25 maja minęła 90. rocznica urodzin Jana Józefa Lipskiego (1926 – 1991), żołnierza AK, współzałożyciela Klubu Krzywego Koła i Komitetu Obrony Robotników, socjalisty. Jego testament ideowy powinien być drogowskazem w budowie wizji nowoczesnej, otwartej i sprawiedliwej Polski.
Poniższy tekst stanowi wstęp mojego autorstwa do książki pt. „Ile ojczyzn? Ile patriotyzmów” wydanej w 2007 r. staraniem Ośrodka Myśli Społecznej im. F. Lassalle’a. Publikacja ta jest kontynuacją konferencji z okazji 80. rocznicy urodzin Jana Józefa Lipskiego, która rok wcześniej odbyła się we Wrocławiu. Polityczny kontekst był wówczas podobny do tego dzisiejszego.
„Był człowiekiem dobrym i odważnym. Mądrym i szlachetnym. Nadawał sens cudzym życiorysom, pobudzał do przyzwoitości, prowokował do czynienia dobra. Jego prawość i dobroć były zaraźliwe. Był sumieniem polskiej inteligencji i opozycji demokratycznej.” – tak Adam Michnik wspomina w „Wyznaniach nawróconego dysydenta” Jana Józefa Lipskiego, którego 80. rocznica urodzin minęła 25 maja. Gdyby dożył tego jubileuszu, z pewnością zostałby umieszczony przez budowniczych IV RP na wysokim miejscu wśród „łże – elity”. Wszak przedstawiciel liberalno – lewicowego skrzydła ruchu dysydenckiego w PRL, agnostyk, mason, a przede wszystkim rzecznik tolerancji, otwartości i akceptacji dla kulturowej różnorodności nie stanąłby w pierwszym szeregu bojowników „rewolucji moralnej”. Wręcz przeciwnie – byłby jednym z jej największych krytyków. A na pewno najniebezpieczniejszym.
Jan Józef Lipski zapisał w swym życiorysie wiele heroicznych kart: był harcerzem „Szarych Szeregów”, żołnierzem AK podczas Powstania Warszawskiego, działaczem opozycyjnym przez cały okres trwania PRL (Klub Krzywego Koła, KOR, „Solidarność”). Trudno byłoby go dyskredytować mianem kontynuatora „tradycji KPP” czy bezkarnie nazywać „trockistą” (ulubione określenie rodziny Giertychów używane wobec działaczy Komitetu Obrony Robotników).
Lipski piętnował wszelkie przejawy nacjonalizmu i antysemityzmu. Badał dzieje polskiej skrajnej prawicy. Wskazywał na związki ideowe między PZPR a przedwojennym ONR-em. Był obiektem ataków ze strony tzw. prawdziwych Polaków – zarówno z szeregów ówczesnej władzy, jak i środowisk opozycyjnych. W 1981 roku napisał słynny esej pt. „Dwie ojczyzny – dwa patriotyzmy – rzecz o megalomanii narodowej i ksenofobii Polaków”. Dziś tekst ten nabiera szczególnej aktualności. Gdy w instytucjach władzy państwowej zasiedli spadkobiercy tradycji endecko – oenerowskiej, a promowanie bogoojczyźnianej wersji polskiej historii należy do priorytetów rządu słowa Lipskiego sprzed ćwierćwiecza mają szczególną moc.
„Sądzę, że szowinizm, megalomania narodowa, ksenofobia, czyli nienawiść do wszystkiego co obce, egoizm narodowy – nie dadzą się pogodzić z nakazem chrześcijańskim miłości bliźniego” – słowa te mógłby Lipski zadedykować dziś wszystkim wielbicielom pewnego duchownego – magnata medialnego z Torunia. Zapewne ostrzegłby nas przed projektantami tzw. polityki historycznej z Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego: „Strzeżemy się i podejrzliwie patrzymy na każdą nową ofensywę «patriotyzmu» – jeśli jest bezkrytycznym powielaniem ulubionych sloganów megalomanii narodowej. Za frazeologią i rekwizytornią miłą przeważnie Polakowi – czają się przeważnie cyniczni socjotechnicy, którzy patrzą czy ryba bierze na ułańskie czako, na husarskie skrzydło, na powstańczą panterkę”.
Dodałby, że: „«miłość do wszystkiego, co polskie» – to częsta formuła narodowej, «patriotycznej» głupoty. Bo «polski» był przecież i ONR, i pogromy we Lwowie, Przytyku i Kielcach, i getto ławkowe, i Bereza, i obóz w Jabłonnie w 1920 r. – by poprzestać na dwudziestu zaledwie latach naszej historii. Patriotyzm – to nie tylko szacunek i miłość do tradycji, lecz również nieubłagana selekcja elementów tej tradycji, obowiązek intelektualnej pracy w tym zakresie. Wina za fałszywą ocenę przeszłości, za utrwalanie fałszywych moralnie mitów narodowych, za służące megalomanii narodowej przemilczanie ciemnych plam własnej historii – jest zapewne mniejsza z moralnego punktu widzenia niż praktykowanie zła wobec bliźnich, lecz przecież jest przesłanką aktualnego zła i drogą do przyszłego”.
W 1987 roku Jan Józef Lipski brał udział w reaktywowaniu Polskiej Partii Socjalistycznej. Został jej pierwszym przewodniczącym. Jednakże próba utworzenia formacji lewicowej wywodzącej się z antykomunistycznej opozycji nie powiodła się. Większość działaczy opozycji demokratycznej kojarzonych z jej lewym skrzydłem (m.in. Adam Michnik i Jacek Kuroń) nie przyjęła zaproszenia do współtworzenia PPS. Oni byli już zaangażowani w budowę nowej, kapitalistycznej Polski, a utworzenie partii lewicowej traktowali jako przeszkodę na drodze „koniecznych reform”, które zaprojektował nowy idol dawnych przywódców robotniczej „Solidarności” – Leszek Balcerowicz. Niesprawiedliwy model transformacji spowodował brak poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji wśród sporej części polskiego społeczeństwa i wykreował lęki i frustracje, na których zbija dziś kapitał polityczny rządząca prawica.
Dlatego dla ludzi, którzy źle czują się w dusznej atmosferze IV RP, odrzucają zarówno bogoojczyźnianą mitologię, jaki i rzekomo bezalternatywny neoliberalizm, postać Jana Józefa Lipskiego i jego testament ideowy powinny stać się drogowskazem w budowie wizji nowoczesnej, otwartej i sprawiedliwej Polski.