30 listopada 2024
trybunna-logo

Przyszłość Europy

Obecnie określenie „Europa” jest terminem wieloznacznym. Kiedyś prezydent Francji Charles de Gaulle powiedział, że Europa to kontynent od Atlantyku po Ural. Dziś „Europa”, czy przymiotnik „europejski” ma wiele znaczeń. Bardzo często mówiąc „Europa” mamy na myśli Unię Europejską, zostawiając wiele krajów poza tym pojęciem.

Jeżeli spojrzeć na rolę i miejsce Europy w międzynarodowym układzie sił, to ze smutkiem muszę stwierdzić, że nasz kontynent ma okres najlepszej świetności za sobą. Te zmiany są wyraźniejsze i lepiej dostrzegalne w dłuższej perspektywie czasowej.
Europa stosunkowo szybko mimo podziałów politycznych odbudowała się ze zniszczeń spowodowanych II wojną światową i razem ze Stanami Zjednoczonymi w szczytowym okresie dawała połowę światowego produktu brutto. Ten szczyt jednak mamy za sobą i obecnie obserwujemy zjawisko relatywnego słabnięcia pozycji Europy w międzynarodowym układzie sił, mimo że Europa daje 20 proc. światowego produktu brutto.
Chcę być właściwie zrozumiany. Dziś Europa jest bogatsza niż kiedykolwiek wcześniej, jest silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej, a równocześnie jej pozycja w światowym układzie sił zwłaszcza ekonomicznych jest słabsza niż w niedawnej przeszłości. Jeżeli jednak spojrzeć na Europę jako całość, to trzeba stwierdzić, że nasz kontynent jest nadal podzielony politycznie, gospodarczo i w pewnym sensie także kulturowo. I nic nie wskazuje aby w bliskiej perspektywie czasowej ten podział zniknął.
Dlatego coraz częściej pod pojęciem Europy rozumiemy państwa członkowskie Unii Europejskiej, a to przecież obecnie tylko 28, a wkrótce 27, państw na ogólną liczbę 46 państw na kontynencie europejskim. Dlatego resztę moich uwag poświęcę sytuacji Unii Europejskiej jako namiastki pojęcia sytuacji w Europie.
Unia Europejska wkrótce będzie obchodzić swoje 60 urodziny i trzeba przyznać, że może być dumna z tego sześćdziesięciolecia. Z 6 członków oryginalnych sygnatariuszy Traktatu Rzymskiego w 1957 r. rozrosła się do 28 państw członkowskich obecnie i jest to niewątpliwie sukces. Sukcesem jest również fakt, że Unia Europejska pod różnymi nazwami przetrwała poważne kryzysy i zawsze potrafiła je skutecznie rozwiązywać. Dlatego mam nadzieję, że pojawiające się obecnie na horyzoncie zjawiska kryzysowe będą w drodze kompromisu rozwiązane.
Jean-Claude Juncker, przewodniczący Komisji Europejskiej w swoim orędziu o stanie Unii w 2016 r. powiedział, że Unia Europejska przeżywa, przynajmniej częściowo, „kryzys egzystencjalny”. Kryzys ten określił następującymi słowami: „Nigdy przedtem nie widziałem tak małej płaszczyzny porozumienia miedzy państwami członkowskimi. W tak niewielu obszarach zgadzają się działać wspólnie. Nigdy przedtem nie słyszałem, aby tak wielu szefów państw i rządów mówiło tylko o swoich krajowych problemach, a Europę wspominało jedynie przelotnie, jeśli w ogóle. Nigdy przedtem nie widziałem, aby przedstawiciele instytucji Unii Europejskiej wyznaczali tak różne priorytety, czasem w bezpośredniej opozycji do rządów krajowych i parlamentów narodowych. Jak gdyby już prawie w ogóle nie było punktów wspólnych między UE i jej państwami członkowskimi. Nigdy przedtem nie widziałem, aby rządy krajowe były tak osłabione przez populistyczne siły i tak sparaliżowane wizją ryzyka porażki w następnych wyborach. Nigdy przedtem nie widziałem tak wielkiego rozdrobnienia i tak niskiego poczucia wspólnoty w Unii.”
Na powyższe problemy egzystencjalne nakładają się problemy społeczno-gospodarcze UE m. in. wysokie bezrobocie, nierówności społeczne, problemy z integracją uchodźców. „Europie – powiedziała niedawno Angela Merkel – nie wolno nigdy zamykać się, blokować i wycofywać. Europa musi zachować otwartość na świat, zwłaszcza w polityce handlowej”.
Skoro zacytowałem panią Angelę Merkel, to pragnę podkreślić, że jedną z wielu jej zasług dotyczących Unii Europejskiej było dążenie do konsolidacji Unii w możliwie równym tempie. Berlin do niedawna był niechętny francuskim propozycjom zróżnicowanego tempa procesu integracji w Unii Europejskiej i tworzeniu zróżnicowanych kręgów, zróżnicowanego stopnia zaawansowania integracji. Lecz na niedawnym spotkaniu w Wersalu 6 marca b.r. przywódców 4 państw prezydenta Francji Françoisa Hollanda, kanclerz Niemiec Angeli Merkel, premiera Hiszpanii Mariano Rajoya oraz premiera Włoch Paolo Gentiloniego, wyrażono zgodę na integrację różnych prędkości. Gospodarz spotkania prezydent François Holland wprawdzie zapewniał, że zmienne tempo integracji europejskiej ma pozwolić niektórym krajom członkowskim szybciej integrować się w wybranych dziedzinach. Ale moim zdaniem, nie jest to teza przekonująca. Jeżeli decyzja tej czwórki wejdzie w życie doprowadzi do pogłębienia różnic w poziomie integracji wewnątrz Unii Europejskiej, nie będzie sprzyjać jedności europejskiej. Odwrotnie, może przyczynić się do pogłębienia różnic polityczno-gospodarczych w Europie. „W naszym wspólnym interesie jest mocna, silna Europa, która trzyma się razem” – powiedział 8 marca w Warszawie szef dyplomacji niemieckiej minister Sigmar Gabriel.
Potrzeba wielopłaszczyznowego wzmocnienia Europy w międzynarodowym układzie sił jest również ważna z powodu nieprzewidywalności obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych Donalda Trumpa i jego zapowiedzi, że będzie prowadził politykę protekcjonistyczną. NATO parokrotnie określał mianem „sojuszu przestarzałego”. Pesymistycznie wypowiadał się o przyszłości Unii Europejskiej i zachęcał Państwa członkowskie UE do pójścia w ślady Brexitu. W polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych jest wyraźny chaos. Nie wiadomo, kto jest odpowiedzialny za kształtowanie polityki zagranicznej USA.
Co innego w pewnych sprawach mówi prezydent Trump, co innego mówią jego doradcy w Białym Domu, a jeszcze co innego serwują członkowie rządu USA w czasie ich pobytu w Europie. A najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że główny organ odpowiedzialny za amerykańską politykę zagraniczną Departament Stanu właściwie milczy. Mimo prób skompletowania składu kierownictwa Departamentu Stanu przez jego szefa Rexa Tillersa prezydent Trump odrzucał jego propozycje personalne. Biały Dom drastycznie, bo o 27 proc. obciął projekt budżetu Departamentu Stanu na rok 2018.
Wszystko wskazuje, że głównym strategiem polityki zagranicznej USA jest Steve Bannon, bez doświadczenia w pracy rządowej, bez obycia międzynarodowego, ale za to zawsze blisko ucha prezydenta. Nic więc dziwnego, że od czasu objęcia prezydentury przez Donalda Trumpa 20 stycznia b.r. prestiż Stanów Zjednoczonych w świecie obniżył się.
Mam nadzieję, że zbliżający się jubileuszowy szczyt rzymski przyczyni się do konsolidacji, do jedności Unii Europejskiej, a nie do pogłębienia podziałów spowodowanych różną prędkością procesów integracyjnych. Mam również nadzieję, że stworzy klimat sprzyjający integracji europejskiej w sferze obronności, zwłaszcza w świetle tego, co dzieje się w polityce Stanów Zjednoczonych po objęciu urzędu prezydenta przez Donalda Trumpa.
Potrzebujemy bezpiecznej, stabilnej Europy w coraz bardziej niestabilnym świecie.

Poprzedni

Bitwa o fotel lidera

Następny

Messi zrugał arbitra