21 listopada 2024
trybunna-logo

Podróże z Kapuścińskim po „Arkadiach we krwi”

Najmocniejsze wrażenie z tej ponownej po latach lektury „Podróży z Herodotem”, to wrażenie znakomitej klasy pisarstwa Ryszarda Kapuścińskiego. Kryształowy styl, jasność wywodu i przekazu, maksimum treści przy ascetycznej niemal oszczędności środków, ciekawa osnowa ideowa – wszystko to stwarza rzadką przyjemność lektury. Lektura tekstu pełnego mądrości, a nie męcząca, czyż to nie ideał lektury?

I do tego zawiązanie akcji przywodzące na myśl skojarzenie z konstrukcją powieści przygodowej, jakby nieco rodem z Juliusza Verne: młody dziennikarz z niewielkim krajowym doświadczeniem reporterskim, działający w siermiężnych okolicznościach, nagle, niczym „deus ex machina” otrzymuje niespodziewany dar od losu i ląduje (via Rzym) jako reporter w dalekich, egzotycznych Indiach. Już w tej pierwszej podróży towarzyszy mu egzemplarz „Dziejów” Herodota, nie dlatego jednak, że młody reporter był wtedy erudytą nie rozstającym się z tej rangi klasyką. Przeciwnie, przyznaje się już na wstępie do swojej elementarnej (w sensie najzupełniej dosłownym) niewiedzy, do swojego „wiem, że nic nie wiem”. Dla młodego dziennikarza egzemplarz „Dziejów” spełnił wtedy rolę swoistego elementarza, a jego lektura była inicjacyjna, tak jak inicjacyjna była jego pierwsza i kilka kolejnych podróży. Kapuściński opowiada nam o Indiach, później o Chinach przewodniczącego Mao, Egipcie Nasera, Czarnej Afryce (m.in. Kongo – kraina conradowskiego „Jądra ciemności”, czy Sudan), po latach także o Iranie ogarniętym rewolucją islamską. O niektórych z nich mówi jako o „Arkadiach spływających krwią”. Niezmiennym rysem opowieści Kapuścińskiego jest nieco stoicka konstatacja różnorodności kultur narodów i plemion świata, ich radykalnej odmienności, przy jednoczesnym ich wzajemnym, czasem jawnym, a czasem utajonym przenikaniu, przy – także – ich wewnętrznych dwoistościach, sprzecznościach. Pomiędzy tymi podróżami czyta i cytuje obfite passusy z Herodota, o wojnach greckich i nie tylko, o świecie śródziemnomorskim, o Persji. Te passusy z zamierzchłej przeszłości są zarówno kontrapunktem, jak i świadectwem, pokazującym, że choć „przemija postać świata”, to natura ludzka pozostaje właściwie niezmienna i zmiany technologiczne zasadniczo jej nie modyfikują. Niezmienna też była pokora wobec świata, która charakteryzowała Kapuścińskiego. Nawet jako 24-letni (rok 1956) reporter nie miał w sobie ani krzty młodzieńczej, czy jakiejkolwiek innej, pychy czy choćby tylko pozorowanej zarozumiałości. Już wtedy, w inicjacyjnej podróży do Indii, gdy zaobserwował chłopca śpiewającego z ojcem upaniszady, filozoficzne pieśni sprzed trzech tysięcy lat, skonstatował: „Kiedy to sobie uświadomiłem i pomyślałem o małym chłopcu witającym jutrzenkę strofami upaniszad, zwątpiłem, czy uda mi się pojąć kraj, w którym dzieci rozpoczynają dzień od śpiewania wersetów filozofii”. Ta postawa filozoficznego, otwartego wątpienia towarzyszyła Ryszardowi Kapuścińskiemu przez całe życie. Wyborna lektura.
Ryszard Kapuściński – „Podróże z Herodotem”, Czytelnik, Warszawa 2020, str. 280, ISBN 978-83-07-03468-3

Poprzedni

O „Kocie” opowieść migawkowa

Następny

Wolność cenię najbardziej

Zostaw komentarz