Komisja Europejska odkryła karty. Perspektywa budżetowa Unii Europejskiej na lata 2021-2027
została publicznie zaprezentowana.
Pierwsza, generalna obserwacja to taka, że kwotowo budżet – w stosunku do obecnej perspektywy – może nieznacznie wzrosnąć, choć nie należy zapominać, że mówimy o wzroście nominalnym, bez uwzględnienia inflacji.
Druga obserwacja jest taka, że Komisja Europejska, a także Parlament Europejski i Rada Unii Europejskiej zgadzają się na przyjęcie nowych celów wymagających finansowania, takich jak ochrona granic, polityka obronna, uprzemysłowienie, czy digitalizacja. Na pozycje, których w dotychczasowym budżecie nie było, przeznaczy się prawdopodobnie ok. 80 mld. euro.
W dwóch obszarach,
które nas dotyczą – i to w sposób kluczowy – przewiduje się zmniejszenie wydatków. Planuje się o 7 proc. zmniejszyć kwotę przeznaczoną na politykę spójności i o 5 proc. na politykę rolną – w całej Unii. Tyle tylko, że to „mniej” w całej Unii, wcale nie musi oznaczać „mniej” w odniesieniu do poszczególnych państw. Będą tacy – np. Włochy, czy Grecja, gdzie w znacznej liczbie przebywają przedostający się na teren Unii imigranci – którzy nie dostaną mniej. Przeciwnie przewiduje się wspomożenie ich z funduszy unijnych.
Z drugiej zaś strony
rozważa się połączenie środków przeznaczonych na politykę spójności z nowymi kryteriami ich przyznawania. Na przykład odnoszącymi się do kwestii przestrzegania praworządności wedle standardów obowiązujących wszystkie kraje Unii, wyrażanej prostą zasadą: władza prawa, a nie prawo władzy. Zostało to powiedziane dość kategorycznie, stanowczo. Na przykład szef Komisji Europejskiej Jean Claude Juncker, przedstawiany u nas, jako osoba nienastawiona wrogo do zmian prawnych wprowadzonych w polskim wymiarze sprawiedliwości przez PiS, powiedział, że wypłaty unijnych dotacji mają być powiązane z zapewnieniem, że w krajach odbierających finansowe wsparcie istnieje wystarczająco niezawisły system sądowniczy, by prawidłowo kontrolować wydatkowanie europejskich funduszy. Dodał, że ta propozycja jest wyjściem naprzeciw krajom, które płacą do kasy Unii więcej niż z niej otrzymują i żądają, by uzależnić wsparcie finansowe dla pozostałych członków od przestrzegania przez nich rządów prawa.
Do tej pory tak sformułowane żądania nie miały szans realizacji, bo mogły zostać zawetowane przez Polskę i Węgry w Radzie Europejskiej, gdzie zasiadają przywódcy państw członkowskich. Zaproponowana zasada oznacza obejście tej przeszkody i przenosi kontrolę z kompetencji rządów krajowych w ręce urzędników Komisji Europejskiej.
To postanowienie, dla nas nowe, choć mówiło się o nim już od wielu miesięcy, jest w moim odczuciu dosyć kategoryczne. Na różne programy europejskie w nowej perspektywie finansowej przeznacza się 1279 miliardów dolarów. Słyszymy jednak: musimy mieć nad tym kontrolę – jeśli powstaje sytuacja sporna, to musi rozwiązywać ją sąd wiarygodny dla tych, którzy płacą do budżetu europejskiego. Sąd wiarygodny, czyli niezależny od rządu. Odnoszę wrażenie, że w tej kwestii w Komisji Europejskiej, Radzie Europejskiej, w Parlamencie Europejskim, nikt nie ustąpi.
Drugim, ważnym aspektem i jednocześnie nowym w polityce strukturalnej, jest solidarność. Solidarność w tym sensie, że bogatsi wspierają biedniejszych. To jest myślenie następujące: dostajemy pieniądze, ale wspólnie z innymi, solidarnie dążymy do rozwiązania pojawiających się problemów. Na przykład problemu uchodźców – wszyscy razem składamy się na jego rozwiązanie.
Czekają więc nas trudne negocjacje. Będą wymagały wielkiej elastyczności i gotowości do kompromisu. To bardzo ważne, gdyż już widać obszary, gdzie będziemy musieli twardo walczyć o nasze interesy i w tej walce nie możemy być osamotnieni. Musimy wyciągać ręce do innych, by i inni wyciągnęli je w naszą stronę. Na przykład w obszarze polityki rolnej na pewno będziemy się starali pokazać, że zmniejszenie o 5 proc. kwot przeznaczonych na dopłaty nie powinno dotyczyć wszystkich. Powinno dotyczyć tych, którzy już korzystają z dopłat w pełnym wymiarze. Polska zaś miała dopiero dojść do tego poziomu. Nasza propozycja mogłaby więc być następująca: nie podwyższajmy wysokości dopłat Polsce zgodnie z przyjętym wcześniej harmonogramem, ale obniżajmy je tym, którzy już korzystają z dopłat w pełnym wymiarze. W ten sposób wyrównamy poziom dopłat na obszarze całej Unii.
Nie wiem, czy właśnie tak będą postępowali polscy negocjatorzy, ale ja bym coś takiego proponował.
Reasumując pierwsze wrażenia po ogłoszeniu planu nowej perspektywy finansowej UE, można powiedzieć, że Polska traci w tej chwili stosunkowo niedużo w stosunku do zapowiedzi, ale tylko w wypadku, gdy posługujemy się takimi prostymi kryteriami – 7 i 5 proc. Jednak im dalej w las, tym więcej drzew może być na naszej drodze. Najważniejsze negocjacje są dopiero przed nami i obraz może być całkiem inny, niż ten na początku dosyć pozytywny. Rzeczowe rozmowy: komu, kiedy i na jakich warunkach, dopiero się zaczną, negocjacje na pewno będą skomplikowane, wyrafinowane i wielopłaszczyznowe.
Myślę, że rząd w Polsce zdaje sobie z tego sprawę. Nawet, jeśli na użytek krajowy jest urzędowo optymistyczny, to spodziewam się, że za tydzień, bądź za miesiąc przyjedzie tu i powie: spełniamy postulaty Komisji. Polska bowiem pieniędzy unijnych potrzebuje niczym tlenu. Bez nich rząd żadnych ze swych wielkomocarstwowych deklaracji gospodarczych nie spełni. A czas „ocieplania wizerunku” kończy się w szybkim tempie. Każdy nowy miesiąc, to coraz to nowe wyzwania. Poprawa wizerunku była przyjęta bardzo sympatycznie sześć tygodni temu, ale dziś to nie wystarcza. Dziś trzeba zrobić krok dalej. Komisja Europejska nie ustąpi zwłaszcza, że polski przykład może tworzyć wyłom w spójności europejskiej i mógłby znaleźć naśladowców.
Przede wszystkim jednak
chodzi o to, że europejski walec nieuchronnie toczy się ku integracji. W nowej perspektywie finansowej zabezpieczono na przykład 30 mld. euro na specjalne programy wspierające kraje, które zdecydowane są przyjąć euro. Ta kwota ma amortyzować ewentualne twardsze zderzenia z nową rzeczywistością. Na przykład, gdyby ten proces był przyczyną przejściowego wzrostu bezrobocia, to będzie za co pomóc takiemu krajowi w walce ze jego skutkami.
Inny przykład będący znakiem nowej, ściślejszej integracji europejskiej, to zaproponowany przez Francję program wojskowy, do którego przystępują Niemcy, Włochy, Holandia, Hiszpania, Portugalia, Estonia, Belgia… Polski nie zaproszono. To kolejny sygnał spychania nas na margines europejskiego znaczenia. Ma to swój wymiar praktyczny. Przewiduje się bowiem, że program ów pochłonie kilkadziesiąt miliardów euro – część w postaci zamówień w europejskim przemyśle zbrojeniowym. Znalezienie się poza tą strukturą dla naszej „zbrojeniówki” oznaczać będzie brak zamówień i odcięcie od postępu technologicznego, który w pierwszej kolejności jest inkorporowany do tego typu przemysłu. Ponieważ inicjatywa w tym przypadku należy do Francji, to nie powinniśmy się spodziewać żadnej taryfy ulgowej.
Patrząc więc na całokształt
naszej obecnej pozycji w Unii Europejskiej, sporów, które rząd Polski wiedzie, można zasadnie postawić pytanie, czy rząd PiS jest w stanie dobrze odczytać europejskie znaki czasu? Czy jest w stanie, zgodnie z najlepszym polskim interesem, sprostać nowym wyzwaniom? Kwota położona na stole jest wyższa, a nie niższa od tej, jakiej się spodziewano. Jest jednak przesadą takie propagandowe zadęcie, że jest to zasługa polskiego premiera. Taka jest wola tych, którzy płacą do budżetu netto.
Polskie władze mają jednak alternatywę – jeśli chcą rozsądnie odpowiadać za państwo, muszą zrozumieć przesłanie zawarte w propozycji nowej perspektywy finansowej i zareagować na nie jasno i pozytywnie. Nadchodzi czas coraz większej integracji europejskiej, czego symbole w tym projekcie zawarto, wyposażono go w nowe, niezbędne ku temu instrumenty.
Unia mówi jasno: kto nie chce się integrować, nie chce skorzystać z tych instrumentów, pozostaje na obrzeżu. Wolna wola, ale my nie inwestujemy w kogoś, kto nie idzie do przodu razem z nami.