22 listopada 2024
trybunna-logo

Rady spóźnione, a wnioski nijakie

W trwającym medialnym tsunami na temat pandemii umknęły ważne, acz bardzo pokrętne, słowa o elitach III RP.

Młyny intelektualnej samooceny elit solidarnościowego rodowodu mielą dużo wolniej, niż te Boże, których szybkość jest prawie synonimem bezruchu. Zadufane w swą historyczną rolą w obaleniu tzw. komunizmu, przekonane co do jedynej racji, którą posiadły, umocnione w swojej mądrości i wyższości z wielkim trudem, wręcz bólem, próbują odpowiedzieć na pytanie co to się stało i dlaczego zmuszone są do schodzenia z politycznej sceny.
Nieudolna kampania wyborcza kandydatki na prezydenta i trwająca wszechogarniająca niemoc Platformy Obywatelskiej stanowią kolejny gwóźdź do trumny. Podejmuje próbę odpowiedzi Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz w tekście „Bądźmy elitą, a nie salonem” („GW”,7-8.03.2020) pisząc, że „Remont” naszej demokracji nie może się sprowadzać do „resocjalizacji” zwolenników PiS”, a – jak z dalszych wywodów wynika – przede wszystkim do resocjalizacji wpływowych ekip, głównie rządzących III RP.
„Mam świadomość
wie­lu błędów popełnionych po 1989 r., za które ta elita ponosi odpowiedzial­ność. Jednak… elity te – to już kil­ka generacji – mają ogromne zasługi w podnoszeniu pozycji naszego kraju w świecie i poziomu życia wszystkich obywateli. Nie chodzi mi jednak o to, by kogokolwiek wywyższać albo roz­liczać – to są po prostu fakty. Piszę to wszystko po to, by namówić do zmiany.” To bardzo bezpieczne sformułowania tak dla tych elit, jak i samej autorki, gdyż powodem koniecznych zmian, jak z dalszych wywodów wynika, jest jedynie aktualna sytuacja w Polsce stworzona przez PiS, powstała zapewne bez jakiegokolwiek udziału wspomnianych elit.
Elita to
„kategoria osób znajdujących się najwyżej w hierarchii społecznej, pod jakimś względem wyróżnionych z ogółu społeczeństwa…mają często zasadniczy wpływ na władzę oraz na kształtowanie się postaw i idei w społeczeństwie” (Wikipedia).
Nawiązując do III RP,
to należy uściślić, że na polityczne salony elit, wyróżnionych nie dbałością o podstawowe interesy wszystkich obywateli, a kontynuacją idei Solidarności, nie byli wpuszczani ani tzw. postkomuniści ani podobni, którym z butów wystawało SLD. Wredne słowa i działania pod adresem Aleksandra Kwaśniewskiego kandydującego na urząd prezydenta, kolejnych lewicowych rządów, i samego SLD, których z konieczności i z nadzwyczajnym trudem tolerowały, były większa niż liczba gwiazd w kosmosie. Nawet podczas poważnego zagrożenia demokracji w okresie pierwszych rządów PiS (2005-2007) nie udało się stworzyć trwalej koalicji Lewica i Demokraci, bo Unia Wolności – esencja tych elit – między czasie zmieniła się w Partię Demokratyczną, zawsze się wyżej ceniła.
Opisany ekskluzywizm
elit III RP – ograniczania do nich dostępu – dotyczył nie tylko lewicy, ale także części ideowych sprzymierzeńców i nie idzie tu jedynie o Solidarność Walczącą Kornela Morawieckiego, o Andrzeja Gwiazdę czy też inne grupy. Zasadniczy podział, a później narastająca wrogość w elicie postsolidarnościowej nastąpiły po nieudanej próbie powołania rządu POPiS. Od listopada 2005 roku elitą III RP zostały kręgi związane z Platformą Obywatelską, obudowane różnymi organizacjami sprzyjającymi jej programowi oraz środowiskami, nazywane pogardliwie przez PiS „łże-elitami”.
Elity starają się zawsze
podkreślić swoją wyższość i odrębność, także poprzez propagowaną ideologię i realizowaną politykę. Tak jest i u Pełczyńskiej-Nałęcz, która uważając za mniej ważną „resocjalizację” [abstrahując od tego sformułowania – Z.T.] zwolenników PiS tym samym ich dezawuuje bez głębszego zastanowienia, niejako wyklucza jako obywateli tego państwa i podkreśla jedynie dominującą pozycję tej swojej elity w „remoncie naszej demokracji”.
Degradacja elit
czyli spadek ich pozycji, rangi lub wartości, także ideologii, dokonuje się z różnych przyczyn będąc na ogół procesem, na który ma wpływ szereg czynników, czasem od nich niezależnych, z uwagi na własne błędy, a najczęściej jako pewna zbitka wydarzeń, w których przypadkowość także odgrywa rolę. Ekipy postsolidarnościowe doświadczyły tego ponieważ, w większym bądź mniejszym stopniu, ich program polityczny, ekonomiczny i społeczny rozmijał się często nie tylko z powszechnymi oczekiwaniami obywateli, ale także dlatego, że nie potrafiły bądź nie chciały tego dostrzec. Samozadowolenie kręgów Platformy określają najlepiej trywialne słowa wójta z serialu „Ranczo” o tłustych kotach, którym już o nic nie chce się walczyć.
„Paradoks polega
bowiem na tym,- pisze autorka – że by uchronić przed zniszczeniem do­robek polskiej transformacji, to wła­śnie my, jej współtwórcy i zwolennicy, musimy się stać częścią kolejnej zmia­ny, która powinna się zacząć od nas sa­mych. Może nie być to ani mile, ani ła­twe, bo wymaga porzucenia tego, co dla wielu z nas było podstawą intelek­tualnego, a często i życiowego kom­fortu. Praktykowanych przez lata spo­sobów działania w sferze publicznej.
A także wygodnych dla siebie wyobra­żeń o III RP i swojej w niej roli.”
Paradoksem jest tu przede wszystkim szczególny rodzaj rozumowania, bo nie bardzo wiadomo jak ta postulowana zmiana ma przebiegać, a głównie czego dotyczyć, natomiast odnaleźć można jedynie opis niedostatków i kłopotów, które elitom przynieść mogą te nowości. Paradoksem jeszcze większym jest tu również sytuacja, w której nie wiadomo, czy chodzi bardziej o zmiany w elicie z jej dorobkiem transformacyjnym i zachowaniem swojego status quo, czy jednak o zupełnie inny obraz Polski.
„By prze­konać obywateli,
że państwo budowane na praworządności i poszanowa­niu godności jednostki jest dla nich lepsze, trzeba wykonać skok do przodu ! – przedstawić pomysł na odnowę polskiej demokracji i pokazać, że ma się zasoby potrzebne do wprowadzenia go w życie… By odnaleźć się w nowej rzeczywisto­ści, trzeba zbudować swój własny ide­owy kompas. Dopiero kierując się jego wskazaniami, można proponować wia­rygodną strategię działań politycznych i gospodarczych.”
Bardzo ładne to słowa, z których wynika przekonanie o wyjątkowej, trwającej nadal, misji omawianych elit, ale co ma być tym pomysłem i ideowym kompasem ? Brakuje ich politycznym elitom III RP nawet w sytuacji tak poważnego zagrożenia z jakim spotykamy się dziś.
Gdy czytam ten artykuł
to przywołuję rozważania o elitach z czasów socjologicznych studiów (autorka też jest z wykształcenia socjologiem) i obowiązkową lekturę – Charlesa Wrighta Millsa „Elitę władzy”. Przypominam za nim, że za elitę władzy – a taką przecież była opisywana przez autorkę – uważa się tych, którzy potrafią zrealizować swoją wolę, nawet jeśli inni się temu opierają. Z analiz Millsa, na przykładzie elit politycznych w Stanach Zjednoczonych, okazuje się, że ten system władzy daleki jest od chwalonego, amerykańskiego, demokratycznego porządku, a wiec realnego wpływu obywateli na sprawy swojego państwa, równie odległy od rzeczywistego gwarantowania wspólnego interesu na rzecz pożytku dla wybranych grup oraz podległych im wykonawców.
Z powyższych rozważań wynika,
że to nie żadne polityczne postsolidarnościowe elity aktywowane obecną sytuacją, jak chce pani Pełczyńska-Nałęcz, czy jakieś inne, mogą uzdrowić polską rzeczywistość, a normalnie funkcjonujący system demokracji parlamentarnej z jej równoprawnymi partiami. A elity, nie polityczne, a intelektualne powinny wspierać, a nie rządzić.

Poprzedni

Wojciech Siemion – wędrowny siewca

Następny

Kandydaci na kandydatów

Zostaw komentarz