23 listopada 2024
trybunna-logo

„Oni”. Jak dla mnie – arcydzieło

„Wszyscy” zachwycają się „Romą” Alfonso Cuarona Doceniam wybitne walory tego filmu, ale decyduję się na wskazanie innego tytułu, nie tylko do rangi filmu sezonu, lecz do rangi dzieła, które z powodzeniem może kandydować do kanonu światowego kina, być może dołączając do Chaplina, Carné, Bunuela, Bergmana, Felliniego, Kurosawy i innych. To „Oni” („Loro”) Paolo Sorrentino.

Kilka lat temu można było obserwować zachwyty (w pełni zasłużone) nad jego „Boskim” („Il Divino”), opowieści o Giulio Andreottim, arcymandarynie włoskiej polityki przez kilkadziesiąt lat i uosobieniu trapiącej ją gangreny. Także nad „Wielkim pięknem” („La Grande bellezza”), filmem o rzymskiej socjecie artystycznej, ale w wymiarze estetycznym etiudzie o pięknie i melancholii Wiecznego Miasta. A także nad „Młodością” („La giovinezza”). Jednak piękno tych filmów było – by tak rzec – partykularne, podczas gdy „Oni”, mimo że w warstwie zewnętrznej jest to film o Silvio Berlusconim i mechanizmach włoskiej polityki, stanowi jednak utwór o daleko idącej uniwersalności. Idea artystyczna „Onych” może wywołać skojarzenia z systemem rozszerzających się kręgów. Krąg pierwszy, najwęższy, to wspomniana historia Berlusconiego, wieloletniego, kontrowersyjnego, populistycznego premiera, błazna włoskiej sceny politycznej. Jest to film, owszem, bardzo włoski w stylu i nastroju. Jednak ten mniejszy krąg otacza krąg szerszy. To Europa z jej duchowym kryzysem, z jej schorzeniami, obsesjami, konsumpcjonizmem, dziwactwami, egoizmem i – mimo wolnościowej, socjalnej retoryki oraz pół wieku welfare state – przepastnymi podziałami klasowymi. Jeszcze szerszy krąg, to metafora naszej cywilizacji, bo „Oni”, to także opowieść o naturze ludzkiej, nie podlegającej poprawie, odwiecznie takiej samej, z niezmienną w istocie mieszaniną dobra i zła, opowiedziana w konwencji filozoficznej „sotie”, błazeńskiej farsy, pełnej groteskowego wykrzywienia, ale i ukrytej w niej egzystencjalnej prawdy. To opowieść o stanie kultury, o klęsce kultury wysokiej w nierównej rywalizacji z tzw. kulturą masową, mniej eufemistycznie nazywanej rozrywką. O nigdy niepohamowanych aspiracjach człowieka, nieustannie popychanego przez imperatyw przekraczania siebie i granic swojego świata, a także przez zwykły hedonizm. O trawiącym świat pesymizmie, jego dekompozycji, ostatecznej chyba utracie nadziei, zerwaniu więzi z przeszłością. Końcowa sekwencja trzęsienia ziemi ma sens metafory, pars pro toto, rozpadu świata. W fakturze i detalach filmu Sorrentiniego widać fascynację twórczością jego poprzednika na tronie włoskiego kina, Federica Felliniego. Jest ona w ogólnym nastroju i stylu filmu, w klimacie komedii buffo, w sposobie obrazowania, w słowach „dolce vita” padających z ust jednej z postaci i w scenie z figurą Chrystusa zwisającą na sznurze z transportującego ją helikoptera. Jednak Sorrentino, choć nie skrywa fascynacji twórczością swego mistrza, ma swoją odrębną artystyczną kaligrafię. Młodszy o dwa prawie pokolenia Sorrentino jest bardziej drapieżny, brutalny, dynamiczny, brak u niego staroświeckiej melancholii i nostalgii Felliniego, jego miłości do pokracznego świata jego wyobraźni. Jest jednak podobnie barokowa, zapierająca dech bogactwem sugestywność obrazowania, oszałamiająca różnorodność konceptów, pomysłowość, zmysłowość obrazu. „Oni” mają szatańskie tempo. W tle nie towarzyszy mu melancholijna, na wskroś włoska muzyka Nino Roty, ale najczęściej współczesny, dynamiczny, ostry rock. Sosem do tej pasty jest aktorstwo, fenomenalne w każdej roli, od głównej po drobne epizody. Nie tyle wisienką, ale dorodną wiśnią na tym torcie jest kapitalny Toni Servillo, największy współczesny aktor włoskiego kina, godny następca Alberta Sordiego czy Marcello Mastroianniego.
Wiele lat temu uprawiany był przez krytyków filmowych obyczaj tworzenia list arcydzieł światowego kina. Było zazwyczaj tych filmów dziesięć lub najwyżej kilkanaście, a listę otwierał najczęściej, jako arcydzieło arcydzieł, „Pancernik Potiomkin” Eisensteina. Te praktykę już wiele lat temu zarzucono, krytycy nowej generacji jej nie podjęli. Nie ułatwił jej kolosalny przyrost liczby filmów, ale też daleko idące przemiany w dziedzinie gatunkowej, daleko idąca demokratyzacja produkcji filmowej i wynikająca z nich dezaktualizacja wielu dotychczasowych kryteriów oceny. Jeśliby jednak choć na jeden raz powrócić, niczym do płyt winylowych, do starej praktyki wybierania i „rangowania” arcydzieł światowego kina, to zaproponowałbym mu swoją kandydaturę – być może – pierwszej, powiedzmy, trzydziestki – „Onych” Paolo Sorrentino właśnie.

„Oni” („Loro”), reż. Paolo Sorrentino, w rolach głównych m.in. Toni Servillo, Sofia Ricci, Riccardo Scamarcio, Kasia Smutniak, Euridice Axen, Fabrizio Bentivoglio i inni, prod. Włochy 2018.

 

Poprzedni

Próchno czyli bulion modernizmu

Następny

Wieczorne zamieszanie genderowe

Zostaw komentarz