16 listopada 2024
trybunna-logo

Śmierć kanarków

Do wojny można się przyzwyczaić. Człowiek ma grubą skórę. To co poruszało nas dwa miesiące temu, dziś blaknie, zmieniamy kanał, zamykamy newsa, zajmujemy się czym innym. Kopalniane kanarki, które mają ostrzegać przed stężeniem metanu, tracą życie pierwsze. My chcemy swoje zachować. Nie widzieć, nie czuć, zapomnieć. Pół biedy, gdyby chodziło „tylko” o śmierć i ludzkie dramaty oglądane przez telewizyjne szkło. Nie takie rzeczy już widzieliśmy. 

W Aleppo też doszło do ludobójstwa. To ciągle się zdarza. Ale wojna uderza w nas bezpośrednio. Na ulicach słychać inny język, uchodźcy wciąż mieszkają „po domach”, a wojenne zawirowania, zakręcone kurki i zatkane rury z gazem rujnują budżety, ograniczają wydatki na jedzenie, z listy letnich planów skreślają wakacje. Ale to tylko jedna strona równania. Bo np. banki nigdy nie miały się lepiej. Inflacja i rosnące stopy zapewniają zarówno prywatnym, jak i państwowym instytucjom finansowym niespotykany dobrobyt. Kto powiedział, że na wojnie nie można zarobić? W dodatku system jest jak perpetuum mobile: im wyżej skoczy inflacja, tym wyższe będą stopy, a im wyższe będą stopy, tym więcej zarobią banki, w tym NBP i tym więcej dosypie PiS do budżetu. A wtedy znów wzrośnie inflacja… i tak w kółko. Kto trzyma głowę w tej pętli, może się udusić. 

A wojna ma się dobrze. Pierścień w Donbasie się zaciska. Giną ludzie, odkrywane są nowe zbrodnie wojenne. Ale co tam, najważniejsze, że już mówi się o odbudowie. Jak tylko Ukraińcy wywalczą sobie niepodległość, to będzie można podzielić ten tort.

Autorka jest publicystką „Rzeczpospolitej”

Poprzedni

Poznam panią z chrustem

Następny

Ukraina walczy o Mundial