Skrajnie prawicowy patocelebryta Alex Jones będzie musiał zapłacić grube miliony dolarów rodzicom dziecka zastrzelonego w czasie masakry w szkole podstawowej Sandy Hook w 2012 r. Jones twierdził, że masakra, w której zginęło 26 osób, była mistyfikacją stworzoną przez zwolenników kontroli dostępu do broni. Jego zdaniem „nie było ofiar, tylko inscenizacja z aktorami”.
Jones to prawdziwa fabryka ultraprawicowych fake newsów na których zarabiał, jak ustalono w trakcie procesu, w szczytowym momencie 800 tys. dolarów dziennie (!). Teraz poległ w procesie cywilnym wytoczonym przez rodzinę ofiary, a w kolejce czekają następne. Nie wiadomo jednak na ile te kary faktycznie doprowadzą go do bankructwa, bo nie jest jasne jak potężny majątek udało mu się przez lata zgromadzić. Nie płakałem po Jonesie. Warto jednak, zamiast popadać w euforię, że kolejny prawak dostał po uszach, zastanowić się przez chwilę nad nieco bardziej skomplikowaną naturą „fake newsów” i dezinformacji. Tak ekstremalne przypadki odwracają nieco uwagę od tego, że właściwie całe media są od zawsze przepełnione manipulacją i „fake newsami”. One są często bardziej subtelne, ale mają nie mniej dewastujący wpływ na życie milionów. Często same rządy rozpowszechniają tego rodzaju informacje, które są podchwytywane bezrefleksyjnie przez media. Kojarzymy to z rozmaitymi dyktaturami, ale przecież w świecie „wolności słowa” wcale nie jest dobrze. Np. wojna w Iraku wybuchła po zmasowanej kampanii medialnej zawierającej nieprawdziwe informacje. Wojna zrujnowała życie milionów.
W jeszcze bardziej zawoalowanej formie promowane są zupełne bzdury w kwestiach gospodarczych. Np. w Polsce uważane za „poważne” media lansują wyssane z palca tezy, że za dzisiejszy gwałtowny wzrost inflacji odpowiadają głównie świadczenia socjalne i legendarny już 500 plus. Masy libkowe w to wierzą, więc jak wrócą do władzy, będzie potężna presja na to, żeby „dać popalić roszczeniowcom”. Ponieważ w tej grze chodzi o emocje i „zemstę klasową”. Jeśli dojdzie do takiej sytuacji i zaczną ciąć co się da w „socjalu”, to nastąpi dalsza destabilizacja kraju. To są fake newsy wcale nie mniej groźne, a może i bardziej niż te rozpowszechniane przez ultraprawicę o reptilianach w Białym Domu. Jednak uważamy to za „uprawnioną opinię”, choć osoby i fundacje, które je rozpowszechniają doskonale wiedzą, że to nieprawda. A robią to na zamówienie potężnych i zamożnych grup wpływu.
To nie dzieje się tylko w Polsce. Do „klasyki manipulacji” przeszła kampania medialna za czasów rządów Thatcher, która za kryzys w UK oskarżała „samotne matki”. Tak więc fake newsy i manipulacja są znacznie starsze niż internet i nie było żadnego „złotego wieku mediów” przed jego nastaniem. Od kiedy istnieją masowe media, w tym momencie narodziła się też manipulacja medialna. Zmieniają się tylko techniki.
Mnie bardziej zastanawia, na jakiej podstawie niektórzy oddzielają „mniej szkodliwą” manipulację od „bardziej szkodliwej”. „Poważne medium” od „niepoważnego”. W moim przekonaniu jeśli fałszywą informację rozpowszechnia medium uważane powszechnie za „poważne”, wtedy to jest o wiele bardziej groźna sprawa. A niestety mógłbym wymieniać długo autorów, pisma, czy portalem, uznane za w miarę „poważne”, które publikują co tydzień, albo nawet codziennie ewidentne bzdury obrażając wszelaką ludzką inteligencję
Uważam, że nie powinniśmy wyłącznie w dyskusji o fałszu koncentrować się na ekstremach, ale analizować to, co się dzieje „w centrum”. To jest znacznie bardziej ciekawsze i niestety przygnębiające. I niebezpieczne.