20 listopada 2024
trybunna-logo

Papież powie swoje, a polski Kościół zrozumie swoje

Rozmowa z Łukaszem Skurczyńskim, teologiem protestanckim

Łukasz Skurczyński – absolwent Państwowego Instytutu Języków i Kultur Wschodnich w Paryżu (INALCO) oraz Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie (ChAT). Członek redakcji i publicysta czasopisma protestanckiego „Miesięcznik Ewangelicki”. Ewangelik reformowany („kalwin”). W latach 2012-2014 świecki kaznodzieja Kościoła Ewangelicko-Reformowanego w RP (KER).

Czy wizyta papieża Franciszka może zmienić polski katolicyzm?

Łukasz Skurczyński: – Myślę, że pytanie to można by odwrócić i zastanowić się, czy polski Kościół rzymskokatolicki potrzebuje zmiany. I tu spotykamy się z różnymi stanowiskami. Istnieją w tym Kościele grupy, które uznają, że zmiany są potrzebne. Jak chociażby środowiska „Tygodnika Powszechnego” czy „Magazynu Kontakt”. Dostrzegają one, że Kościół jest zbyt upolityczniony, zbyt triumfalistyczny, a za mało służebny, że nie do końca zajmuje się tym, czym powinien – wewnętrznym życiem duchowym swoich członków i członkiń oraz pomocą najuboższym. Inne grupy, jak chociażby te skupione wokół Radia Maryja czy Frondy.pl uznają, że „dobrze jest, jak jest”, a wszelkie próby reformy są niepożądane, zbliżają nas niepotrzebnie do „zgniłego moralnie” Zachodu i stanowią zagrożenie dla jakiejś zmitologizowanej „tożsamości narodowej”. Grupa ta jest krytycznie nastawiona do nauczania nowego papieża i niejednokrotnie już pokazała, że głucha jest na jego wołanie i nauczanie.
Poza tym, wizyta Biskupa Rzymu Franciszka, to jednorazowy i krótki pobyt nad Wisłą. Zwierzchnik Kościoła Rzymu spędzi w naszym kraju zaledwie kilka dni. Wątpię zatem, aby ten bardzo ograniczony czasowo pobyt mógł odmienić instytucję, której aktualne oblicze kształtowane było przez wiele dziesiątek lat.
Obawiam się, że w trakcie tego pobytu dojść może do tego, co zaobserwowaliśmy już przy okazji wizyty prezydenta Obamy na szczycie NATO. Franciszek powie swoje, a polski Kościół zrozumie swoje i będzie udawać, że autor miał co innego na myśli. Niejednokrotnie już tego doświadczyliśmy podczas tego pontyfikatu.

Czy organizowane w Polsce Światowe Dni Młodzieży różnią się od wcześniejszych edycji tej imprezy?

– Do ŚDM zostało jeszcze parę dni. Trudno dzisiaj powiedzieć, czym ta impreza będzie się różnić od poprzednich jej edycji. Myślę, że będziemy w stanie to ocenić dopiero po wszystkim. Póki co znamy program oficjalnych obchodów, które są bardziej skupione na wizycie Franciszka, niż na wydarzeniach adresowanych bezpośrednio do młodzieży. Na oficjalnej stronie internetowej nie ma jak na razie pełnego programu Festiwalu Młodych. Wiemy, że mają być jakieś wystawy, pokazy filmów, wydarzenia sportowe itp. Mnie na przykład interesuje, czy odbędą się spotkania o charakterze ekumenicznym czy międzyreligijnym? Wiemy przecież, że Franciszek kładzie na to duży nacisk, o czym świadczy chociażby styczniowa intencja modlitewna. Deklarował on wówczas: „Wielu myśli inaczej, czuje inaczej, poszukuje lub spotykają Boga na różne sposoby. Pośród tej różnorodności, tego wachlarza odnajdujemy się w jednym twierdzeniu: wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi”. Czy zatem ten wątek rozwijany będzie w satysfakcjonujący sposób, czy polscy organizatorzy zdecydują się skupić tylko na samych sobie – tego się dowiemy w nadchodzących dniach.
Obawiam się, że to, co różnić będzie te obchody od innych, które odbywały się w krajach europejskich, to przede wszystkim kwestia związana z ich finansowaniem i upolitycznieniem. Pomimo tego, co deklaruje Kościół wiemy, że zaangażowane są w ŚDM środki publiczne. To finansowanie nie jest do końca transparentne i ten fakt ma prawo budzić niepokój obywateli i obywatelek RP. W końcu sięga się po pieniądze, które pochodzą z naszych podatków, a realizacja programu partii u władzy, która – jak lubią podkreślać rządzący – wybrana została w demokratycznych wyborach, wymaga sporych nakładów finansowych.
Ponadto, obawiam się zbytniego upolitycznienia tych obchodów i próby wykorzystania ich dla własnych celów politycznych przez obóz rządzący. Zbyt bliski flirt „tronu z ołtarzem” nikomu nie wychodzi na dobre – ani tronowi, ani ołtarzowi. O tym zresztą też ostatnio wspominał Franciszek w wywiadzie dla francuskiego dziennika katolickiego „La Croix”.

Czy państwo powinno finansować przedsięwzięcie o charakterze religijnym typu Światowych Dni Młodzieży? Czy kościoły i związki wyznaniowe powinny partycypować w ich finansowaniu?

– Myślę, że to i inne wydarzenia tego typu powinny być finansowane przez organizatorów. Zwrócił na to uwagę sam polski Kościół rzymskokatolicki, który w oświadczeniu wydanym kilka dni temu umieścił informację, że organizacja ŚDM w 2011 roku w Madrycie sfinansowana została w 70 proc. ze składek partycypacyjnych uczestników i uczestniczek. Resztę pokryli darczyńcy. Szkoda, że polski Episkopat nie czerpie przykładu z hiszpańskiego Kościoła, tylko zgadza się na zaangażowanie środków z budżetu publicznego w wysokości – jak udało się obliczyć portalowi Oko.press – przynajmniej 150 milionów zł. A mogłyby one posłużyć chociażby na zwalczanie biedy i nierówności społecznych, o czym wielokrotnie mówił już papież Franciszek.
Nie widzę problemu w tym, aby dochodziło do współpracy między różnymi organizacjami pożytku publicznego, stowarzyszeniami, Kościołami czy związkami religijnymi a samorządem i innymi organami państwowymi. Trzeba jednak potrafić zachować umiar i rozsądek. Niestety odnoszę wrażenie, że tym razem to się nie udało.
Smutno mi również, że państwo polskie w znaczny sposób faworyzuje tylko jeden Kościół. W 2017 roku obchodzić będziemy jubileusz 500-lecie Reformacji, ważnego historycznego wydarzenie, które odmieniło oblicze nie tylko Zachodu, ale i tej ziemi. Zaangażowanie polskich protestantów i protestantek w dzieje i kształt kultury polskiej oraz w niepodległość Polski, to kwestie nie do przecenienia. Nie należy pomijać tego aspektu tożsamości narodowej. Jakiś czas temu grupa polskich posłów skierowała do Komisji Kultury i Środków Przekazu Sejmu RP wniosek, aby 2017 rok ogłosić Rokiem Reformacji. Niestety wniosek ten utopiono. A nie wymagał on dużych nakładów finansowych ze skarbu państwa.

Czym są Światowe Dni Młodzieży dla przedstawicieli innych wyznań chrześcijańskich? Czy organizatorzy wykazują wobec nich otwartość, czy jest to impreza wyłącznie rzymskokatolicka.

– Nie sposób wypowiedzieć się w imieniu wszystkich wyznawców pozostałych wyznań chrześcijańskich. Tym bardziej, że chrześcijańskich Kościołów zarejestrowanych w spisach MSWiA jest bardzo wiele. Sam protestantyzm jest różnorodny i zróżnicowany, również w obrębie jednego Kościoła. Jako ewangelik reformowany postrzegam ŚDM, jako wewnętrzne wydarzenie tej wspólnoty religijnej. Oczywiście widzę, że posiadają one również wymiar polityczny, bo Kościół rzymskokatolicki, to również państwo polityczne, a Franciszek jest głową tego państwa.
Myślę, że byłoby wskazane, aby to wydarzenie miało jednak autentyczny wymiar ekumeniczny i międzyreligijny. We współczesnym świecie, w którym dochodzi do wielu nieporozumień na gruncie religii i wielu aktów przemocy uzasadnianych kulturowo czy religijnie, jest to bardzo potrzebne. Niestety u nas w kraju ekumenizm na osi „Kościoły protestanckie – Kościół Rzymu” jest dość fasadowy i ogranicza się często do zapraszania reprezentanta danego Kościoła na uroczystość centralną, sadza się go gdzieś z boku, a na końcu celebracji dziękuję się mu za obecność. Nie wiem czy aktualnie panujący klimat w Polsce, który zdaje się faworyzować przede wszystkim postawy nacjonalistyczne i redukcjonistyczne w kwestii tożsamości narodowej przysłuży się budowaniu pozytywnych wzorców w tej kwestii.

Jak ocenia pan poradnik dla pielgrzymów, który może być odebrany, jako próba zawłaszczenia polskiej historii i polskiej religijności przez jeden odłam polityczno-religijny?

– Rozumiem, że chodzi tu o poradnik pt. „Ambasador polskości” wydany przez MSZ we współpracy z „Redutą Dobrego Imienia”. Po pierwsze jest on wewnętrznie sprzeczny. Autorzy mówią o potrzebie skupiania się nad tym, co łączy obywateli i obywatelki RP, lecz przez język, którego używają i narrację, którą proponują znacząco dzielą społeczeństwo.
Po drugie, jest on kulturowo redukcjonistyczny i rewizjonistyczny. Myślę, że ograniczanie tożsamości narodowej do ogórków małosolnych, zespołu „Mazowsze” czy całowania kobiet w dłoń, to kulturowa pauperyzacja. Czy już naprawdę nie ma nic innego, co nas łączy, jak tylko przaśna cepelia?
Znajdują się w nim również pewne przeinaczenia. Na przykład dowiadujemy się na stronie trzynastej, że pierwszego tłumaczenia Biblii na język polski dokonał ks. Jakub Wujek (1599). Tymczasem istniały już inne tłumaczenia, w tym pierwsze dokonane z języków oryginalnych i stanowiące znaczącą innowację filologiczną na tamte czasy, zwane Biblią Brzeską. Tego przekładu dokonali polscy kalwini w 1563 roku. Trzy lata temu obchodziliśmy jubileusz 450-lecia tego wydania. Nie wiem, czy to pominięcie jest intencjonalne, czy wynika z niewiedzy autorów, ale do takich nierzetelności nie powinno dochodzić. A już na pewno nie ze strony osób, które mianują się obrońcami „prawdy historycznej”.
Wreszcie broszura ta świadczy też o syndromie „oblężonej twierdzy”. Straszy się nas, że za granicą zakłamuje się polską historię, że zagraża nam jakaś „liberalna propaganda”. Jak to czytam, to przypomina mi się taki fragment z Wesela: „Niech na całym świecie wojna, byle polska wieś zaciszna, byle polska wieś spokojna”. To wszystko przekonuje mnie, że nie jesteśmy niestety w najlepszej kondycji – ani politycznej, ani kulturowej, ani moralnej. Po prostu sami sobie dorabiamy gębę.

Poprzedni

Turcja na zakręcie

Następny

Ukochany kraj, umiłowany kraj*