Wiele razy w ciągu ostatnich miesięcy zdumiewaliśmy się rosnącym słupkom poparcia dla PiS pomimo wszystkich bzdur, chamstwa, niekompetencji, podłości, zawiści, mściwości i tysiąca innych negatywnych cech, których polityczną egzemplifikacją jest ta partia.
Po wczorajszym dniu mam wrażenie, że nasza nieumiejętność zrozumienia tego fenomenu tkwi w słowie „pomimo”. Nie „pomimo”. „Dlatego”. To jest właściwa diagnoza.
Obchody poznańskiego czerwca ’56 pokazały jak na dłoni, kim jesteśmy jako społeczeństwo i gdzie jesteśmy. Najpierw wielodniowe przepychanki z obywatelem Macierewiczem o odczytanie „apelu poległych w katastrofie smoleńskiej” (co samo w sobie jest ciekawym przyczynkiem do nowatorskiego ujęcia języka polskiego), przepychanki ubliżające zabitym w Poznaniu i będące obrazą dla rozumu pojmowanego tradycyjnie, a potem spektakl na uroczystości. Spektakl – bo trudno to nazwać inaczej.
Niejaki Du*a nieudolnie odgrywający rolę prezydenta wygłosił kuriozalne przemówienie, w których zawarł kilka myśli głębokich jak Rów Mariański, zgodnie z najnowszą wolą prezesa nazywając wydarzenia poznańskie „powstaniem” i tworząc kompletnie odjechane konstrukcje słowne typu: „… nie bali się, mimo że w zasadzie nie mieli broni…”
Można „w zasadzie” nie być w ciąży? Według niego najwyraźniej można.
To nie niezręczność językowa. Chodzi o to, że jak dotąd słowo powstanie odnosiło się do czynu zbrojnego, zorganizowanego. Nigdy nie nazywano tym mianem ruchów spontanicznych, chyba że się w taki później przekształcały. Ponieważ jest odgórna dyrektywa, by wszystkie protesty społeczne nazywać powstaniami, co ma zaspokoić potrzebę bycia kombatantami przez większość zwolenników PiS, tworzy się takie karkołomne konstrukcje lingwistyczne i jak się okazuje – one się sprawdzają „w praniu”.
Słowo „suwerenność” zawłaszczone przez partię-matkę prezydenta wyskakiwało jak kot z buta co chwila, nieważne czy z sensem czy bez. Liczy się ilość, bo to ona utrwala je w umysłach odbiorców, jak mawiał Goebbels. Nie omieszkano wspomnieć, że rolę poznańskiego czerwca doceniał św. Lech Kaczyński. Gdyby nie to jego „docenianie” poznański czerwiec najwyraźniej nie byłby tym, czym był.
Obywatela Du*ę wygwizdano, wybuczano, wznoszono czerwone kartki i okrzyki „Konstytucja”. Zwolennicy KOD poprzepychali się z narodowcami.
List pani Szydło odczytał coraz bardziej zasłużony dla polskiej kultury obywatel Gliński.
„W czerwcu 1956 r. Polacy złożyli krwawą ofiarę na tej drodze, która doprowadziła nas do suwerennej Rzeczypospolitej. Przelana krew nie poszła na marne: dziś naród jest suwerenem, a rząd realizuje program stworzony wspólnie z Polakami”.
Radziłbym przeczytać raz jeszcze ten fragment. Jest w nim coś, co może niepokoić. To nie jest tylko maślenie „suwerenowi”, to jest także zwalanie zawczasu na niego całej odpowiedzialności za poczynania pisowskiej junty. W przyszłości może zostać użyte, i to z sukcesem.
Przemawiającego Glińskiego wygwizdano, wybuczano, wznoszono okrzyki „Konstytucja”.
Prezydent Poznania wspomniawszy nieopatrznie i dwuznacznie, że „nadużycie władzy zwiastuje początek jej końca” został wybuczany, wygwizdany.
Potem zgodnie z przyjętym programem uroczystości wygwizdano i wybuczano Lecha Wałęsę, szczególnie po słowach „…Po okrągłym stole zaproponowaliśmy stół z trzema nogami: ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza. Jeśli ktokolwiek skraca te nogi, albo je zastępuje, nie ma na to zgody i nie będzie”
W skrócie: wygwizdano i wybuczano każdego, niezależnie od opcji, przeszłych zasług i treści przemówienia.
I to właśnie chyba było w tej uroczystości najistotniejsze, bo pokazywało nam gdzie doszliśmy jako społeczeństwo. Czy możemy gdzieś razem dojść w ten sposób?
Odpowiedź na dziś brzmi: nie.
Przeglądając fora internetowe widzę, jak w szeregach młodzieży buczącej rozpoczyna się dyskusja na temat „kto jest prawdziwym Polakiem?” Sprawa o tyle poważna, że świadcząca, iż język zaproponowany Polakom przez pisowskich bolszewików przyjął się i zaczyna obowiązywać po obu stronach barykady. Obu? To byłoby zbyt proste. Polska barykada ma tych stron kilka i będzie ich coraz więcej, jak sądzę.
A jeśli do tego dodamy okrzyki z przemarszu w Poznaniu typu „Nie chcemy niemieckiej UE”, „Cześć i chwała bohaterom”, „To był zamach”, „Precz z komuną”, czy „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”, to niedługo może okazać się, ze każdy z nas jest jedną, osobną, inną od innych stroną barykady.
A gdyby nam było mało tych stron, to wyjdziemy z siebie i staniemy obok.
Taki Polexit.