Heavy metal i uczucia religijne
Na wrocławskim stadionie, w obecności prawie 40 000 widzów show w starym, swoim, heavy-metalowym stylu dała legenda rocka: brytyjska grupa IRON MAIDEN. Jest to już 4 wizyta „żelaznej dziewicy” w mieście nad Odrą. Osobiście uczestniczyłem w trzech ostatnich, wrocławskich, koncertach – widowiskach doznając za każdym razem kolejnych wrażeń, różnych od poprzednich. Są to specyficzne, jak zawsze w takich wypadkach na wskroś subiektywne, odczucia. A jak wiemy o gustach się nie dyskutuje.
Wszystko, co słyszymy jest opinią, a nie faktami.
Wszystko, co widzimy jest perspektywą, a nie prawdą.
Marek Aureliusz
Entourage tego koncertu – jak w większości tego przypadków – tworzyły ozdabiając scenę i obrazując muzykę, gadżety oraz symbolika kojarzone powszechnie (choć jest to nadużycie wynikające z wielowiekowej indoktrynacji religijnej) z diabolicznością, satanizmem, piekłem, najszerzej z pojęciem zła etc. Zarówno gwieździe wieczoru – Iron Maiden – jak i supportowi: znanej na świecie thrash-metalowej grupie amerykańskiej Anthrax, towarzyszyły na scenie pentagramy, wizerunek kozła, no i maskotka brytyjskiej grupy – popularny i na swój sposób „sympatyczny”, Eddie.
Figura kozła z olbrzymimi rogami, na kształt fauna z greckiej mitologii, jaka pojawiła się pod koniec koncertu na scenie jawnie nawiązuje do mitów oraz przekazów drążących europejską kulturę od ponad 2000 lat: chrześcijaństwo swoją indoktrynacją przez cały czas swego panowania na Starym Kontynencie jednoznacznie wkleiło w mentalność Europejczyków określony stosunek, zdecydowanie negatywny, do tej symboliki związanej z tradycją przed-helleńską i staro-helleńską (kiedy składano demonicznej postaci, szatanowi – zwanego m.in. Azazelem, ofiary w postaci owiec i którego emanacją jest właśnie kozioł, a owe ofiary miały przebłagać wszelkie złe mocy), gdyż była to potężna konkurencja na rynku religijnych wierzeń. Kozioł – faun w pentagramie jest jednoznacznie kojarzony z satanizmem, czyli wiarą w diabła, w złego, jako kreatora rzeczywistości.
Można tę symbolikę wywieść z dawnych, bliskowschodnich i perskich jeszcze wierzeń, gdzie demiurg zła był równoznacznym panem świata, na równi z dobrym, pozytywnym, przyjaznym człowiekowi władcą wszechrzeczy. Ów dualizm – choć w wypaczonej formie – przejęło poniekąd chrześcijaństwo (np. tradycja manichejska).
Ale nie na ten fakt chcę tu zwrócić uwagę. W Polsce jest obserwowana wzbierająca, potężna fala obskurantyzmu, kołtuństwa, wstecznictwa i religijnego fundamentalizmu (pospolicie nazywanego religianctwem). M.in. tego emanacją są próby dalszego zaostrzenia i tak niezwykle restrykcyjnej (najbardziej w Europie) ustawy dot. przerywania ciąży, ataki na dzieła sztuki, czy kultury niemieszczące się w kanonie dopuszczonym do publicznej prezentacji, a uznawanym autorytarnie przez owych bigotów i ignorantów za jedynie prawdziwy, powołujących się w tej mierze na swoją subiektywnie pojmowaną wiarę religijną i przekaz serwowany z kościelnych ambon. Wyjątkowo pejoratywną rolę pełni tu otoczony złą, niecywilizowaną i cynicznie wykorzystywaną sławą (na fali wzbierającego obskurantyzmu i religianctwa) art. 196 (Roz. XXIV) Kodeksu Karnego o tzw. „Obrazie uczuć religijnych”. Mówi on, że: „Kto obraża uczucia religijne innych osób, znieważając publicznie przedmiot czci religijnej lub miejsce przeznaczone do publicznego wykonywania obrzędów religijnych, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2”.
Przytoczony tu zapis z kodeksu karnego jest wybitnie wybiórczo stosowany. Szermujący coraz częściej i obficiej tą argumentacją środowiska wojowniczych religiantów w naszym kraju (nie spotykały się z odpowiednią reakcją władzy różnych szczebli, serwilistycznie podchodzącej do siły – często pozornej i iluzorycznej – Kościoła katolickiego), depczący notorycznie zasady państwa prawa i nowoczesnej jurysprudencji (a także zapisany w Konstytucji rozdział kościoła i państwa), łamiąc szereg zapisów Konkordatu, wytaczają kolejne armaty przeciwko wolności, swobodzie artykulacji myśli i ekspresji artystycznej. Prokuratura i sądy powszechne także często postępują zgodnie z takim „duchem”. Dziś będzie to – w wyniku „dobrej zmiany” – na pewno się potęgować.
Masowość zachwytów płynących z tzw. środowisk demo-liberalnych w Polsce, hucznie obchodzących rokrocznie jako święto, dzień 4 czerwca – wybory z 1989 roku, które zmieniły diametralnie sytuację polityczną, społeczną, kulturową, wszelaką w tej części Europy (a może i w skali całego świata) – objawia niebywałą hipokryzję, anty-modernizm w myśleniu o państwie, cywilizacji i kulturze Zachodu (Zachodu – do którego tak zachłannie i apriorycznie aspirujemy), pospolitą ciemnotę i zacofanie elit rządzących przez minione ćwierćwiecze Polską. Zwłaszcza, jeśli chodzi o zagadnienia światopoglądu, recepcji procesów zachodzących w dzisiejszym świecie, prawodawstwa nowoczesnego państwa, dorobku wspomnianego Zachodu w dziedzinie praw człowieka, wolności obywatelskich, swobody sumienia i wypowiedzi. Niezwykle ważna jest tu sprawa wierzeń religijnych, które dzięki religianctwu i serwilizmowi polskich elit wobec Kościoła katolickiego zostały niebywale sfetyszyzowane (jakby innych uczuć jednostka nie żywiła). We wszystkich wymiarach: prawnym, kulturowym, psychologicznym itd.
Na tej bazie, osławionego art. 196 Kk. w ostatnich dwóch dekadach zakazano, zabroniono, wyciszono już wiele akcji, zlikwidowano kilkanaście obiektów, zamykano wystawy i podejmowano próby nie dopuszczania do teatralno-filmowych prezentacji. Zakazy te oczywiście tłumaczono nie drażnieniem środowisk patriotyczno-narodowo-katolickich (co za oksymoron!?), zapobieganiem ewentualnym zamieszkom (jakie owi religijni obskuranci mogliby wywołać) na tym tle, negatywnymi reakcjami hierarchii kościelnej etc.
Czy koncerty heavy-metalowe (a w dalszej kolejności – rockowe, pomijając nurt tzw. polskiego rocka patriotycznego lub nazi-rocka, co w jakimś sensie wiąże się z propagowaną wizją kultury przez środowiska rządzące współcześnie Polską w skali makro, jak i w wymiarze lokalnym) będą kolejną ofiarą takiego religianckiego, obskuranckiego i anty-zachodniego (rozumianego jako przeciwstawienie się trendom związanym z Oświeceniem) stylu myślenia polskich dewotów? Bigoteria (tak nachalnie promowana w naszym kraju i tak wszech-obecna w przestrzeni publicznej Polski AD’2016) jest zawsze związana z zaściankiem, kołtuństwem, anachronicznym myśleniem i anty-modernizmem. Przykładów z historii naszego kraju mamy nadmiar: zwycięstwo kontrreformacji, epoka saska, wsobność myślenia szlachty, upadek kultury, powszechny ciemnogród, rozbiory…
Dlatego m.in. w tytule tego materiału widnieje znak zapytania. A co do samego tytułu: to nie kto inny jak kard. Alfredo Ottaviani, kierujący tzw. Św. Oficjum, będącym przedłużeniem inkwizycji rzymskiej (przemianowanej w 1965 roku na Kongregację ds. Doktryny Wiary), powiedzieć miał jeszcze podczas trwania obrad Vaticanum II , iż „…herezja, każda, nie ma żadnych praw”. I to jest sposób myślenia wszelkiej maści ortodoksów, purytanów, religiantów i fundamentalistów oraz puenta dla rozważań podjętych w tym materiale.