19 listopada 2024
trybunna-logo

Przełomowy rok

Wojna w Syrii – podsumowanie 2017 roku i perspektywy na rok 2018.

Konflikt syryjski toczy się na wielu płaszczyznach i frontach. Walczą bezpośrednio same strony konfliktu, a jest ich kilka, walczą ich sponsorzy – sąsiedzi i lokalne mocarstwa, oraz rozgrywają tu swoją „partię szachów” mocarstwa globalne. Rok 2017 okazał się dla tej krwawej wojny przełomowy, jednak do jej zakończenia daleka droga, tym bardziej, że przegrani z porażką się nie pogodzą.

Upadek Państwa Islamskiego – „czarni wychodzą z gry”

Główni przeciwnicy wojny syryjskiej skrótowo od kolorów swych flag mają przyporządkowane nazwy barw. Wojska rządowe zwane są czerwonymi, tzw. Państwo Islamskie to czarni, Kurdowie zaś – żółci, a islamiści dżihadyści – od flagi proroka – zieloni. Kampania wojenna w Syrii w roku 2017 przyniosła eliminację jednego z „graczy” i rozgromienie Państwa Islamskiego. Ugrupowanie padło ofiarą swojej strategii, czyli niepowstrzymanego rozszerzania swych granic i agresji. Swoją ekspansją w latach 2014-2016, walcząc z każdym, ISIS otworzyło wiele frontów i narobiło sobie wielu wrogów, co przywiodło go do upadku.
Jeśli rok 2016 był rokiem wyhamowania ISIS, powstrzymania jego ekspansji i początkiem spychania go do defensywy, to rok 2017 stał się rokiem jego rozgromienia. To właśnie w 2017 roku, Kalifat stracił wszystkie znaczące miasta i punkty o znaczeniu strategicznym, w oparciu o które budował swoją quasi-państwowość.
Ewidentnie było to pierwsze państwo politycznego, bezkompromisowego i wojującego radykalnego islamu. U progu 2017 Kalifat miał wszelkie oznaki struktury państwowej. Istniała zorganizowana armia z silną hierarchiczną strukturą, przemyślaną logistyką, inteligentnym dowództwem i to tak na poziomie taktycznym jak i operacyjnym. Istniał aparat administracyjny, służby specjalne, system sądownictwa i aparat propagandy. Państwo to miało zdywersyfikowaną ekonomikę opartą tak o dochody ze sprzedaży ropy naftowej, jak i system podatkowy oraz swoją walutę. Na kontrolowanym przez ISIS obszarze trwała praca w zakładach produkcyjnych, oraz produkcja rolna. Cały ten skomplikowany mechanizm państwowy uległ jednak unicestwieniu w związku z błędną wielką strategią prowadzoną przez przywódców Kalifatu.
Walcząc z „czerwonymi”, wspieranymi przez Iran i Rosję, ISIS utracił swoje najlepsze jednostki wojskowe i gros ciężkiego sprzętu, w tym pancernego. Bojownicy Kalifatu wyparci zostali spod Homs i Aleppo aż do brzegów rzeki Tygrys, tracąc ogromne obszary pełne złóż ropy i gazu. Walcząc z „żółtymi”, mającymi oparcie w USA, Francji, Wielkiej Brytanii, Polsce itd., ISIS utracił swoją stolicę, czyli miasto Rakka oraz dwumilionowy Mosul w Iraku, a także tereny na wschód od rzeki Eufrat. Wreszcie, prowadząc walki z „zielonymi”, narazili się na atak ich „sponsora” – interweniującej w Syrii, w porozumieniu z Rosją, Turcji, tracąc obszary w północnej Syrii wokół miasta Maanbidż.
W myśl starej paremii rzymskiej „nec Hercules contra plures”, klęska kalifatu była kwestią czasu. Ostateczny cios ISIS zadała druzgocąca ofensywa grudniowa, połączonych sił syryjsko-irańsko-rosyjskich. Wojska te, przy wsparciu rosyjskiego lotnictwa, w tym masowych nalotów bombowców strategicznych Tu-22M3, deblokowały Deir ez-Zor i zdobyły szereg miast wzdłuż brzegu rzeki Eufrat, w tym ostatnią „stolicę” ISIS Al-Bukmal, wychodząc nad granicę z Irakiem oraz Jordanią. Siły Kalifatu to nadal ok. 2 tys, bojowników rozproszonych na bezkresnych obszarach pustynnych, zdolnych do walki partyzanckiej, jednak Kalifat jako struktura quasi-państwowa przestał istnieć.

Stany Zjednoczone i „żółci” nie osiągnęli strategicznego celu

Rok 2017 w wojnie syryjskiej był dla jednego z głównych „graczy” dwuznaczny. Po ok. 5 miesiącach niezwykle ciężkich walk, Amerykanie i ich kurdyjscy sojusznicy zdobyli stolicę Państwa Islamskiego – syryjskie miasto Rakka – co samo w sobie było dużym sukcesem propagandowym. Sam koniec bitwy był jednak również dwuznaczny. US Army i Kurdowie pozwolili, aby setki terrorystów i dziesiątki pojazdów, na mocy zawartego porozumienia opuściły miasto. Udali się oni wprost na front walki z syryjską armią rządową i Rosjanami. Ociepleniu relacji na linii Waszyngton – Moskwa to nie posłużyło. Samo miasto z racji zniszczeń przypomina morze gruzów i „spadł” na Amerykanów problem humanitarny. W grudniu 2017 r., w dość efektownej brawurowej, prowadzonej w wysokim tempie, operacji ofensywnej, ubiegając syryjską armię rządową i Rosjan, Amerykanie i Kurdowie zdobyli wielkie pola naftowe na lewym brzegu rzeki Eufrat, przejmując od ISIS ok. 40 proc. złóż ropy naftowej Syrii. Mimo tych sukcesów, Waszyngton nie osiągnął celów strategicznych w tej wojnie. Celem podstawowym było odsunięcie od władzy, najprawdopodobniej zabójstwo (tak jak Muammara Kadafiego w Libii i Saddama Husajna w Iraku) prezydenta Baszszara al-Assada. Celem drugim był projekt niepodległego Kurdystanu, wydzielonego z terytorium Syrii, co planowała jeszcze administracja Obamy. Wreszcie cel wspólny z Izraelem – uniemożliwienie lądowego połączenia Iranu, poprzez Irak, Syrię do Libanu. Zamysł ten spalił na panewce, Abu-Kamal i strategiczną drogę zdobyły wojska syryjskie, Irańczycy i Hezbollah, przy niemałym wsparciu z powietrza Rosjan.
Co jeszcze Amerykanie zrobili w Syrii w 2017 roku? Przeprowadzili zmasowany atak rakietami manewrującymi „tomahawk” na syryjską bazę lotniczą Szajarat. Zestrzelili nad Resafą syryjski samolot. Zbombardowali i ostrzelali artylerią wojska rządowe pod An-Tanf. Wielokrotnie piloci USAF niebezpiecznie manewrowali, utrudniając w ten sposób rosyjskim samolotom wykonywanie operacji lotniczych. Amerykanie wzmacniali swoje pozycje na terenie kontrolowanym przez Kurdów (tzw. Rożawa) gdzie rozwinęli 11 swoich małych baz i co najmniej dwa lotniska polowe oraz na południu Syrii, w enklawie nad granicą z Jordanią pod An-Tanf. Na dziś utrzymanie tych pozycji w Syrii, będących pierwotnie instrumentem do osiągnięcia celów strategicznych, stało się celem samym w sobie. Mimo cofnięcia wysuniętych posterunków pod An-Tanf, sam punkt Amerykanie utrzymują nadal, szkolą tam podległych sobie rebeliantów oraz kontrolują leżący opodal ogromny obóz uchodźców. Owych rebeliantów szkoli brytyjski SAS, CIA i jordański wywiad, oraz – prawdopodobnie – polski GROM. Sami „żółci”, czyli Kurdowie, mimo wielkiej daniny krwi, celu jakim jest niepodległy Kurdystan nie osiągną. W 2017 roku na obszar Rożawy wkroczyła armia turecka, rozcinając go na pół, oddzielając kanton Afrin, utrzymujący się tylko dzięki posterunkom rosyjskiej armii i uzgodnieniom Erdoğan-Putin. W Iraku, w wyniku działań Irańczyków na czele z generałem Kasemem Sulajmani, utracili swą stolicę Kirkuk oraz wielkie złoża naftowe. Zatem 2017 rok jest dla Kurdów , czyli „żółtych”, rokiem raczej nieudanym.

Izrael – niby nie walczy, a bombarduje

W cieniu wielkich mocarstw, rozgrywa swoje interesy w Syrii Izrael. Syria od lat to „śmiertelny wróg” żydowskiego państwa. Elity żydowskie od lat uznają, że im gorzej w Syrii, tym bezpieczniejszy Izrael. Nie mniej „śmiertelnym wrogiem” Tel Awiwu jest Teheran. Ajatollahowie od lat wspierają libański Hezbollah. W wyniku kampanii 2017 r., Persowie wywalczyli lądową linię komunikacyjną łączącą oba kraje. Izrael starał się temu przeciwstawić wszelkimi metodami. Jednak na tym polu poniósł klęskę. Droga powstała.
Hezbollah to jeden z głównych sojuszników prezydenta Syrii Baszszara al-Assada. Uzbrojony przez Iran i Rosjan, był jedną z kluczowych sił w działaniach ofensywnych roku 2017. Wielokrotnie też oddziały Hebollahu, ich konwoje i obozy szkoleniowe na terenie Syrii, były przedmiotem ataku izraelskiego lotnictwa. Wzgórza Golan, ryzyko wojny domowej w Libanie czy 3 Intifada, to „gorące punkty” potencjalnego konfliktu na linii Damaszek Tel-Aviv w 2018. Ostatnie zamieszki opozycji w Teheranie mogą być jednym ze sposobów wciągnięcia Iranu do bezpośredniego konfliktu. Persowie są do tego nie przygotowani i chcą tego uniknąć. Hybrydowa wojna w Libanie, Syrii i Jemenie jest im wygodniejsza. Izrael znalazł jednak sobie potężnego sojusznika w walce przeciwko Iranowi ajatollahów, jakim jest aktualna administracja USA i sam prezydent Trump. Interesy USA i Iranu krzyżują się w Afganistanie, Iraku, Syrii i Jemenie. Izrael zatem będzie robił wszystko, aby w ramach wojny w Syrii, stosunki Iranu i USA „pomóc” zaognić. Niewątpliwie pokojowe uregulowanie konfliktu syryjskiego nie leży w interesie Izraela i zrobi on wiele, aby go storpedować.

Rosjanie główny zwycięzca w Syrii w roku 2017

Ewidentnie, Rosja prezydenta Putina, to główny i niekwestionowany zwycięzca kampanii w 2017 roku. Odzwierciedla ten sukces ogłoszenie 11 grudnia 2017 r., przez prezydenta Władimira Putina decyzji o wyprowadzeniu gros sił rosyjskich z Syrii, z uwagi na wykonanie celów misji i pokonanie terrorystów. Mimo to, jednak niemała część rosyjskich wojsk nadal w Syrii zostanie. W dniu 27 grudnia, na podstawie zdjęć satelitarnych wynika, że w bazie Chmejmim stacjonowało 10 bombowców taktycznych Su-24M2, 6 samolotów szturmowych Su-25SM, 5 myśliwców Su-30, 6 uderzeniowych Su-34 i 4 najnowsze myśliwce rosyjskie Su-35S. Wprawdzie w Sylwestra, 31 grudnia, „zieloni” przeprowadzili zaskakujący, udany atak moździerzowy na bazę uszkadzając 7 rosyjskich samolotów, to jednak Moskwa straty uzupełni.
Dla Rosjan celem nr 1 na rok 2018 jest zniszczenie syryjskiej Al-Kaidy, czyli organizacji An-Nusra, do niedawna sponsorowanej przez Katar, Arabię Saudyjską i Turcję. Rosja nigdzie się nie wybiera z Syrii, ma dwie bazy wydzierżawione na 49 lat, w Tartus – morską i w Chmejmim – lotniczą. W obu bazach zostają stosowne garnizony zabezpieczające interesy rosyjskie w regionie. W tle słychać o rozmowach dotyczących lokalizacji kolejnych baz rosyjskich w regionie, w tym w Egipcie, Libii i Sudanie oraz o inwestycjach rosyjskich korporacji w Egipcie, Syrii i Iraku. W Syrii zostaną rosyjscy najemnicy, „kontraktatorzy” (Cz.W.K. „Wagner”) w liczbie kilku tysięcy, instruktorzy, wojskowi oraz działać nadal będzie „Syryjski Express” – zespół okrętów transportowych krążących między Noworosyjskiem, a Tartus, dowożący zaopatrzenie armii syryjskiej i rosyjskiej.
Rosjanie bezspornie osiągnęli swoje cele strategiczne. Utrzymali przy władzy sojuszniczego prezydenta Baszszara al-Assada, walnie przyczynili się do rozgromienia ISIS, stali się głównym „rozgrywającym” w Syrii i jednym z ważniejszych na Bliskim Wschodzie. Mają silne fundamenty to rozbicia w roku 2018 głównego przeciwnika wojsk rządowych – „zielonych”. W 2017 Moskwie udało się pozbawić dżihadystów ich politycznego i finansowego wsparcia, izolować politycznie, jako „nieumiarkowaną opozycję, ma więc teraz wolną rękę do rozwiązań militarnych. Mediów na zachodzie nie zapełnią już filmy „białych kasków” i narracja o tym, jak to „zły Putin” bombarduje szpitale i że trzeba zatrzymać rosyjski imperializm. Dżihadystów, „zielonych „umiarkowanych”, wzięła pod swoje skrzydła druga armia NATO, a dziś partner Rosji w Syrii – Turcja prezydenta Recepa Erdoğana.

Przegrani „sponsorzy” – rozpad koalicji antyasadowskiej

W roku 2017 obserwowaliśmy upadek koalicji państw zmierzających do odsunięcia prezydenta Baszszara al-Asada od władzy. Najpierw wypadł z gry Katar, który przystąpił do osobnych negocjacji z Iranem i Turcją, a po pewnym czasie z Rosją. Próby dyskredytacji emiratu katarskiego i oskarżenie przez Arabię Saudyjską i jej sojuszników, o wspieranie przez emirat terroryzmu, blokada lądową i powietrzna oraz grożenie wojną zawiodły. Rosja i Iran wsparły Katar dyplomatycznie, a Turcja rozmieściła swoje wojska na jego terytorium. Tak więc nacisk na Katar, niczym sprężona para, poszła w przysłowiowy gwizdek, a plany obalenia emira zawiodły. Warto przypomnieć, że dwa lata temu Katar groził interwencją zbrojną w Syrii. Teraz Katar odwiedzają oficerowie Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej z Iranu, śmiertelnego wroga Rijadu. Wschód – jak widać – jest specyficzny, a zwroty akcji i zmiana sojuszy bywają zaskakujące.
Sytuacja samej Arabii Saudyjskiej, jednego z głównych sponsorów syryjskich rebeliantów, dążącej od lat do obalenia laickiego prezydenta Assada, jest niewiele lepsza. Postawienie na dżihadystów w Syrii okazało się ulotne. Kontrolę nad częścią tych ugrupowań przejęła Turcja, która wykorzystuje byłe saudyjskie aktywa do negocjacji z Rosją i Iranem.
Próby ukarania Kataru przez Saudów, nie powiodły się. Hybrydową wojnę z Iranem, Rijad przegrywa na wszystkich frontach (co popycha go do obozu USA i Izraela) Przede wszystkim Arabię Saudyjską niszczy „jemeński wrzód”, czyli „saudyjski Afganistan” – interwencja zbrojna w sąsiednim kraju, która wysysa ogromne zasoby z saudyjskiego budżetu.
Próby zamknięcia tej kwestii jednym ciosem zawiodły. Zorganizowany i opłacony przez Saudów zamach stanu stojącego na czele zwalczanych przez Saudyjczyków sił prezydenta Alego AbdullahaSaleha , który ogłosił chęć zawarcia pokoju z Arabią Saudyjską, zakończył się fiaskiem. Wspierani przez Iran Huti, otrząsnęli się szybko, rozbili siły Saleha, a jego samego zabijając. Wojna w Jemenie tym samym toczy się nadal.
W 2018 roku Saudyjczycy będą nadal cierpieć, obserwując loty balistycznych rakiet szyickich, dostarczonych rebeliantom jemeńskim przez Iran, spadających na Rijad i inne miasta ich królestwa.
Dlatego biorąc pod uwagę powyższe, w połowie jesieni, przywódca Arabii Saudyjskiej, król Salman udał się do Moskwy, by doprowadzić do normalizacji stosunków z Rosją. O interwencji w Syrii już się nawet nie zająknął. Robił wiele, aby uzyskać od prezydenta Putina zgodę na zakup przeciwlotniczych i przeciwrakietowych systemów S-400 „Triumf”. Robił dokładnie to, co prezydent Turcji Recep Erdoğan, który został „nagrodzony” przez Moskwę zmianą sojuszu oraz – za współpracę w Syrii – systemami S-400.
Słabość polityki zagranicznej Arabii Saudyjskiej i jej niepowodzenia militarne dopełniają wewnętrzne wstrząsy – próba przewrotu i masowe aresztowania książąt w ramach na panującej dynastii. W efekcie powyższego, jeden z głównych sponsorów terrorystów w Syrii przechodzi erozję gospodarki i upadek pozycji w przestrzeni polityki zagranicznej. Jest to naturalny wynik klęski w wojnie syryjskiej i porażki w wojnie hybrydowej z Iranem w Jemenie.

Wnioski i perspektywy

Mimo kilku zawirowań i sytuacji kryzysowych, kampania lądowa w Syrii zakończyła się sukcesem armii syryjskiej i jej sojuszników, co znalazło odzwierciedlenie tak na mapach, jak i w zmianie otoczenia polityczno-wojskowego wokół samej Syrii. Kampania w 2017 roku pozwoliła Rosji wzmocnić swoją pozycję tak na Bliskim Wschodzie jak i w Północnej Afryce (Egipt, Libia, Algieria), zasadniczo osłabiając za razem pozycję USA.
Wojna syryjska ewidentnie pogłębiła sprzeczności pomiędzy Moskwą i Waszyngtonem. Jak piszą rosyjscy analitycy, zwycięstwo Rosji w wojnie syryjskiej jest dla Moskwy tylko wygraną bitwy w wielkiej wojnie, gdyż „gra” toczy się na wielu planszach. Oceniają, że choć w skali regionu sukcesy Rosji w pełni zmieniają warunki gry na Bliskim Wschodzie, to jednak w skali globalnej rozgrywki ze Stanami Zjednoczonymi, to tylko silne odwetowe uderzenie, za nieudane dla Rosji starcie w 2014 r. na Ukrainie. Przy tym – jak uważają Rosjanie – na Syrii walka się nie kończy. Według nich zostaje front na Ukrainie, narastanie kontyngentu wojsk USA we wschodniej Europie, wzmocnienie zgrupowania wojsk USA w Afganistanie, eskalacja wyścigu zbrojeń na Dalekim Wchodzie (w związku z rywalizacja USA z Chinami i konflikt z Koreą Północną).
Wydaje się, że zgodnie z logiką „zimnej wojny”, Amerykanie będą teraz popychać Rosję do podjęcia aktywnych działań na innych, już istniejących lub potencjalnych teatrach działań wojennych, aby się odegrać. Będą to czynić, wszędzie tam gdzie skrzyżują się z interesy Rosji i USA oraz ich sojuszników. Waszyngton i jego partnerzy nie zapomną Moskwie powstrzymania ich wielkiego polityczno-gospodarczego projektu zwanego „arabską wiosną”, a w szczególności niepowodzenia operacji w Syrii. USA i ich sojusznicy ponieśli ogromne koszty sponsorując odsunięcie od władzy Assada i zamiast planowanych korzyści politycznych i gospodarczych w postaci kontroli nad Syrią, zagarniętych ziem i bogactw mineralnych, na czele z ropą i gazem, ponieśli porażkę. Wojna syryjska wykazała bezspornie, że Rosja nie będzie „chłopcem do bicia”, jak przewidywała strategia wojskowa USA przyjęta na lata 2016-2017.
Moskwa podniosła rzuconą przez Waszyngton rękawicę. W dokumentach amerykańskich Rosja oficjalnie stała się głównym przeciwnikiem Stanów Zjednoczonych, na równi z Chinami. Swoimi działaniami w Syrii, Rosjianie ostatecznie przekonali „amerykańskie jastrzębie”, od lat lobbujące w Waszyngtonie za „twardym kursem wobec Moskwy”, że to co robi Władimir Putin, nie jest już tylko specyficzna rosyjska polityka zagraniczną, a wprost podważaniem amerykańskiej hegemonii na świecie. Hegemonii uzyskanej po zwycięstwie w „zimnej wojnie” nad ZSRR i Układem Warszawskiem.
Kiedy obserwujemy konsekwencje wojny syryjskiej dla Bliskiego Wschodu, to przede wszystkim widać jak na dłoni proces zmiany obecnego porządku światowego, który ujawnił się za pośrednictwem tego lokalnego konfliktu zbrojnego. Rosja, jak Iran, są głównymi aktorami zmian zachodzących aktualnie na Bliskim Wschodzie. Syryjska kampania wojenna w roku 2017 roku, tylko wzmocniła tworzący się już w latach 2014-2016 trend, aktywnemu przeciwstawianiu się przez Rosję działaniom USA. Przykładem tego było przejęcie przez Rosję Krymu i wsparcie powstania na Donbasie. W tym sensie wojna syryjska nadal będzie zmieniać otaczający nas świat, choć nie wszyscy to widzą lub są gotowi zaakceptować nadchodzące zmiany. Nie zaakceptujeąjej na pewno aktualna administracja amerykańska na czele z prezydentem Donaldem Trumpem, Izrael i Wielka Brytania. W roku 2018 należy spodziewać się, że wojska tzw. „koalicji antyterrorystycznej” pod wodzą Waszyngtonu (Polska jest jej członkiem) nie tylko nie opuszczą Syrii, a pod ich osłoną, w oparciu o YPG, Kurdów i rebeliantów na pograniczu syryjsko-jordańskim zostanie utworzone quasi struktura państwowa. tzw. „demokratyczna Syria”. Amerykańska baza An-Tanf jak cierń wbija się w południowe terytorium syryjskie i nie przypadkiem USA na tym pustynnym bezludziu ją utrzymują. Przy tym – jak wielokrotnie opisywałem – bezwzględnie bombardując podchodzące wojska syryjskie i podległe Teheranowi szyickie milicje, spychające proamerykańskich rebeliantów.
Reasumując, wojna syryjska w 2018 będzie trwała nadal, w 2017 roku „wypadł z gry”, jeden z głównych uczestników – Państwo Islamskie. Szala zwycięstwa przechyliła się na stronę prezydenta Assada i wspierających go sojuszników – Rosji i Iranu. Jednak Waszyngton i Tel Awiw, nie zaakceptują tego status quo, więc konflikt będzie trwał. W jakiej formie i z jakim nasileniem – pokaże czas.

Poprzedni

Dwie polskie tenisistki awansowały do drugiej rundy Australian Open

Następny

Kolejna porażka Trumpa?