30 listopada 2024
trybunna-logo

Obrońcy życia poczętego

Kościół kocha kobiety i kocha ubogich. Teoretycznie w odwrotnej kolejności, częściej mówi o swojej miłości do ubogich. […]

Kobiety to przede wszystkim matki, to one uczą dzieci modlitwy, podtrzymują tradycję. Dlatego Kościół przez wieki protestował przeciwko uczeniu dziewczynek czytania i pisania, dlatego walczył przeciw prawu dysponowania przez kobiety własnością, dlatego protestował przeciwko pracy kobiet na odpowiedzialnych stanowiskach, dlatego grzmiał gniewnie, kiedy żądały prawa głosu.
Zawsze jednak bronił życia. Porzucił kamienowanie cudzołożnic, ale palenie czarownic ogromnie mu się podobało, to taki ładny boski nakaz, który ten broniący życia Kościół ochoczo podchwycił. Stosunek Kościoła do kobiet i do seksu od początku cechował lęk i pogarda. Twórca chrześcijaństwa, św. Paweł w 1 Liście do Koryntian pisał:
„Kobiety mają na tych zgromadzeniach milczeć; nie dozwala się im bowiem mówić, lecz mają być poddane, jak to Prawo nakazuje.
A jeśli pragną się czego nauczyć, niech zapytają w domu swoich mężów! Nie wypada bowiem kobiecie przemawiać na zgromadzeniu.”
Biblia Tysiąclecia, 1 list do Koryntian, 14.34
Skażone chorobliwym lękiem przed kobietami wypowiedzi chrześcijańskich teologów mogłyby wypełnić niejedną księgę. Urodzony w połowie drugiego wieku Tertulian (zmarł 240) gniewnie patrzył na próby łączenia nauki chrześcijańskiej z nazbyt hedonistyczną filozofią grecką. Był również prekursorem eko-katastrofistów, przekonanym, że ziemia jest przeludniona.
Staliśmy się dla świata ciężarem… przyroda już dłużej nie jest w stanie nas wyżywić. Zaiste, zarazę i głód, i wojny, i trzęsienia ziemi należy postrzegać jako lek dla narodów, sposób na ograniczenie nadmiernego rozrostu rasy ludzkiej.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że ten „broniący życia” Kościół pasjami lubił katastrofy naturalne, zarazy i wojny i bez trudu otrzymywał od Ducha Świętego stosowne wskazówki, za jakie to grzechy owe nieszczęścia na ludzi zasłużenie spadły.
Życie jest tylko stanem przejściowym, a wybrani, czyli ci, którzy uwierzyli, hedonistycznych rozkoszy doświadczą po śmierci (dodatkową rozrywką będzie oglądanie mąk piekielnych wszystkich pozostałych). To zbawienie wymaga ascezy. Wszystko jest grzechem, a pożądanie jest grzechem nad grzechami. Kobieta otwiera bramy piekła powiada Tertulian:
Tyś jest tą, która dopuściła diabła, ty złamałaś pieczęć owego drzewa, ty jako pierwsza naruszyłaś prawo boskie i ty skusiłaś tego, do którego diabeł nie umiał przystąpić. Tak łatwo rzuciłaś na ziemię mężczyznę, istotę stworzoną na podobieństwo Boga. Przez twoją winę, to znaczy gwoli śmierci, musiał też umrzeć Syn Boży, a ty myślisz jeszcze o ozdobach na twoją obwiedzioną futrem szatę!?

De cultu feminarum

Kobieta mądra, której mężczyźni słuchają dla jej niezwykłej mądrości, to obraza boska, dlatego tłum pobożnych chrześcijan zamordował Hypatię. Czy na rozkaz świętego Cyryla z Aleksandrii? Są tylko poszlaki, wystarczające mocne, by sądzić, że niemal na pewno. Hypatię zamordowano w roku 415. To za jej życia inny wielki święty, święty Jan Chryzostom, twierdził, że kobiety są przeznaczone jedynie do zaspakajania żądzy mężczyzn. (Dziś zupełnie otwarcie mówią takie rzeczy tylko pasterze duchowi w islamie. W środowiskach chrześcijańskich powtarzać słów świętego trochę nie wypada.)
Może to taki czas był, bo święty Augustyn w tym samym mniej więcej czasie mówił rzeczy podobne:
Kobieta jest istotą poślednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boga. To naturalny porządek rzeczy, że kobieta ma służyć mężczyźnie.
św. Augustyn (354-430)
Czy w późniejszych wiekach wszystko się zmieniło? Nie jestem tego pewien, grubo ponad tysiąc lat później słynny francuski jezuita, François Garasse, ostrzegał braci w wierze: Kobiety trzeba trzymać z dala od tego niebezpiecznego tekstu (Biblii), i od wszelkiej nauki w ogóle. Kobieta uczona to coś gorszego niż brodata. Poważnego uszczerbku doznałaby cnota dzieweczki, gdyby wolno jej było czytać „Pieśń Salomona” albo historię Zuzanny.
Nasz Hozjusz miał w tej kwestii poglądy zbliżone. Porzućmy jednak dawne dzieje i wrócimy do współczesności i dzisiejszej walki o życie poczęte.[…]
Dlaczego marnie widzę szansę na wzajemne zrozumienie? Otóż spór o aborcję nie jest w gruncie rzeczy sporem o aborcję. Jest, co protestujące kobiety natychmiast zauważyły, sporem o prawo wyboru. Kobiety żądają prawa do decyzji o tym, kiedy zajść w ciążę i do zrezygnowania z ciąży niechcianej. (Zawsze tego chciały, dziś medycyna to umożliwia.) Kościół przeciwstawia się tej swawoli, żądając, aby każde poczęcie traktować jako „boży plan”. Rozpoczął się bój o definicję człowieka. Kościół twierdzi, że zarodek to człowiek (oczywiście z duszą, bo chodzi o duszę, a nie o zarodek). Chirurgiczna aborcja jest z wielu względów ostatecznością (i oczywiście żadna kobieta nie ma na to ochoty, zdecydowanie wolałaby połknąć tabletkę). W naturze zarodków marnują się miliardy (natura jest rozrzutna). Kobieta widząc krwinkę w sedesie po opóźnionej menstruacji, nie mówi: o, dziecko, bo doskonale wie, że to bzdura. Zarodek jest zbiorem komórek, który pobudza naszą wyobraźnię, budząc albo nadzieję, albo przerażenie. Coraz lepsze środki antykoncepcyjne, ale również środki wczesnoporonne, pozwalają kobiecie panować nad tym, czy i kiedy urodzi. To jest cudowne.
Religia (nie tylko katolicka) świadomie i z premedytacja wprowadza fałszywą równoważność moralną, zrównuje połknięcie tabletki wczesnoporonnej z piecem krematoryjnym w obozie zagłady. Jakich technik manipulacyjnych użyto, aby ktokolwiek takie porównanie traktował poważnie? Odpowiedź brzmi: wystarczająco profesjonalnych, aby miliony ludzi przestało odróżniać przerwanie ciąży od roztrzaskania główki niemowlęcia przez esesmana.[…]
Zrobiono tym ludziom krzywdę namawiając ich do postawienia znaku równości między zabiciem człowieka, a przerwaniem ciąży we wczesnym stadium. W cywilizowanych krajach decyzja o przerwaniu ciąży do 6 tygodnia jest wyłącznie decyzją kobiety. Potem wprowadza się ograniczenia. Płód w tym stadium nadal nie jest jeszcze człowiekiem, ale zaczyna odczuwać. Dlatego walcząc z chirurgiczną aborcją konieczna jest edukacja seksualna, dostęp do środków antykoncepcyjnych i, tak – dostęp do środków wczesnoporonnych.
Prawdziwym problemem jest mieszanie etyki i medycyny z religią, która ignoruje życie doczesne i ocenia wszystko z perspektywy duszy i życia wiecznego. Święty Augustyn uważał, że płód chłopca zostaje „uczłowieczony”, czyli wyposażony w duszę, po 40 dniach od poczęcia, a płód dziewczynki po 80 dniach. Również święty Tomasz (znów bez mała tysiąc lat później) głosił, że aborcja nie jest grzechem, jak długo płód nie został obdarzony duszą, a zatem nie został w pełni istotą ludzką.
Dziś nawet teolodzy wiedzą jak wygląda proces zapłodnienia, więc niezmienna nauka Kościoła wprowadziła poprawkę i uduchowiła zarodki w chwili połączenia plemnika z jajeczkiem. Całość tej osobliwej moralności, to połączenie biblijnych przekazów i ich teologicznych interpretacji z próbą wyprowadzenia z tego mętliku wskazań etycznych dla współczesnego człowieka.
Nie wypada już wyraźnie demonstrować pogardy dla kobiet, więc walcząc z prawem wyboru duchowi przywódcy używają fałszywej równoważności moralnej. Gotowi na każdą podłość, by tylko upokorzyć i poniżyć każdą kobietę, która tej wolności wyboru żąda. Efekt tej masowej manipulacji jest łatwy do przewidzenia. Część (coraz większa) kobiet, również tych wierzących, ignoruje nakazy Kościoła, część (nadal ogromna) zostaje pozbawiona dostępu do zdobyczy nowoczesnej medycyny. Również na tym polu Kościół uderza przede wszystkim w ubogich. Ten problem został doskonale opisany przez Autorkę artykułu w „Gazecie Wyborczej” pod znamiennym tytułem „Problem aborcji to nie jest problem wykształconej klasy średniej”. Autorka (ma powody, by nie podawać swojego nazwiska) opisuje swoje spostrzeżenia matki zastępczej. Rodziny, do której trafiają dzieci niechciane, zabrane przez państwo. Autorka pisze m.in.:
„Problem z niechcianymi ciążami polega na tym, że owocują narodzinami niechcianych dzieci. Oczywiście w polskich warunkach ich życie jest bezcenne i każde stanie się przyczynkiem do objawienia się nowego Mozarta, Gauguina i Einsteina, wszyscy w to wierzymy i stało się to już przezroczyste, nawet jeśli ich matki w ciąży nie trzeźwiały, a ich dzieci dzięki temu mają FAS (płodowy zespół poalkoholowy) i RAD (zespół zaburzeń więzi), ponieważ nikt tych dzieci nigdy nie chciał i nie kochał. Ukaraliśmy jednak ich matki za rozwiązłość i brak antykoncepcji, a w efekcie uzyskaliśmy fakt narodzin niechcianego dziecka, misja ukończona”.
Tam gdzie nie ma szans na rzeczywisty wybór, na odpowiedzialność, na sprowadzanie na świat dzieci oczekiwanych i kochanych, tam skutki tej koszmarnej manipulacji są najbardziej tragiczne. Kościół z ludzkim cierpieniem nie liczył się nigdy. Niemoralność manipulacji opartej na fałszywej równoważności moralnej, to nie są tylko akademickie rozważania, to również ogrom cierpienia, które albo umyka uwadze, albo jest źródłem irytacji wobec tych, którzy nie tylko nie panują nad swoim życie, ale którym odbiera się szansę na wyjście z piekła na ziemi.

Poprzedni

Telewizja pokazała

Następny

Sercem czy rozumem