Józef Tadeusz Polkowski
Dwieście lat temu zmarł Franciszek Zabłocki (1752-1821).
To niewiarygodne, ale komedia zmarłego 200 lat temu Franciszka Zabłockiego „Sarmatyzm” ma nie tyko współcześnie brzmiący tytuł, ale i zachowała wiele współczesnych sensów, jako że w Polsce 2021 roku, w Polsce pierwszego roku trzeciej dekady XXI wieku, sarmatyzm ma się całkiem dobrze, choć wydaje się, że powinien być pojęciem już tylko historycznym.
Może taki jest los krajów, w których zasada konserwowania tradycji, nie tylko religijnej, za wszelką cenę jest zasadą życia publicznego, społecznego, a nawet ustrojowego. Zanim jednak „Sarmatyzm” został wystawiony na scenie, młodziutki prowincjusz z Wołynia Franciszek Ksawery Zabłocki, po niedokończonym nowicjacie u jezuitów, przybył (1773) do Warszawy, aby tu, zyskawszy protekcję ze strony Czartoryskich, biskupa Adama Naruszewicza, a później i samego króla Stanisława Augusta, rozpocząć warszawską karierę. Najpierw jako skromny kancelista w Komisji Edukacji Narodowej, później w Towarzystwie Ksiąg Elementarnych. A jeszcze później stał się obu tych instytucji ważnym i skutecznym urzędnikiem przez 20 lat.
Wykonał w tej roli wiele pracy, którą można by nazwać „pozytywistyczną”, a także wiele pracy koncepcyjnej, publicystycznej, redaktorskiej, translatorskiej. W 1792 roku dał się wciągnąć do Konfederacji Targowickiej, aby uniknąć prześladowań, które spotkały go za to, że był urzędnikiem działającym w powołanej na mocy Konstytucji 3 Maja Straży Praw. Jednak w 1794 roku przystąpił do Klubu Jakobinów kierowanego przez księdza Józefa Mejera, a następnie do Insurekcji Kościuszkowskiej i do władz powstańczych. Został członkiem komisji paszportowej i indagacyjnej (śledczej, ścigającej zdrajców), a następnie Deputacji Instrukcji czyli wydziału propagandy Rady Najwyższej Narodowej i wraz z Franciszkiem Ksawerym Dmochowskim kierował ruchem wydawniczym oraz krzewieniem haseł rewolucyjnych.
Ostatnie dni Insurekcji spędził w wojsku i brał udział w obronie Pragi, zakończonej klęską i masakra ludności cywilnej. W tych latach poznał i zaprzyjaźnił się m.in. ze Stanisławem Trembeckim, Wojciechem Bogusławskim, Franciszkiem Kniaźninem, Franciszkiem Karpińskim czy Tomaszem Kajetanem Węgierskim, którzy z czasem wprowadzili go w krąg uczestników obiadów czwartkowych u króla Stasia w Łazienkach i na Zamku.
I nie stało się to bez powodu, bo już w pierwszym roku swojego pobytu w Warszawie podjął działalność literacką i zadebiutował na łamach pisma „Zabawy Przyjemne i Pożyteczne” przekładami z Horacego. Później zaczął publikować poezję: ody, bajki, satyry, sielanki. Jednak bardzo szybko poezje ;porzucił z braku prawdziwie lirycznego, poetyckiego usposobienia. Był bowiem naturą na wskroś racjonalistyczną, krytyczną, a satyra bardziej mu odpowiadała niż wzruszenie liryczne.
Znalazł więc swoje nowe literackie przeznaczenie – scenopisarstwo. Na początku lat osiemdziesiątych stał się głównym „dostawcą” komedii na scenę teatru narodowego, a dostarczył ich przeszło sześćdziesiąt z czego tylko niektóre dochowały się do naszych czasów. Nie były to jednak jego sztuki oryginalne, jako że zgodnie zresztą teorią i praktyką, najzwyczajniej przerabiał zagraniczne, głównie francuskie, teksty sceniczne, zachowując ich konstrukcję, intrygę i podstawowe sensy, ale adoptując je do miejscowych warunków („polonizacja”), sytuując akcję w kraju a postaciom nadając polsko brzmiące (zazwyczaj tzw, mówiące nazwiska).
Były to przeróbki tekstów Moliera, Beaumarchais, Diderota, a także pośledniejszych, jak Romagnesi (to przypadek „Fircyka w zalotach”) czy Legrand („Król w kraju rozkoszy”). Wśród sztuk, które zachowały się do naszych czasów warto wymienić także „Doktora lubelskiego”, „Żółtą szlafmycę”, „Zabobonnika”, „Arlekina Mahometa”. Dominowała w nich satyra obyczajowa, czasem z elementami baśniowej cudowności, choć w „Królu” czy „Arlekinie” wyraźne były akcenty antymonarchiczne, krytyka jedynowładztwa. Prawdziwy przełom w twórczości Zabłockiego przyniosło wystawienie „Fircyka w zalotach” (1781). Artystyczny poziom tej komedii radykalnie przewyższał dotychczasowe dokonania Zabłockiego. Bardziej wyrobiona część publiczności oczekiwała już czegoś więcej niż tylko lekkiej komedii obyczajowej. Łaknęła już także bogatszego odzwierciedlenia dookolnej rzeczywistości, a także subtelniej zarysowanych charakterów postaci, bardziej mięsistej prawdy psychologicznej. Taką sztuką jest „Fircyk w zalotach”, wypełniony galerią świetnie zarysowanych, plastycznych i pogłębionych postaci, a także bardzo dobrze oddający klimat epoki stanisławowskiej, jak również tzw. „nowomodnej Warszawy”.
„W sztukach jego znajdujemy wierny obraz obyczajów i wieku Stanisława Augusta, a wiek ten dogodne dla zdolności pisarza komicznego otwierał pole. Jak Molier zakwitnął w pierwszej epoce rządów Ludwika XIV, gdy Francja po wojnach Ligi i niezgodach Frondy przeszła do najwyższego stopnia dworszczyzny i przepychu, tak nasz Zabłocki pisał wtenczas, kiedy obyczaje za panowania Stanisława Augusta przechodziły z przesądów, rubaszności i pijatyki panującej za Sasów do tonu towarzystw wykształconych postępem oświaty. (…) takie to malowanie obyczajów znajdujemy w komediach Zabłockiego, w „Zabobonniku”, „Fircyku”, w „Sarmatyzmie”, „Żółtej szlafmycy” i „Mężach poprawionych”.
Sztuki te, razem z satyrami Naruszewicza i Krasickiego i komedią Niemcewicza „Powrót posła”, będą ważnym źródłem wybadania obyczajów i ducha wieku Stanisława Augusta” – pisał Franciszek Salezy Dmochowski we wstępie do wydania dzieł Franciszka Zabłockiego (1829). „Jak nikt dotąd w literaturze polskiej, umiał Zabłocki w świetnym wierszowanym dialogu oddać subtelność gry intencji i uczuć między rokokowym uwodzicielem a stateczną, sentymentalna damą.
Szczęśliwie przy tym uniknął głównych błędów ówczesnych komediopisarzy: natarczywego moralizowania i schematycznej konstrukcji bohaterów” – podkreśla Wacław Woźnowski, autor poświęconego literaturze Oświecenia rozdziału w „Historii literatury polskiej w zarysie” (1983). Słowo „rokokowy” padło tu nieprzypadkowo, jako, że niektórzy znawcy epoki określali „Fircyka” jako „komedię rokokową”. Co ciekawe, gdy podczas jednego z obiadów czwartkowych Zabłocki przeczytał swój utwór zebranych, doszukiwali się oni pierwowzoru tytułowego Fircyka – jedni w Tomaszu Kajetanie Węgierskim, inni w Stanisławie Trembeckim.
„W postaci Fircyka (…) krzyżuje się przedziwnie filozofia oświecenia ze stylistyką rokokową. Filozofia oświecenia zburzyła fundament moralności opartej na religii, moralności tradycyjnej (…) oświecenie przy pomocy racjonalistycznej krytyki podkopało ten system moralny, stworzyło typ racjonalistycznego laicyzmu i libertynizmu, odwołującego się do morlnośći naturalnej i praw natury, nauczyło sceptycyzmu i krytyki, zachęcalo do obalania mitów, zarażając umysły swoją metoda krytyczną” – napisała Zofia Wołoszyńska.
Późniejszy o cztery lata „Sarmatyzm” (1785) nie utrzymał artystycznego poziomu „Fircyka”. „Sarmatyzm” jest konstrukcyjnie i w rysunku postaci bliższy tradycyjnym schematom. Przedstawił w nim Zabłocki wady mieszkańców szlacheckiego, sarmackiego zaścianka: pychę, prowincjonalizm, ciasnotę, awanturnictwo, pijaństwo, pieniactwo, okrucieństwo, skorumpowanie, pogardę dla prawa.
Nie mogąc dać wyrazu w utworach scenicznych wszystkim swoim poglądom politycznym, Zabłocki pisał także – anonimowo – zuchwałe pamflety i paszkwile polityczne, zrodzone z patriotycznej pasji, a skierowane przeciw nazywanym po imieniu wstecznikom i targowiczanom. Przetłumaczył też na język polski głośną powieść Henry Fieldinga „Podrzutek, czyli historia życia Toma Dżona” (czyli Toma Jonesa) (1793). Po upadku Insurekcji wyjechał (1795) do Rzymu, gdzie przyjął święcenia kapłańskie (1797), a po powrocie do Polski objął parafię w Górze Puławskiej (1798), a na następne lata w Końskowoli, gdzie pełnił także funkcję nauczyciela.
Opiekował się też przez kilka lat chorym psychicznie przyjacielem Kniaźninem. Tam też zmarł 10 września 1821 roku i został pochowany w tamtejszym kościele parafialnym. Jednak w przeciwieństwie do wielu swoich kolegów, jako duchowny literatury już nie uprawiał.