itd.), a niektóre jego metalowe elementy zastąpiono kompozytowymi i zmienił nazwę na H225M „Caracal”.

Przetarg

Specjaliści MON, uwzględniając potrzeby poszczególnych rodzajów sił zbrojnych (Wojska Specjalne, Wojska Lądowe, Polskie Siły Powietrzne, Marynarka Wojenna) oraz możliwości budżetowe, ograniczyli ilość objętego przetargiem sprzętu z planowanych pierwotnie 120 śmigłowców do 70 szt. Oczekiwano śmigłowca w klasie transportu ok 10-12 ton. Uniwersalnej platformy przydatnej tak dla Marynarki Wojennej nad Bałtykiem jak i Wojsk Lądowych czy Sił Specjalnych.
21 kwietnia 2014 zwierzchnik polski sił zbrojnych, prezydent RP Bronisław Komorowski oznajmił, że do dalszych testów wybrany został śmigłowiec francuskiego konsorcjum Eurocopter. Obecnie, po połączeniu z konsorcjum Airbus występującego pod nazwą Airbus Helicopters
Dlaczego wybrano „Caracala”, a nie wybrano amerykańskiego S-70 Black Hawk, czy włosko-brytyjskiego AW 149?
Zasadniczo tylko francuski „Caracal” spełnił kryteria przetargu. Amerykański „Black Hawk” z Mielca w ocenie polskich specjalistów, to konstrukcja już niebawem przestarzała, nawet jeśli systematycznie byłaby modernizowana. Są pewne granice konstrukcyjne, które określają tzw. „potencjał modernizacyjny”. Odwrotny problem ma z kolei produkt brytyjsko – włoskiej „AgustyWestland PZL Świdnik” – AW 149. Jest to dla odmiany konstrukcja bardzo nowoczesna, będąca na etapie testowania. Trudno więc zakupić coś, co jest jeszcze nieukończone w pełnym tego słowa znaczeniu.
Kolejnym aspektem była kwestia użyteczności. Wojsko Polskie chce ograniczyć liczbę zakupionych śmigłowców z 70 do 50. Dokładnie zamówienie ma dotyczyć 34 śmigłowców w wersjach specjalistycznych – zwalczania okrętów podwodnych, dla wojsk specjalnych, ratownictwa medycznego – oraz 16 maszyn w odmianie transportowej. Resztę zadań mają wykonywać przez jakiś czas użytkowane w polskiej armii śmigłowce PZL W3 „Sokół”.
Oferowane równolegle S-70 „Black Hawk” i AW 149, to śmigłowce klasy 8 ton. Są konstruowane i produkowane na jednej platformie, mogą być dobrze uzbrojone i spełniać rolę ratownictwa lądowego i morskiego. Ich ograniczeniem jest jednak ładowność oraz zasięg. Oba śmigłowce oferowane Polsce są w wersjach, które nie pozwalają na tankowanie w powietrzu.
Tymczasem H225M „Caracal” jest cięższy o trzy tony i jest śmigłowcem klasy masowej 11 ton. Może wypełniać wszystkie role co konkurenci, lecz ma dwie dodatkowe wartości. Jego ładowność jest większa, może więc zabierać prawie dwa razy więcej pasażerów i żołnierzy na pokład. Ma też największy z oferowanych śmigłowców zasięg. Dodatkowo może być tankowany w powietrzu. Airbus Helicopters po prostu uczciwie przetarg wygrał.
Czy jest to jednak wybór dla polskiej armii optymalny? W mojej ocenie zdecydowanie nie. Śmigłowce miały służyć między innymi naszym wojskom aeromobilnym. 25 Brygada Kawalerii Powietrznej oprócz żołnierzy do walki przerzucać musi drogą lotniczą moździerze, samochody osobowo – terenowe przewożące wyrzutnie przeciwpancerne, działka i samobieżne systemy przeciwlotnicze. Jak podnosi część specjalistów, „Caracal” wywodzący się z śmigłowca „Super Puma” jest śmigłowcem wysokim, z wąsko rozstawionym podwoziem. Niemal każde przymusowe lądowanie Super Pumy kończyło się wywróceniem na bok i pożarem. Spośród wyprodukowanych 1600 śmigłowców awarii uległo 70.

Minister Macierewicz wkracza do gry

Już w dniu ogłoszenia wyników przetargu do ostrego kontrataku przystąpiła opozycyjna wówczas partia Prawo i Sprawiedliwość. Ustami Antoniego Macierewicza apelowała o powstrzymanie się od rozstrzygnięcia przez rząd PO – PSL. Wytaczano najcięższe oskarżenia podważając rzetelność i prawidłowość dokonanego wyboru. PiS wręcz informował, że po przejęciu władzy przetarg unieważni.
Jesienią 2015 r. wybory wygrał PiS, a Antoni Macierewicz został szefem MON. Rozpoczynają się negocjacje w zakresie offsetu, czyli inwestycji francuskiego koncernu w polski przemysł obronny. Mowa była o produkcji części „Caracali” w Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 1 w Łodzi. Z przecieków do mediów wynikało, że atmosfera negocjacji nie była najlepsza. W programie TVP Info, minister Macierewicz twierdził wręcz, że francuski rozreklamowany offset miał się opierać tylko na malowaniu śmigłowców w Łodzi.
Wreszcie 4 października br. w specjalnym oświadczeniu Ministerstwa Rozwoju zakomunikowano:
„Polska uznaje za zakończone negocjacje umowy offsetowej z Airbus Helicopters związanej z kontraktem na zakup śmigłowców wielozadaniowych Caracal dla polskiej armii. Kontrahent nie przedstawił oferty offsetowej zabezpieczającej w należyty sposób interes ekonomiczny i bezpieczeństwo państwa polskiego. Wysokość kontraktu to ok. 13,5 mld zł. Co najmniej tyle samo powinna wynieść wartość zobowiązań offsetowych spełniających cele określone w ustawie offsetowej”.
Jak zauważyła prasa branżowa, decyzję podjęto niespełna tydzień po powrocie min. Antoniego Macierewicza z wielodniowej delegacji w USA. Kilka dni później minister Macierewicz i pani premier poinformowali wspólnie, że zasiadają do rozmów w sprawie produkowanych w Mielcu konstrukcyjnie leciwych S-70 „Black Hawk”. I choć rozmowy rozpoczną się lada chwila, to pierwszych śmigłowców pan Macierewicz spodziewa się jeszcze w tym roku… Czyli – „pozamiatane”.

Poprzedni

Dramat Milika

Następny

Radwańska zbiera siły na Singapur