20 listopada 2024
trybunna-logo

Ostatni akcent roku Conrada

Conrad po trans-fuzji Dukaja

„Jądro ciemności” uchodzi za największe być może dzieło Josepha Conrada, za crème de la crème jego prozy. Ja je uznaję za największe, często wracając do tej lektury z estetyczną lubością, a też i za takie uznał je mój niedawny rozmówca, wybitny conradolog z Lublina, profesor Wiesław Krajka. Dzieło to wyraźnie fascynuje też translatorów. Po pierwszej, sprzed lat, lekturze tego utworu w pionierskim, starym już dziś, klasycznym przekładzie Anieli Zagórskiej z 1930 roku, przeczytałem go także w translacjach m.in. Jędrzeja Polaka czy Magdy Heydel. Nie były one translatorskimi rewolucjami, lecz nakierowane były na odświeżenie, uwspółcześnienie języka tej prozy w polskim brzmieniu, jako że piękny przekład Zagórskiej może wydawać się w odbiorze współczesnego czytelnika cokolwiek staroświecki, a przez to fragmentami słabo czytelny. Może nie rewolucji, ale niejakiego pomieszania figur na czarno-białym polu szachowym tego utworu dokonał świetny i popularny prozaik Jacek Dukaj. Jego spolszczenie, bo tak zostało określone także na okładce, ma tytuł „Serce ciemności”, co w sensie literalnym, czysto filologicznym, może być bliższe tytułowi oryginalnemu („Heart of darkness”). Sam Dukaj o swoim dokonaniu napisał tak: „Nie jestem tłumaczem. Jestem autorem Josepha Conrada piszącego „Heart of darkness” dla dwudziestopierwszowiecznych polskich czytelników”. Natomiast edytor, znamienite krakowskie Wydawnictwo Literackie tak oto rekomenduje ten swoisty eksperyment: „Kiedy czytamy w 2017 roku „Serce ciemności”, czytamy inną książkę niż Brytyjczycy w roku 1899. Te same zdania otwierają w nas inne przeżycia. Inne słowa klucze pasują bowiem dla czytelników coraz odleglejszych od świata i kultury oryginału. Wszystko trzeba zmienić, aby najważniejsze – przeżycie zadane przez autora – pozostało takie samo. (…) Jak dokonać masowej transfuzji Conradowej ciemności do serc współczesnych czytelników? I czy to jest jeszcze w ogóle możliwe w słowach zastępujących wrażenia zmysłowe? Projekt-obsesja, wyzwanie, które prześladowało Jacka Dukaja od kilkunastu lat, a zarazem test ekstremalny przekładalności prozy i przeżycia. To nie translacja, to trans-fuzja”.
Gdy zacząłem czytać Dukajową trans-fuzję „Heart of darkness”, miałem momentami wrażenie, że czytam nie tekst sygnalizowany na okładce, lecz jakąś współczesną prozę krajową. Potoczna fraza czerpana ze współczesnej polszczyzny, zdania krótsze od typowych conradowskich zdań-pasaży, często równoważniki zdań, nadające tej wersji inny, bardziej dynamiczny rytm. Conrad jakby nie ten, nie tak wytworny, wyszukany, hieratyczny. Conrad używający takich słów jak „gapić się” czy „kwas” w znaczeniu, jakie temu określeniu nadaje dziś młodzież, trywialne onomatopeje w rodzaju „ppuch”, dziesiątki współczesnych polskich kolokwializmów w rodzaju „kupa roboty”, czasami nawet jakieś okruchy rodem jakby z „prozy codziennej” Mirona Białoszewskiego. Puryści literaccy mogą być oburzeni „szarganiem świętości” czyli litery, ducha i stylu wielkiego pisarza i moralisty, Olimpijczyka Ducha. Ja nie. Ja to „kupuję”. Nie to, że uznaję trans-fuzję Dukaja za ostateczne i rozstrzygające słowo w dziejach przekładów „Heart of darkness”. Jednak za ciekawą propozycję odczytania go i przybliżenia współczesności – już tak. Oczywiście zawsze można uznać, ze każde dzieło sztuki, także literackiej, jest owocem swego czasu, tamtej gleby, tamtego powietrza, tamtego świata. Nie sposób postaci z obrazów Michała Anioła, Rembrandta czy Poussina przywdziewać w nasze współczesne szatki, a obfite piękności Rubensa okrywać szatami projektu Grażyny Hase czy Barbary Hoff. Ale przecież, w końcu, malarze XVII wieku niejednokrotnie malowali bohaterów scen biblijnych we współczesnych im przyodziewkach, więc uwspółcześnianie dawnej sztuki to akt nie zawsze barbarzyński, pod warunkiem, że dokonywany przez ludzi utalentowanych. Po pierwszej lekturze transfuzji Dukaja wpadłem na pomysł eksperymentu. Przeczytałem ją równolegle, symultanicznie, ze „starożytnym” przekładem Anieli Zagórskiej. Cóż za wyborne doznanie czytelnicze! Jakbym z porcelanowej filiżanki pił esencjonalną kawę z najlepszego zbioru, na przemian z mocnym napojem energetyzującym z puszki. Wyborny i ekscytujący mix smaków. Jarosław Iwaszkiewicz określiłby to piciem starego wina na przemian z łykami młodego, musującego spirytusu. Brawo Conrad i brawo Dukaj.

„Serce ciemności”, Joseph Conrad, Wydawnictwo Literackie Kraków 2017, spolszczył Jacek Dukaj, str. 164, ISBN 978-83-08-06417-7.

Poprzedni

Moje teatralne olśnienia 2017

Następny

Królowa polskiego stylu