16 listopada 2024
trybunna-logo

O współczesnym społeczeństwie i walce przeciwieństw

’@frantic – unsplash

Są w historii każdego narodu takie momenty, kiedy wydaje się, że stanowi on jednolitą zwartą masę i przeciwstawny jest wszechmogącej władzy. W okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej (PRL) funkcjonował nawet Front Jedności Narodu – skupiający wszystkie organizacje społeczno-polityczne. Nic dziwnego, że w iluzję społeczeństwa bez klas i wrogich interesów chce również obecnie wierzyć wielu polityków, publicystów naukowców i zwykłych ludzi, którzy pragną zwycięstwa w walce o swoje interesy lub zwykłego spokoju.

Takie poczucie jedności wydawało się z pewnością dominować w Polsce wśród wielu buntujących robotników w Poznaniu w 1956 roku, w czasie wydarzeń na Wybrzeżu w 1970 roku, w okresie strajków robotników Ursusa, Radomia i Płocka w 1976 roku. Ale największe poczucie wiary we wspólnotę interesów wśród wszystkich poniżanych, strajkujących i buntujących się miało miejsce w 1980 roku. Różne grupy społeczne wzięły wówczas najbardziej powszechny i masowy udział w strajkach za cały okres historii Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Cechą towarzyszącą tym wszystkim wydarzeniom było przekonanie, występujące z różnym nasileniem, że sytuację można jeszcze poprawić, w ramach zreformowanego „socjalizmu”. Nawet słynną Salę BHP w Stoczni Gdańskiej im. W.I. Lenina w 1980 roku, zdobiło hasło „Socjalizm tak, wypaczenia – nie”. Niestety, za te iluzoryczne poczucie jedności społeczno-politycznej przyszło zapłacić wszystkim…
W wyniku strajków poderwane zostały ekonomiczne podstawy ówczesnego ustroju politycznego. Pod koniec lat 80-tych dwudziestego wieku społeczeństwo było całkowicie zdezorientowane, chociaż w większości nadal deklaratywnie opowiadało się za „socjalizmem”, na co wskazują badania socjologiczne z tamtego okresu. Jednakże jednocześnie poprzez swoją bierność przyzwoliło na rozpoczęcie kapitalistycznej transformacji (kontrrewolucji) ustrojowej, a przywódcy, na których oglądało się, mieli inne cele. Zostało nawet dodatkowo zachęcone do aktywnego udziału w prywatyzacji macierzystych zakładów pracy, poprzez przyznanie załogom udziałów, które jednak wkrótce znalazły się w rękach polskiego i zagranicznego kapitału. W mainstreamowych publikacjach dominowały prostackie analizy o zawarciu umowy społecznej, o końcu wyzysku społecznego, o równości wszystkich ludzi i braniu spraw we własne ręce. Wydawało się, że z dialektycznego prawa jedności i walki przeciwieństw – pozostała tylko „jedność”, już zupełnie bez „walki”… Ludzie pracy najemnej i robotnicy zostali zrównali, przynajmniej w oficjalnych publikacjach, z przedstawicielami własności kapitału.
Zakopać dialektykę głęboko
Dialektyka jako nauka zajmuje się badaniem sprzeczności niezależnie od tego z jakimi stosunkami produkcyjnymi i ustrojowymi ma do czynienia. Jest ona zawsze nauką rewolucyjną, odkrywa przeciwieństwa tkwiące w danej sprzeczności, ich genezę i perspektywy rozwoju. W wyniku rewolucyjnych przeobrażeń stworzono ekonomiczne podstawy „socjalizmu” w postaci znacjonalizowanej większości majątku narodowego. Poprzez tę decyzję rozwiązano podstawową sprzeczność ówczesnego kapitalizmu pomiędzy społecznym charakterem procesu produkcji a własnością prywatną. Władze polityczne „krajów realnego socjalizmu” upajały się tym faktem i nie były zainteresowane w ujawnianiu powstających nieuchronnie kolejnych sprzeczności, od których nie było ucieczki.
W związku z tym pojawiły się interpretacje prawa jedności i walki przeciwieństw, które w bardzo ogólnym języku były formą apologetyki istniejących stosunków i rosnących nierówności społecznych. Tak jakby celem walki przeciwieństw było osiągnięcie ich jedności. Nie inne znaczenie mają współczesne poglądy o tym, że obecnie nie ma klasy robotniczej, że straciła ona produkcyjne znaczenie, stała się nieperspektywiczną i nie ma potrzeby tworzenia jej klasowej reprezentacji politycznej, że kapitał nie kieruje się egoistycznymi interesami i pełni jakąś „społeczną misję”.
Powstaje pytanie: skąd się pojawiły i jakie były praktyczne skutki prezentowanych poglądów w sprawie jedności i walki przeciwieństw już w społeczeństwie „realnego socjalizmu”? Czy poglądy o dominującej jedności społeczeństwa nie były przypadkiem wyrazem dążenia dominującej wówczas uprzywilejowanej warstwy zarządzającej do zakonserwowania istniejących stosunków społecznych? Czy takie poglądy na dialektykę mogły doprowadzić do stagnacji w rozwoju gospodarki i państwa „realnego socjalizmu” i ich upadku?
Źródło rozwoju każdego tworu materialnego i procesu odbywa się poprzez jedność i walkę przeciwieństw, ale razem z tym funkcjonowało stwierdzenie, że przeciwieństwa nie likwidują jedno drugiego, lecz ciągle istnieją razem. Uzasadniano to przykładem proletariatu i burżuazji, które były i miały być ze sobą organicznie związane w społeczeństwie kapitalistycznym. Uważano, że burżuazja jako klasa społeczna nie może istnieć bez proletariatu, a proletariat bez burżuazji. Nie widziano rozwoju poszczególnych przeciwieństw w tej sprzeczności. Zapominano o rewolucyjnym ruchu robotniczym dążącym do odsunięcia kapitału od władzy i uspołecznienia środków produkcji.
Uważano, że proletariat i burżuazja mają wiele wspólnych właściwości dominujących ponad różnicami. Nie precyzowano jednak pod jakimi względami proletariat i burżuazja w społeczeństwie kapitalistycznym mają ze sobą „wiele wspólnego” i zgadzają się „całkowicie pod względem wielu właściwości”. Jednak faktycznie całą wspólnotę proletariatu i burżuazji sprowadzano do tego, że byli ludźmi. Było to negowanie za pomocą bardzo abstrakcyjnych sformułowań antagonistycznego charakteru sprzeczności pomiędzy proletariatem i burżuazją oraz rodzących się antagonizmów w łonie społeczeństw „realnego socjalizmu”.
Tę jedność przeciwieństw uzasadniano przykładem, podanym przez Engelsa, północnego i południowego bieguna Ziemi. Engels zapewne nie wiedział, że dochodziło do wzajemnego zmieniania się biegunowości – północny biegun stawał się południowym a południowy północnym. Perspektywę zmiany tych przeciwieństw trudno jest przewidzieć nawet dziś. Przykład był więc źle dobrany z punktu widzenia dialektyki, bo zakładał ciągłość i stałość przeciwieństw tego samego zjawiska. Przykład stałości przeciwieństw biegunów, w odniesieniu do społeczeństwa, oznaczałby, że proletariat i burżuazją będą wiecznie toczyć walkę ze sobą, tylko zamieniając się miejscami, że niemożliwe jest zniesienie systemu kapitalistycznego opartego na różnych formach prywatnej własności kapitalistycznej. Podobnie miejscami zamieniano się w niektórych powstaniach niewolniczych. Ale miało to miejsce wówczas, gdy nie było warunków do zniesienia systemu opartego na niewolnictwie – niewolnicy stawali się więc panami, a panów i ich rodziny zamieniano w niewolników.
Jako przykład wiecznych przeciwieństw podawano również przeciwieństwo akumulacji i konsumpcji. Był to również przykład ahistoryzmu i aklasowej analizy problemu przeciwieństw. W okresie kapitalizmu, bowiem, przeciwieństwo akumulacji i konsumpcji określone jest głównie przez przeciwieństwa interesów klasowych proletariatu i burżuazji. Po obaleniu politycznego panowania burżuazji i jej sojuszników sprzeczności akumulacji i konsumpcji określone są przez inne przeciwieństwa (sprzeczności interesów). Ale po kapitalistycznej transformacji, w ramach sprzeczności pomiędzy akumulacją i konsumpcją, występuje cały szereg sprzeczności w związku z ukształtowaniem się nowej opartej na antagonistycznych interesach struktury społecznej. Sprzeczność akumulacji i konsumpcji była i jest więc historycznie zmienna w swej treści i formie.
Jaki jest sens mówić o jedności skoro nie ma sprzeczności?
W okresie „realnego socjalizmu” zdawano sobie sprawę z tego, że pojęcie „jedności” jako celu nie pasowało do rewolucyjnego charakteru dialektyki. Dlatego próbowano temu zapobiec poprzez określenie, że „jedność przeciwieństw jest czasowa”, że „istnieje przez pewien czas”. Ale jak długi miał być ten „czas jedności” – nie potrafiono określić.
Prawo jedności i walki przeciwieństw interpretowano w sposób mechanistyczny. Walka przeciwieństw miała wywoływać załamanie się dawnej jedności i doprowadzić do powstania nowej, bardziej odpowiadającej zmienionym warunkom. Otóż to wyrażenie „załamanie się dawnej jedności i powstanie nowej” wymaga uściślenia. Celem walki przeciwieństw nie było i nie jest bowiem ich „jedność” lecz likwidacja, rozwiązanie sprzeczności. Sprzeczności powstają rozwijają się obiektywnie. Jedność przeciwieństw nie jest jakimś samodzielnym „bytem”, lecz tylko rodzajem dynamicznego stosunku między „bytami” (przeciwieństwami), podobnie jak wyzysk ekonomiczny jest rodzajem stosunku między poszczególnymi klasami i grupami społecznymi. Sugerowano więc, że istnieje szereg następujących po sobie jedności w ramach danej pary przeciwieństw, że są jakieś niewidzialne momenty kiedy walki nie ma. Jedność rzeczywistych przeciwieństw występuje tylko w walce i nigdy nie jest celem walki. Problem polega na tym, że w procesie walki przeciwieństwa ulegają ciągłym ilościowym i jakościowym przekształceniom i ta jedność istnieje tylko w walce, a nie w wyniku walki. Jedność jest walką przekształcających się przeciwieństw. A walka jest w jedności zwalczających się przeciwieństw. Bez jedności dwóch przeciwieństw nie ma ich walki.
Interpretacja prawa „jedności przeciwieństw jako celu” zamienia się w apologetykę istniejących stosunków społecznych. Jeśli celem walki przeciwieństw była ich jedność, to dialektyka przestała być rewolucyjną nauką. Celem walki przeciwieństw jest likwidacja (rozwiązanie) danej sprzeczności, ale na miejsce rozwiązywanej sprzeczności zaraz pojawiają się inne, które muszą być szybciej lub później rozwiązane, takimi lub innymi metodami. Ponieważ sprzeczności mają obiektywny charakter (podobnie jak prawa Newtona), należy je badać i dostosowywać do ich przebiegu nasze działania, a nie udawać, że ich nie ma, bo wtedy mogą ulegać zaostrzeniu i przybierać antagonistyczny charakter.
Eksportowa dialektyka Szeptulina
Aleksander Szeptulin był jednym ze sztandarowych filozofów w Związku Radzieckim, z którego podręczników studenci filozofii uczyli się dialektyki i zdawali egzaminy. Zgodnie z jego mechanistycznym rozumieniem dialektyki, „jedność” wyrażała się „w czasowej ograniczoności istnienia, w jego przemijającym charakterze”. Otóż problem polega na tym, że dialektyka jest nauką o obiektywnych prawidłowościach rozwoju rzeczywistości. Jedność przeciwieństw w sensie ich współwystępowania jest czymś stałym, zaś jedności jako tożsamości nigdy nie ma, ponieważ nie byłoby wówczas walki. Walka zachodzi w jedności przeciwieństw i w wyniku tej walki przeciwieństwa się zmieniają i przekształcają, i nie możemy tu zapominać o dialektycznym prawie negacji negacji. Jedność przeciwieństw jest „czasowa” tylko w tym sensie, że istnieje od powstania przeciwieństw aż do czasu ich przekształcenia i likwidacji sprzeczności, a więc przez cały czas istnienia danej pary przeciwieństw. Nigdy nie dzieje się tak, że jedno przeciwieństwo znika i pozostaje już tylko jedno. Świat rozwija się poprzez walkę przeciwieństw i na miejsce schodzących jak i zwycięskich przeciwieństw pojawiają się jakościowo nowe przeciwieństwa.
Szeptulin zaś w książce pt. Kategorie dialektyki pisał, że względny charakter jedności przejawia się w „niecałkowitej zgodności przeciwieństw, w braku pełnej koordynacji ich funkcjonowania i rozwoju, a także w przejściowym charakterze ich równowagi”. Co to znaczy, że istnieje „niecałkowita zgodność przeciwieństw”? A czy sensowne jest istnienie i mówienie o „całkowitej zgodności przeciwieństw”? Przeciwieństwa są dlatego przeciwieństwami, że nie ma między nimi zgodności, lecz toczy się walka, a równowaga jest tylko atrybutem walki. W rzeczywistości walka jest ciągłym procesem, a pojęcie „równowagi” bardziej pasuje do publicystyki, bo równowaga może być tylko w procesie walki, jest zatem płynna. Względna równowaga nie jest celem walki, lecz płynnym procesem towarzyszącym walce przeciwieństw. Pojęcie „niecałkowita zgodność” przeciwieństw, jest zaprzeczeniem istoty przeciwieństwa. Nie chodzi przecież o jakąś „pełną koordynację ich funkcjonowania i rozwoju”. Gdyby nawet uznać, że wyrażenie „niepełna zgodność przeciwieństw” jest wynikiem błędu tłumacza i powinno być „niepełna jedność przeciwieństw”, to i tak byłby to jakiś absurd, bowiem bez jedności przeciwieństw nie może być ich walki, czyli oznaczałoby to, że istnieje niepełna walka przeciwieństw. Walka jest zawsze pełna i stosowna do charakteru przeciwieństw oraz warunków ich istnienia, o ile tylko powstają rzeczywiste przeciwieństwa.
W podobnie mechanistyczny sposób Szeptulin rozumiał samo pojęcie sprzeczności. Dla niego istniały sprzeczności niedojrzałe, które nie przejawiają się od razu w gotowej postaci. Sprzeczności istnieją obiektywnie i są, jakie są, ale mniejsza lub większa świadomość ich istnienia i ich charakteru, może przyczynić się do szybszego ich rozwiązania lub zaostrzenia. „Sprzeczność” nie jest jakimś samodzielnym bytem, tylko „stosunkiem” między przeciwieństwami. Dla uzasadnienia swego stanowiska Szeptulin posłużył się swoją teorią „różnicy”. Dla niego „Różnica – to pierwotna, niedojrzała postać przejawiania się sprzeczności”. W ten sposób można uznać skrajny determinizm i wpływ ruchów księżyca na rozwój dorożkarstwa. Słuszniej byłoby napisać, że „sprzeczność może wydawać się zwykłą różnicą” lub że „różnica może wydawać się sprzecznością”. W rzeczywistości to zwyciężające przeciwieństwo jest mniej lub bardziej dojrzałe, ale z chwilą zwycięstwa zaczyna w nowej sprzeczności stawać się w swym rozwoju schyłkowym. Gdyby tego nie uznawano, popełniłoby się błąd Hegla, który wbrew swej metodzie dialektycznej, pruską monarchię absolutną uznał za szczytową w rozwoju państwa. Uważał on również, że każda różnica jest już od razu sprzecznością.
Dlatego, by uniknąć takich konsekwencji Szeptulin słusznie napisał, że nie wszelka różnica jest sprzecznością. Różnice są powszechne pomiędzy poszczególnymi obiektami. W przeciwnym razie „nie można byłoby wyodrębnić żądnych innych związków prócz sprzeczności. Sprzeczności stanowiłyby jedyną formę związku przedmiotów i ich stron. A tymczasem w obiektywnej rzeczywistości na równi ze sprzecznością występują i inne formy stosunków i związków, np. stosunki harmonii, zbieżności, odpowiedzialności itd.”. Od siebie możemy dodać, że istnieje różnica pomiędzy syberyjskim tygrysem i afrykańskim lwem, ale póki co, nie ma sprzeczności między nimi.
Schematyzm Szeptulina w rozumieniu sprzeczności społeczeństwa budującego „socjalizm” był widoczny przy rozpatrywaniu sprzeczności w łonie gospodarki państwowej. Przy tej okazji pisał on, że „tylko te różniące się od siebie cechy tworzą sprzeczność, które posiadają odmienne tendencje, różne kierunki zmian i rozwoju”. Uważał on, wyraźnie bojąc się ukazania sprzeczności, że między różnymi gałęziami produkcji „socjalistycznej” występują „zasadnicze różnice”. Jednocześnie robiąc unik pisał, że „sprzeczności pomiędzy nimi mogą się nie pojawić, jeśli w ich funkcjonowaniu i rozwoju zachodzić będzie niezbędna odpowiedniość”.
Z tego, że „mogą się nie pojawić” wynika również, że „były” lub „mogły się pojawić”. Sprzeczności między różnymi działami gospodarki, zdaniem Szeptulina, pojawiały się tylko „w rezultacie nie dość sprawnej działalności określonych organów planowania i komórek gospodarczych, w rozwoju tych gałęzi występują różne tendencje, gdy pojawi się znaczna nieodpowiedniość”. Problem polega na tym, że sprzeczności między różnymi działami gospodarki istniały obiektywnie, a planowanie było wyrazem istnienia tych sprzeczności, gdyby nie było sprzeczności nie potrzeba byłoby planować. Plan jest lepszą lub gorszą próbą pogodzenia sprzecznych interesów i plan sam w sobie jest sprzecznością. Sprzeczności w rozwoju gospodarki „socjalistycznej” były wyrazem niskiego poziomu rozwoju sił wytwórczych i sprzeczności między akumulacją i konsumpcją, pomiędzy interesami poszczególnych klas, warstw i grup społecznych, które mogły w różny sposób rozumieć rzeczywistość i swoją w niej rolę. Tak więc sprzeczności te istniały niezależnie od tego czy organy planowania pracowały lepiej lub gorzej, odpowiednio lub nieodpowiednio. Jeśli pracowały gorzej to oczywiście sprzeczności te mogły znacznie szybciej się zaostrzyć i przybrać nawet antagonistyczną formę. Znacznie więcej sprzeczności wstępuje we współczesnej gospodarce kapitalistycznej, ale kapitał również prowadzi planowanie i planowanie strategiczne oraz próbuje sprzeczności te rozwiązywać nie naruszając kapitalistycznej struktury interesów.
Sprzeczność konsumpcji i akumulacji
W okresie rzeczywistej budowy socjalizmu w kierunku komunizmu, sprzeczność między konsumpcją i akumulacją traci tylko swój antagonistycznie klasowo-burżuazyjny charakter. Sprzeczności w gospodarce „realnego socjalizmu” istniały więc i „odpowiedzialność” organu planowania nie mogła ich znieść, co najwyżej mogła przeciwdziałać zaostrzeniu się i przybraniu antagonistycznej formy. Ale stało się inaczej – sprzeczność między akumulacją i konsumpcją zaostrzyła się i doszło do kapitalistycznej transformacji. Wyeliminowanie związanych z klasowymi interesami sprzeczności nastąpi dopiero w komunizmie. Jednak sprzeczność pomiędzy akumulacją i konsumpcją prawdopodobnie nadal będzie i w komunizmie, ponieważ będzie dokonywał się rozwój sił wytwórczych, potrzebne będą nowe inwestycje, będą produkowane „nowości”, ale nie będzie ta sprzeczność sposobem realizacji panowania klasowego, ujarzmiania społeczeństwa w interesach mniejszości. W komunizmie sprzeczność między akumulacją i konsumpcją będzie miała zupełnie inną treść, będzie więc inną jakościowo sprzecznością.
Ktoś powiedział, że filozofia w bardzo ogólnym języku wyraża interesy określonych klas i warstw społecznych. Ponieważ cytowana książka Szeptulina ukazała się na samym początku lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku, można ją odnieść do panujących w ówczesnym okresie stosunków społeczno-ekonomicznych, politycznych i ideologicznych. Tezy Szeptulina o jedności i zgodności przeciwieństw z pewnością odpowiadały interesom rządzącej w Związku Radzieckim uprzywilejowanej warstwy zarządzającej wszystkimi dziedzinami życia społecznego. Podobne procesy zachodziły we wszystkich krajach „realnego socjalizmu”. Polityka Edward Gierka otrzymała więc dostatecznie „poważne” uzasadnienie teoretyczne.
W poglądach Szeptulina widoczna jest jego niechęć do analizowania społeczeństwa budującego „socjalizm” w kategoriach sprzeczności. Jego poglądy polityczne wyrażone w języku filozofii idealizowały więc ówczesną rzeczywistość. Wyraźnie widać, że Szeptulin absolutyzował pojęcie jedności w odniesieniu do społeczeństwa radzieckiego. W jego poglądach pobrzmiewają echa poglądu Józefa Stalina o „prawie zgodności między siłami wytwórczymi i stosunkami produkcji” oraz o „prawie zgodności między bazą i nadbudową”.
Dialektyka powraca
Po roku 1989 w procesie kapitalistycznej transformacji doszło do odrodzenia się różnych form własności kapitalistycznej poprzez prywatyzację państwowych zakładów pracy i spółdzielni, odrodziła się burżuazja w mniej lub bardziej wyrazistym kształcie, mniej i bardziej zamożne jej grupy, o mniej lub bardziej radykalnych poglądach politycznych i ideologicznych, o luźniejszych i ściślejszych powiązaniach z kapitałem zachodnim. Nowe warstwy burżuazji wywodziły się z różnych środowisk społecznych i politycznych. Wielu wywodziło się z dawnego aparatu państwowego i gospodarczego, z byłych działaczy PZPR, ale również z NSZZ Solidarność, Stronnictwa Demokratycznego i Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Wiele fortun pojawiło się nagle i powstało w drodze manipulacji finansowych, działalności służb specjalnych, łamania i naginania przepisów prawnych oraz zwykłych oszustw, czemu sprzyjała likwidacja wydziałów policji do zwalczania przestępczości gospodarczej.
Klasa robotnicza i świat pracy najemnej, jak to się mówi, uległy po roku 1989 dodatkowej erozji ideowo-politycznej i poszły w rozsypkę. Oficjalna propaganda stwarzała iluzje możliwości łatwego awansu w szeregi burżuazji, negowała istnienie klasy robotniczej i udowadniała, że na całym świecie odchodzi się od produkcji przemysłowej na rzecz rozwoju usług. Klasę robotniczą pozbawiano wywalczonych w „realnym socjalizmie” zdobyczy socjalnych, co musiało skutkować zaostrzeniem się sprzeczności społecznych. Prywatyzacja gospodarki i wywołanie kryzysu gospodarczego w wyniku reformy Balcerowicza, doprowadziło do wielomilionowego bezrobocia, co dodatkowo rozbiło i osłabiło klasę robotniczą – nie odbył się żaden solidarnościowy strajk w obronie bezrobotnych. Wiele wielkich zakładów pracy, odgrywających znaczną rolę polityczną w okresie PRL, sprywatyzowano i ograniczono liczebność załóg, oddano pod panowanie kapitału zagranicznego lub po prostu zlikwidowano. Jeśli załogi zaczynały strajkować w obronie swoich zakładów pracy, dławiono je przy pomocy żelaznej „niewidzialnej ręki” rynku.
Jeśli więc popatrzymy na sprzeczności społeczne na początku procesu transformacji, to okazało się, że nawet te które miały być „jednością przeciwieństw bez walki”, przybrały już antagonistyczną treść i formę. Uprzywilejowana warstwa zarządzająca dzięki transformacji stała się w większości odrębną wyzyskującą klasą społeczną. Nawet jeśli po 1989 roku nie wszyscy przedstawiciele tej warstwy weszli bezpośrednio w szeregi klasy burżuazji, to swoimi działaniami lub biernością ułatwili reprywatyzację sektora państwowego i spółdzielczego oraz restaurację burżuazji jako klasy panującej.
W Polsce po 25 latach rządów partii liberalnych pod różnymi nazwami, sprzeczności społeczne narosły do tego stopnia, że pojawiła się potencjalna groźna wybuchu konfliktu społecznego. Niezadowolenie społeczne zaczęły wykorzystywać populistyczne partie prawicowe. Jak na ironię niezadowolone masy społeczne zaczęły głosować w większości na te partie prawicowe, które nie ukrywały swych antydemokratycznych skłonności, co oznacza, że w obronie interesów kapitału były gotowe stłumić ewentualny konflikt społeczny wszelkimi dostępnymi środkami. Jednocześnie miarą nędzy i upadku moralnego mas pracujących, pozbawionych przywództwa właściwej partii politycznej, było to, że dały się one przekupić i oszukać dodatkami typu „500+” czy „300+”, oddając jednak władzę polityczną dla rzeczników interesów oligarchii finansowej.
Konflikty klasowe w naszym społeczeństwie dają znać o sobie głównie pod postacią sprzeczności kulturowych, jako walka z polityczną aktywnością Kościoła katolickiego w Polsce, jako manifestacje w sprawie zaostrzenia prawa antyaborcyjnego, jako konflikt w sprawie LGBT, nauczania religii w szkole, środków antykoncepcyjnych, nacjonalizmu i rusofobii, jako przeciwstawienie się imigracji z innych kręgów kulturowych, nawet tych, w których trwa wojna i ludzie uciekają przed śmiercią itd., itp. Trzynasta i czternasta emerytura, cztery miliony emigrantów – pokazują kosztem kogo oligarchia finansowa osiągnęła zyski i mogła stłumić narastający konflikt społeczny. Sprowadzenie poziomu życia milionów ludzi do poziomu biologicznego minimum było właśnie wynikiem klasowego starcia polskiej klasy robotniczej i pracującego chłopstwa oraz inteligencji z odradzającym się kapitałem krajowym i zagranicznym i ich sojusznikami.
W początkowym okresie transformacji dominowało przekonanie o „końcu historii” i zaniku sprzeczności między masami pracującymi i kapitałem. W rzeczywistości konflikt był widoczny w postaci wielomilionowego bezrobocia i masowej emigracji, która była ponad sto trzydzieści razy większa od tej nazwaną „Wielką” po upadku powstania listopadowego. Zamknięto lub przezbrojono setki zakładów produkcyjnych, które były konkurencyjne dla kapitału zachodniego, ograniczono zdobycze socjalne pracowników najemnych. Sprywatyzowano szereg usług medycznych i socjalnych.
Wbrew wszelkim przepowiedniom okazało się, że klasa robotnicza istnieje nadal i że chociaż jest rozdrobniona i pozbawiona przywództwa politycznego, to nadal jest głównym wytwórcą dóbr konsumpcyjnych i toczy swą walkę z kapitałem.
Kim zatem jest współcześnie pracownik produkcyjny – klasą robotniczą?
Pracownicy produkcyjni w najogólniejszym sensie, to wszyscy najemni pracownicy wytwarzający lub przyczyniający się do wytworzenia wartości dodatkowej, a zatem i zysku dla najmujących ich siłę roboczą. Przy spełnieniu tego warunku efektem pracy świadczonej przez najemną siłę roboczą mogą być przedmioty materialne (towary) i niematerialne oraz świadczone usługi.
Czy wszyscy pracownicy produkcyjni są klasą robotniczą?
Nie wszyscy pracownicy najemni są klasą robotniczą. Klasą robotniczą nie będą więc wynajmowani do pracy indywidualni malarze pokojowi, programiści komputerowi pracujący w oparciu o dzieło, elektrycy naprawiający instalacje w prywatnych domach i mieszkaniach, świadczące pomoc domową „złote rączki”, mistrzowie ceremonii pogrzebowej, poszczególni murarze budujący komuś dom, indywidualni sprzątacze domów; prywatni lekarze, weterynarze i stomatolodzy pracujący na własny rachunek; pracujący na własny rachunek adwokaci i radcy prawni, wszyscy pracownicy usług opłacani z prywatnych dochodów obywateli. Nie będą nią również osoby pracujące w przedsiębiorstwach państwowych i prywatnych w oparciu o zasadę samozatrudnienia, chociaż ich pozycja społeczna i ekonomiczna często niewiele różni się od pozycji robotnika.
Ale cała klasa robotnicza to pracownicy najemni i wytwarzający wartość dodatkową, którzy otrzymują pensje o niższej sile nabywczej niż wartość towarów, którą są w stanie wytworzyć. Do klasy robotniczej należą całe zespoły pracownicze zapewniające kapitałowi zysk. Mogą więc wchodzić w jej skład zarówno pracownicy fizyczni, jak i umysłowi. Do klasy robotniczej należą całe rzesze pracowników biurowych niższego szczebla w wielkich korporacjach, przedsiębiorstwach prywatnych i państwowych, związani z obsługą produkcji.
Z kadrą kierowniczą jest problem, bo w obecnych czasach jest ona zróżnicowana zależnie od zakresu podejmowanych decyzji. Kompetencje kierownicze ma brygadzista, kierownik zespołu pracowniczego lub projektu, który z reguły wykonuje te same prace, co inne podległe mu osoby i sam czuje się bardziej związany z klasą robotniczą, pomimo otrzymywanych pewnych gratyfikacji finansowych. Natomiast większość kierowników większych lub bardziej specjalistycznych komórek organizacyjnych, kierowników wydziałów, zakładów, czy dyrektorów, członków różnego rodzaju rad nadzorczych i ciał kontrolnych z pewnością do klasy robotniczej nie należy ze względu na miejsce w strukturze kapitału, na znaczne dochody, posiadane udziały i brak jakiejkolwiek świadomości przynależności do klasy robotniczej.
Klasa robotnicza może funkcjonować w różnej skali i w różnych sferach życia społecznego. Może być klasa robotnicza zatrudniona w przemyśle, rolnictwie, usługach, bankowości, na wyższych uczelniach i instytutach naukowo-badawczych, może wytwarzać towary materialne i towary niematerialne, może śpiewać, udzielać porad prawnych, wykonywać programy komputerowe. Obecnie największe znaczenie ma klasa robotnicza zatrudniona w wielkim przemyśle, a właściwie przez wielkie koncerny i korporacje międzynarodowe. Ta część klasy robotniczej, która pracuje z reguły w państwach-siedzibach koncernów, z reguły jest lepiej opłacana kosztem klasy robotniczej zatrudnionej w krajach niżej rozwiniętych, co też często jest powodem do powstania różnego rodzaju sprzeczności o podłożu kulturowym.
Do klasy robotniczej należą ci pracownicy najemni, którzy zatrudnieni są na stałe i tymczasowo w wielkich gospodarstwach rolnych, także obsługujący i nieobsługujący maszyny rolnicze.
Do klasy robotniczej zaliczymy także licznych programistów komputerowych, inżynierów, prawników, muzyków, aktorów, sprzedawców wielkich marketów zatrudnianych w różnego rodzaju prywatnych biurach projektowych, kancelariach prawniczych, orkiestrach, w wielkich sieciach handlowych, teatrach, a nawet szeregowych pracowników w prywatnych czy państwowych bankach.
Klasa robotnicza funkcjonuje w szeroko rozumianej sferze usług. Do klasy robotniczej zaliczymy nauczycieli prywatnych szkół, chociaż nie wytwarzają materialnych towarów, to jednak zapewniają zyski właścicielom tych szkół. Wynajmujących się fryzjerów w prywatnych zakładach i salonach kosmetycznych, ale nie właścicieli tych zakładów czy salonów, nawet jeśli na równi z zatrudnianymi pracownikami obsługują swych klientów.
Lekarze pracujący nawet w państwowych przychodniach, zatrudniani w funduszach narodowych, z uwagi na prywatyzację towarzystw ubezpieczeniowych i samych narodowych funduszy ochrony zdrowia funkcjonują w praktyce jako klasa robotnicza i traktowani są jako źródło zysków. Lekarzy pracujących w prywatnych przychodniach, szpitalach, sanatoriach należy więc zaliczyć do klasy robotniczej, chociaż oni świadomości tej przynależności najczęściej nie mają, a robotników mogą traktować z poczuciem wyższości. Jak w Świętej rodzinie czyli krytyce krytycznej krytyki Marks i Engels pisali: „Nie chodzi o to, co w danej chwili wyobraża sobie jako swój cel ten czy ów proletariusz czy nawet cały proletariat. Chodzi o to, czym jest proletariat w rzeczywistości i co, zgodnie z tym bytem swoim, będzie zmuszony zdziałać w historii. Jego cel i rolę dziejową wykreśla z góry w sposób oczywisty i nieodwołalny jego własna sytuacja życiowa, jak również cała organizacja dzisiejszego społeczeństwa obywatelskiego”.
Do klasy robotniczej nie zaliczymy wojskowych, sędziów, prokuratorów, adwokatów, policjantów, całej masy urzędników, nawet jeśli pozostają oni pracownikami państwowymi.
Z całą pewnością jest cała masa zawodów, w których trudno jest z całą pewnością orzec o klasowej przynależności danej osoby. W takich przypadkach o ich świadomości klasowej rozstrzyga ich własna świadomość przynależności klasowej. W praktyce politycznej o przynależności poszczególnych osób będących nawet formalne przynależnymi do klasy robotniczej, zadecyduje ich świadomość klasowa. Nie przypadkiem niektóre burżuazyjne partie polityczne cieszą się politycznym poparciem osób przynależnych pod względem społeczno-ekonomicznym do klasy robotniczej, a partie klasy robotniczej mają wielu przywódców wywodzących się z innych klas społecznych. Marks i Engels chociaż nie wywodzili się z robotniczych rodzin, to jednak los swój związali z klasą robotniczą, co dla wielu jest podstawą do dyskredytacji ich dorobku naukowego.
Klasa robotnicza jest więc bardzo zróżnicowane wewnętrznie, zarówno pod względem ekonomicznym, jak i miejscem w społecznym podziale pracy i rolą w społecznej organizacji pracy. Żeby wszystkie te sprzeczności ujawnić i zorganizować masy społeczne do ich przezwyciężenia musi powstać odpowiednia partia polityczna. I mniej ważne, chociaż nie bez znaczenia, jest to, jaką przyjmie nazwę. Współczesne partie polityczne w Polsce podchodzą do rozwiązania tych sprzeczności z pozycji różnych interesów. Niestety wszystkie te partie nie chcą uznać sprzeczności podstawowej – sprzeczności między pracą najemną i kapitałem – i konieczności jej ostatecznego rozwiązania. Dlatego celowo zaciemniają obraz stosunków społecznych, zgłaszają obietnice wyborcze, które są z pewnością wyrazem tych sprzeczności, a których później nie mają zamiaru realizować.
X X X
Wyparcie materialistycznej dialektyki z katedr uniwersyteckich i odejście od dialektycznej analizy sytuacji w łonie poszczególnych społeczeństw i krajów, skutkuje również współcześnie zaostrzeniem się sytuacji wewnętrznej. W celu ucieczki od tych żywiołowo zaostrzających się sprzeczności i ukrycia ich, konflikty klasowe przedstawia się jako kulturowe, przenosi się je na arenę międzynarodową, groźbą wojny próbuje się stłumić narastające sprzeczności wewnętrzne, bulwersuje się opinię publiczną odrażającymi morderstwami, wypadkami i klęskami żywiołowymi, LGBT. Przywołuje się utopie techniczne, teorię chaosu, nieoznaczoności, pluralizmu ideologicznego i politycznego. Poprzez reklamy stara się stworzyć obraz zjednoczonego w konsumpcji świata, przypominającego raj na ziemi, wolny od sprzeczności i stosunków wyzysku. Stany Zjednoczone zmuszają swych sojuszników do jedności i nakładają setki sankcji (do których prawo ma tylko Rada Bezpieczeństwa ONZ) na Rosję i Chiny i inne kraje, aby powstrzymać ich rozwój i umacnianie wpływów na świecie. W interesie wielkich międzynarodowych korporacji i koncernów trwa walka o nowy podział światowych zasobów surowców i rynków zbytu. Ożywa nacjonalizm jako skutek i narzędzie tej polityki, nie nastawionej na rozwiązywanie rzeczywistych sprzeczności społecznych.

Poprzedni

Zjednoczmy się!

Następny

Wiek Azji i socjalistycznych Chin?

Zostaw komentarz