Ktoś mi ostatnio zarzucił, że „znudziła mi się wojna w Ukrainie”. Nie znudziła. Śledzę dość dokładnie to, co się dzieje. Rzecz w tym, że sytuacja jest obecnie nieco inna niż na początku, kiedy rzeczy działy się momentami błyskawicznie, dodatkowo trzeba było przepracować sytuację globalną w świetle nowych
wydarzeń.
Teraz mamy niemal na całym froncie walki pozycyjne. Rosyjska armia przyjęła strategię „mielenia” przeciwnika za pomocą artylerii. Lokalny sukces odniosła, a raczej „wymęczyła” w Ługańsku, gdzie zajęła Siewierodonieck i Lisiczańsk. Teraz będzie próbować „wymęczyć” zajęcie Kramatorska i Słowiańska. Rzecz w tym, że zajęcie ruin opustoszałych miast może przedstawiane przez propagandę w TV, jako „sukces”, ale strategicznie znaczy nie tak dużo. Celem manewru w kierunku Lisiczańska była przede wszystkim próba okrążenia znacznych sił ukraińskich, które się tam znajdowały, a następnie ich zniszczenia. Działo się to jednak tak wolno, że większość tych sił została wycofana i zajęła po prostu nowe pozycje obronne parę kilometrów dalej.
Szybkie manewry okrążające armii rosyjskiej nie wychodzą w tej wojnie, co ma swoje konsekwencje takie, że znacznie wydłuża cały konflikt. Wycofanie z tego łuku i wyrównanie frontu zapewne musiało i tak nastąpić tego lata, ze względu na to, że wody w Dońcu opadają i powoli rzeka w wielu miejscach przestaje być znaczną przeszkodą naturalną. Putin twierdzi, że „nawet jeszcze na poważnie niczego nie zaczęli”. W sensie, że to taka zabawa miała być, a teraz to już będzie „naprawdę”. Ale jak, słusznie zresztą, grzmią rosyjskie nacjonalistyczne jastrzębie w rodzaju Igora Girkina, bez powszechnej mobilizacji nie ma w ogóle mowy o strategicznej wygranej.
Frakcja, której rzecznikiem jest Girkin (skoro jeszcze żyje, powszechnie uważa się, że nie beszta dowództwa rosyjskiego wyłącznie w swoim imieniu) ocenia, że bez tego ruchu, wojna utknie w niekończących się starciach i walkach pozycyjnych i w strategicznym planie może doprowadzić do klęski Rosji. Ponieważ, jego zdaniem, zarówno Ukraina, jak i państwa Zachodnie prowadzą wojnę „na serio”. Pytanie, czy Rosja ma faktycznie możliwości do masowej mobilizacji, bo z tego, co piszą niektórzy eksperci wynika, że spora część infrastruktury mobilizacyjnej istnieje tylko na papierze. Dodatkowo jest jeszcze czynnik polityczny. Tak jak wojna w Wietnamie wywołała dopiero poruszenie polityczne w USA, jak zaczęto mobilizować chłopaków z klasy średniej, tak i powszechna mobilizacja, która by objęła też wielkomiejską klasę średnią, już teraz zirytowaną swoim zubożeniem, może doprowadzić do poważnych zagrożeń dla elity rządzącej.
Masa wściekłych uzbrojonych ludzi zgromadzony w węzłowych punktach może obrać bardzo nieprzewidywalny kierunek. I to nawet, a zwłaszcza jeśli to była masa osób o nacjonalistycznym nastawieniu. Wśród żołnierzy niższego szczebla już krążą opinie, że za sytuację odpowiada nieudolne dowództwo, które „wbija nóż w plecy” walczącym na froncie (do czego prowadzi takie przeświadczenie, znamy z innych wojen). To wcale nie musi być bunt „zrewoltowanych rosyjskich lewaków”, ale dokładnie odwrotnie. Wściekłych nacjonalistów. Dlatego władze odmawiają nie tylko zgody na protesty antywojenne, ale także wiece rosyjskich nacjonalistów wyrażające poparcie dla zajęcia Ukrainy (choć niekoniecznie dla Kremla). Brak realnych i szybkich sukcesów na froncie, w sytuacji ich masowej mobilizacji może spowodować skierowanie karabinów nie w tę stronę, którą wskazują władze.
Tak więc sytuacja jest bardzo niebezpieczna i kto jak kto, ale akurat na Kremlu zdają sobie z tego sprawę. Wręcz mogą uważać, że nawoływania takich elementów, jakie reprezentuje Girkin mają sprowokować mobilizację, która może umożliwić tej frakcji przejęcie kontroli nad sytuacją. Wbrew temu co niektórym się wydaje, kryzys w Rosji narasta, bezrobocie zaczyna rosnąć. Niektórzy sobie co prawda wyobrażali, że sankcje doprowadzą do jakiegoś błyskawicznego załamania gospodarki. Ale od początku było widać, że zwłaszcza USA, nastawiają się raczej na powolne ograniczanie potencjału rozwoju Rosji. I tak jak rosyjska armia powoli „mieli” na froncie, tak i sankcje powoli „mielą” gospodarkę Rosji na zapleczu.
Tym bardziej nie wiadomo, co się będzie działo dalej i dlatego Kreml działa bardzo ostrożnie. Przedłużająca się wojna to bardzo niebezpieczna sprawa dla wszystkich. Nie tylko dla bezpośrednich ofiar, ale także dla rządzących. Czekać nas może jeszcze wiele zaskakujących zdarzeń.