24 listopada 2024
trybunna-logo

„Mroczna planeta” – Andrzej Żuławski

To już bodaj trzecia w ciągu dekady książka poświęcona Andrzejowi Żuławskiemu, co świadczy o tym, że ma on silną moc budzenia fascynacji, i za życia i po życiu.

Rozpoczął te passę wznowiony właśnie w tym roku, po bodaj dziesięciu latach, wywiad-rzeka Piotra Kletowskiego i Piotra Mareckiego z reżyserem, zatytułowany „Żuławski”, poświęcony jednakowoż niemal wyłącznie jego twórczości, głównie filmowej, jako że autorzy są filmoznawcami. Kilka lat temu ukazał się też inny wywiad-rzeka z Żuławskim, przeprowadzony przez Renatę Kim, skoncentrowany głównie na charakterologicznych, skandalizujących aspektach życia reżysera. Dopiero jednak Aleksandra Szarłat podjęła się próby stworzenia autorskiej, nieklasycznej, niestandardowej biografii Żuławskiego, syntezy jego życia i twórczości. I moim zdaniem dopiero ta praca daje nam syntetyczny, możliwie całościowy, komplementarny obraz jego biografii, jego sylwetki życiowej i jego dzieł filmowych oraz literackich. Ma rację Tadeusz Sobolewski, że pisanie o Żuławskim jest zadaniem „karkołomnym”. To nie frazes, to trafna uwaga. Żuławski był osobowością tak migotliwą, tak bogatą, tak pełną sprzeczności, tak kalejdoskopową, kreatywną, obdarzoną tak finezyjną inteligencją, że każdorazowa próba stworzenia jego statycznej sylwetki kończyła się dotąd na obrazie rozmazanym, takim jaki pozostaje po niezgrabnym poruszeniu obiektywem aparatu fotograficznego. Nie na darmo jego żona Sophie Marceau mówiła o nim, że „żyje w swojej głowie”. Cytowany wyżej Sobolewski użył też innego trafnego w stosunku do Żuławskiego określenia – nazwał go „mroczną planetą”. Być może właśnie dlatego, ciekawe skądinąd próby podjęte przez Kletowskiego i Mareckiego oraz Kim były tak trudne i dlatego pozostawiły niedosyt, że wywiad, rozmowa z Żuławskim, z uwagi na jego osobowość i cechy charakterologiczne z góry skazywały autorów rozmów na to, że im się on wymknie za pomocą inteligentnej demagogii, błyskotliwych konceptów, intelektualnej hipnozy, prowokacji, nieraz też manipulacji jakie stosował wobec rozmówców, zabawy w „kotka i myszkę”, by „jego” zawsze było na wierzchu, jako że ten fascynujący człowiek i artysta był jednak także narcyzem i intelektualnym autokratą. Może właśnie dlatego napisanie o Żuławskim bez jego udziału, jak to zrobiła Aleksandra Szarłat, było rozwiązaniem najbardziej przybliżającym do celu, jakim było uchwycenie go i zatrzymania „w ruchu”, jak na stopklatce. Szarłat, wolna od ograniczenia, jakie było udziałem siedzących przed obliczem Żuławskiego jego rozmówców, zrobiła coś, czego przy bezpośrednim udziale artysty dokonać było niepodobna – spokojnie, bez równoczesnej konieczności toczenia z nim werbalnego pojedynku, odsłoniła jego maski, zajrzała za ekspozycje i ekspresje jego egotyzmu, pod podszewkę jego stylu narracji, pod jego zwischenrufy, bonmoty i paradoksy. Aby to osiągnąć, sięgnęła także po wypowiedzi osób mu bliskich lub znanych i dobrze go znających, co też uchroniło ją od samotnego pojedynku z duchem tego kapryśnego artysty. Żuławski mawiał, że jego życie jest ciekawsze, przede wszystkim dla niego samego, od wszystkich jego filmów i napisanych powieści razem wziętych. Aleksandra Szarłat wykazała, że tak jest naprawdę, a jej bogato ilustrowana praca godna jest zaliczenia – nie waham się stwierdzić – do arcydzielnych pozycji polskiej biografistyki.

Aleksandra Szarłat – „Żuławski. Szaman”, Wydawnictwo Agora, str. 612, ISBN 978-83-268-2935-2

Poprzedni

Epikryza przedwojennej gorączki

Następny

Problem z powracającą lewicą

Zostaw komentarz