23 listopada 2024
trybunna-logo

„Niczego nie znaleźć, tylko szukać” czyli „konkluzji nie będzie”

Tytuł „Substancja nieuporządkowana”, jaki Adam Zagajewski nadał zbiorowi swoich esejów jest idealnie więc adekwatny do jego zawartości. Wielki esej, a Zagajewski należy do eseistów wielkich, zawsze jest „substancją nieuporządkowaną”. Z kilku powodów.

Po pierwsze, esej jest formą niejako z definicji (próba) niezwartą treściowo i formalnie, na swój sposób amorficzną, płynną i na tym polega jej wielki czar. Po drugie, esej zbudowany jest na tak bogatej i różnorodnej bazie lektur, przemyśleń, impresji, doznań duchowych, intelektualnych i estetycznych, że najzwyczajniej niepodobna ująć jej w jakiekolwiek karby.
Opowiadanie o eseju to zadanie na miarę poszukiwania kwadratury koła. Esej nie poddaje się referowaniu w tak – relatywnie – klarownym trybie jak proza czy dramaturgia. O eseju trudno pisać podobnie jak o poezji. Esej trudno poddaje się klasycznemu opisowi, jest mu niepodległy, bywa że zachowuje swoistą „splendid isloation”. To, co zawsze stanowi dla czytelnika eseju kryterium wstępne, to smak stylu, smak badany tak, jak pierwszym jego kontaktem z językiem i podniebieniem bada się smak wina. Ta wstępna próba badania smaku eseju „Substancji nieporządkowanej” Zagajewskiego wypada, tak jak dotąd – przewybornie. Styl Zagajewskiego spełnia wszystkie kryteria najlepszego „brandu” eseistycznego: elegancja i koronkowa finezja i piękno frazy, zjawiskowa wrażliwość, intelektualna moc i spostrzegawczość, delikatna ironia. W przypadku Zagajewskiego dochodzi jeszcze ujmująca skromność, z jaką ten mistrz poezji i eseju traktuje siebie samego i swoje dokonania. „Substancję nieuporządkowaną” otwiera esej „O życiu w wolności”, przypuszczam, że nieprzypadkowo, jako że trwałość, status i kształt wolności stanęły w ostatnich latach i w Polsce i w świecie pod szczególnie zauważalnym znakiem zapytania. Poprzez zagadnienie wolności wędruje Zagajewski odwołując się do rozmaitych punktów odniesienia, do Stanisława Brzozowskiego, do Tacyta, do historii zamachu stanu Napoleona Bonaparte, późniejszego Napoleona III, a także do dziesiątków artystów najrozmaitszych gałęzi, od Szekspira i Goethego do jego krakowskich przyjaciół, tworząc znamienną dla eseju sieć inspirowanych skojarzeń, nawiązań i paraleli. Zbliżając się do końca tego eseju, Zagajewski przywołuje Paula Valery, który szkicując utopijny plan przezwyciężenia kryzysu cywilizacji stwierdził, że „konkluzji nie będzie”. To dobra konkluzja także dla eseju, jako że – przywołany w innym eseju – jego mistrz i ojciec, Michel de Montaigne, autor „Prób” „nie chciał niczego znaleźć, chciał tylko szukać”. Tematyka, zasygnalizowana w tytule, eseju „Pochwała prawa” jest logicznym uzupełnieniem eseju wstępnego, jako że prawo i jego przestrzeganie, jest jednym z warunków zachowania wolności. Esej rozpoczyna kilkanaście nazwisk wielkich pisarzy i poetów, od Solona przez Flauberta, Kafkę i Gombrowicza do Czesława Miłosza, którzy stanowili, praktykowali lub studiowali prawo. Pojawiają się prawnicze wątki w ich twórczości Następnie pojawia się współczesna postać z dziedziny prawa, profesor Ewa Łętowska, bohaterka laudacji Zagajewskiego. Pojawia się też „Pułkownik Chabert” Balzaca, jako utwór wyjątkowo dobitnie i drastycznie egzemplifikujący rolę prawa, w tym przypadku złowieszczą, jaką może ono odegrać w życiu człowieka. „O pewnej niezwykłej korespondencji” dotyczy dwóch niezwykłych, oryginalnych i wybitnych postaci, bardzo znanej, Józefa Czapskiego i „niszowej”, Ludwika Heringa. Ten z kolei esej pokazuje umiejętność z jaką Zagajewski potrafi ze sfer, z rejestrów subiektywnych, osobistych, przejść do trybu bezpretensjonalnej i pełnej pokory relacji, sprawozdania z twórczości „innych”. „Teatr cieni” jest krótkim i delikatnym portretem Julii Hartwig jako poetki. „O zdziwieniu” dotyka tej szczególnej kategorii ludzkiej psychologii i czyni to eseista w sposób finezyjny i nieoczywisty, przy czym tytułowe” zdziwienie dotyczy zarówno samego zjawiska, jak i rozmaitych zdziwień autora, głównie przy lekturach, od starożytnych zdziwień greckich, poprzez poezję Horacego, Ronsarda, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego, prozę Marcela Prousta aż po Curzia Mapalarte w jego opisie wawelskiego „dworu” gubernatora Hansa Franka, z jego wykonaniami kompozycji Chopina. Tytuł „W stronę Drohobycza” jest nawiązaniem do proustowskiej „strony Swanna” i „strony Prousta” w interpretacji André Maurois . Owa „strona Drohobycza’, to jednocześnie „strona Brunona Schulza, „strona artyzmu, pewnego poetyckiego irracjonalizmu” i Zagajewski pisze o niej pięknie, choć od znawstwa prozy twórcy „Sklepów cynamonowych” i „Sanatorium pod Klepsydrą” odżegnuje się z tą właściwą sobie nadskromnością. W tym eseju najbardziej frapująca i odkrywcza jest jego finalna konkluzja (a jednak!). Nawiązując do oglądanych przez nas wielokrotnie niezliczonych, czarno-białych, przedwojennych i pochodzących z czasu Holocaustu fotografiach dokumentujących życie diaspory żydowskiej w Polsce, Zagajewski napisał tak: „Na fotografiach widzimy stare kobiety i bezlistne drzewa. Zwyciężył lakoniczny behawioryzm. A Schulz zapisał co innego, zapisał to, czego nie zapisze żadna fotografia, uchwycił niewidzialne segmenty życia w Szettlu, niebo i gwiazdy, gorączkę samotności i potęgę utopii. Zapisał to, co niewidzialne – i bez czego życie jest niemożliwe”. „Odeszli wielcy poeci” to znów esej „eseistyczny na wskroś”, poszukujący i bez konkluzji, ale obejmujący, na kilku egzemplifikacjach „cały” świat poezji. To w tym eseju Zagajewski żegna grono zmarłych w ciągu kilkunastu ostatnich lat wybitnych kolegów poetów i koleżankę poetkę, to w nim przywołuje wspomniane zdanie o „szukaniu, nie o znalezieniu” Montaigne’a, to w nim ponownie broni „stylu wysokiego” przed powszechną, także w świecie literatury, niechęcią, to w nim pisze o wielu innych fascynujących sprawach, zjawiskach i postaciach. Tym razem znów bez konkluzji. A później jeszcze opowiada „O kilku artystach (alfabetycznie)”, artystach raczej z cienia niż z blasku kamer i fleszy. No i dwa eseje o kompozytorach, o muzyce: o Gustawie Mahlerze i Andrzeju Panufniku. I tu odzywa się kolejne pasmo klasy eseistycznej Zagajewskiego. Napisać tak o muzyce, by taki czytelnik jak piszący te słowa, którego wiedza o twórczości tych kompozytorów ogranicza się do znajomości nazwiska, umiejętności ogólnego usytuowania w czasie ich życia oraz , od biedy, sformułowania na temat ich dzieła jednego zdania typu leksykonowego – by ów czytelnik z smakiem czytał bezdźwięczne frazy o ich muzyce, to prawdziwy majstersztyk. Tom z „Substancją nieuporządkowaną” kończy „Podziękowanie za Nagrodę Księżniczki Asturii”. Tu konieczna jest uwaga wyjaśniająca. Część tekstów w tomie pomieszczonych, to teksty wykładu, laudacji, pogadanki. Okazuje się, że Zagajewski pisze eseje także wtedy, gdy przeznaczenie jego tekstów jest użytkowe, także do wygłoszenia publicznego. Tak jest też w przypadku wspomnianego „Podziękowania”, które stało się esejem. Adam Zagajewski jest bowiem, jak z tego wynika, eseistą „urodzonym”, wręcz „odruchowym”, on ma formę eseju w swoim twórczym DNA. „Anima naturaliter essjana”? Skłania mnie to do podejrzenia, że esejem pisze Zagajewski także podania i pisma urzędowe. Na koniec próbka (nomen omen) wspomnianego podziękowania-eseju za Nagrodę Księżniczki Asturii: „Kiedy byłem dzieckiem, Hiszpania wydawała mi się krajem odległym i wspaniałym, wręcz legendarnym, miejscem, gdzie najjaśniej świeci słońce i gdzie cienie są najczarniejsze, krajem Don Kichota, rycerzy i księżniczek. Potem poznałem realną, nowoczesną Hiszpanię, jeden z filarów Unii Europejskiej. A jednak dzisiaj jestem tutaj, w Asturii, i jestem gościem księżniczki – nie mogę się temu nadziwić. Jak widać, wszystko się zmienia, ale nic się nie zmienia”.
Jakakolwiek, dodana tu moja własna konkluzja czy puenta byłaby niestosowna, bo skaleczyłaby piękno, które chłonąłem przy lekturze „Substancji nieuporządkowanej” Adama Zagajewskiego.

Adam Zagajewski – „Substancja nieuporządkowana”, wyd.”Znak”, Kraków 2019, str. 206, ISBN 978-83-240-5869-3

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

CIENIE NACJONALIZMU

Zostaw komentarz