19 listopada 2024
trybunna-logo

Odklejona opozycja

Przez 16 dni pielęgniarki z Centrum Zdrowia Dziecka toczyły dramatyczną walkę o swoje podstawowe prawa. Były w niej osamotnione. Poza chlubnymi wyjątkami lewicy pozaparlamentarnej główna formacja polskiej opozycji zwana od niedawna „KOD i opozycja” nie tylko nie udzieliła im wsparcia, ale ustami bliskiego sobie Włodzimierza Cimoszewicza wyraziła zdecydowaną dezaprobatę dla pielęgniarek.

Najwyraźniej demokracja, której mają bronić setki tysięcy ludzi na demonstracjach „KOD-u i opozycji” nie obejmuje praw pracowniczych.
Nie tylko one są tu jednak na cenzurowanym. Kwestia zaostrzenia i tak już wyjątkowo restrykcyjnej ustawy antyaborcyjnej także nie wywołała zbytniego zainteresowania środowisk antypisowskich. Co więcej, na ulicach polskich miast próżno by szukać tysięcznych tłumów protestujących przeciw ustawie antyterrorystycznej. A przecież jej przyjęcie poważnie ograniczy nasze prawa obywatelskie, zarazem legitymizując i wyjmując spod społecznej kontroli arbitralne działania resortów siłowych. Jej konsekwencje dla przeciętnego obywatela mogą być daleko bardziej dotkliwe i bezpośrednie niż paraliż Trybunału Konstytucyjnego.
Obojętność „KOD i opozycji” wobec kwestii pracowniczych, praw reprodukcyjnych i wolności obywatelskich jest symptomatyczna i bardzo źle wróży przyszłości demokracji w Polsce. Zachłyśnięta tłumami na swych demonstracjach opozycja ujawnia swoją największą słabość. Samozadowolenie nie pozwala jej zauważyć, że powoli zajmuje na scenie politycznej miejsce, jakie przeznaczył jej Jarosław Kaczyński. Proces ten bardzo dobrze opisał Jan Śpiewak [1].
Problem jest głębszy niż tylko odklejenie od rzeczywistości ludzi takich jak Grzegorz Schetyna, Władysław Frasyniuk i Mateusz Kijowski. Problemem jest redukowanie zagrożenia dla demokracji w Polsce do konfliktu przy obsadzie stanowisk najwyższych władz i procedur funkcjonowania tych instytucji. Takie myślenie dowodzi braku zrozumienia istoty demokracji w szeregach jej obrońców.
Cała dotychczasowa historia nowoczesnego ludowładztwa przekonuje, że wymiar rozstrzygnięć formalno-prawnych jest wysoce niewystarczający dla demokratycznej praxis, albowiem abstrahuje od realnej treści społecznej kapitalizmu. Głosząc abstrakcyjną równość wszystkich obywateli nie dostrzega nierówności klasowych, które zaprzeczają jej w praktyce. Prawiąc o wolności w ogóle nie zauważa, że w konkretnych warunkach podlega ona redystrybucji narzuconej przez monopol własności prywatnej. W ogólności zatem nie uwzględnia rzeczywistych hierarchii władzy i układów sił społecznych narzucanych przez logikę akumulacji kapitału oraz oporu przeciw niej. Dlatego nie sposób pomylić demokracji z sądokracją, bardzo niebezpieczną tendencją, która nasiliła się w ostatnich dziesięcioleciach, pod wpływem dominacji tzw. modelu anglosaskiego. Odzwierciedla ona typową neoliberalną skłonność do depolityzacji społeczeństwa, rugowania antagonizmów o charakterze klasowym i zastępowania ich technokratycznym zarządzaniem doprawionym sosem wojen kulturowych. W rzeczywistości jednak trybunały konstytucyjne, czy sądy najwyższe nie są źródłem, ale skutkiem demokracji, a często bywają instancją reprezentującą status quo i w tym sensie stawiającą opór procesom demokratyzacji. To ruchy społeczne zmusiły sądy i trybunały do uznania praw obywatelskich robotników, biedoty, kobiet i czarnych, nie odwrotnie.
Formalnym wyrazem aspiracji i zdobyczy tych ruchów stała się sfera prawa społecznego obejmująca prawa pracownicze związkowe, socjalne, edukacyjne, lokatorskie i inne. To ona tworzy dziś społeczną treść demokracji. Bez niej formalno-prawna konstrukcja trójpodziału władz byłaby tylko fasadą skrywającą bezwzględną dyktaturę kapitału nad większością naszego życia. Dlatego nie da się oddzielić zasad organizacji ustrojowej władzy od praw pracowniczych i społecznych obywateli.
Niestety „KOD i opozycja” wyraźnie nie mają ochoty albo zdolności by to przyjąć. To zaś skutecznie uniemożliwia im zrozumienie przyczyn sukcesów PiS. Widać to w irracjonalnie wrogich reakcjach na pierwsze efekty programu 500+. Tymczasem wiele wskazuje na to, że on naprawdę działa. Najlepszym dowodem jest histeria neoliberalnych mediów w rodzaju Wprost czy Newsweeka zawodzących, że po wprowadzeniu 500+ ludzie nie chcą pracować na kasach w hipermarketach. Jeżeli tak jest, można się tylko cieszyć. Oznacza to bowiem, że program nie tylko poprawia siłę przetargową polskich pracowników, ale stanowi przykład, jak państwo może skuteczne wymusić na kapitalistach wzrost płac (co zadaje kłam dyskursowi poprzednich rządów zaklinających się, że w warunkach „wolnego rynku” jest to absolutnie niemożliwe). Jeżeli od kilku lat większość obserwatorów zgadzało się, że taniość i słabość polskiej siły roboczej stanowi największą barierę rozwojową dla polskiej gospodarki i społeczeństwa, to trudno nie zauważyć, że 500+ może być skutecznym sposobem na przełamanie tej bariery.
Aby skutecznie stawić czoła autorytarnym tendencjom PiS opozycja musi uznać, że demokracja jest potrzebna nade wszystko klasom ludowym, bo bez niej ich zdobycze będą jedynie łaską pańską, chwilowym kaprysem władzy, który można odwołać. Tego z kolei nie pojmuje polska prawica, która w posunięciach socjalnych widzi nade wszystko sposób na mobilizację elektoratu, a nie budowę podmiotowości klas podporządkowanych. Dlatego nie rozumie też, że demokracja nie oznacza, że zwycięzca wyborów może robić co chce, ale że społeczeństwo może takiego zwycięzcę w każdej chwili rozliczać, także, o ile nie przede wszystkim, na ulicach. W demokracji nie chodzi o suwerenność parlamentarnej większości, ale o suwerenność ludu.
Skuteczna krytyka rządu PiS w tym kontekście nie powinna odrzucać, ale raczej radykalizować pomysły w stylu 500+. Trzeba je pozbawić ideologicznego partykularyzmu i upowszechnić, wiążąc ze stosunkiem pracy i tym samym wzmacniając całą siłę roboczą. Takim rozwiązaniem mógłby być np. projekt gwarantowanej płacy minimalnej, czy redukcji czasu pracy. Nie dostrzeganie tego jest zwykłą głupotą lub wyrazem lenistwa intelektualnego. Lenistwa, które może nas wszystkich drogo kosztować.

Poprzedni

Franciszek w Polsce – czyli Kościoła dylematy z nacjonalizmem

Następny

Kryzys globalizacji