Polska ma prawo moralne wyrównywania strat po grabieżach i mordach wszelakich, łącznie z prawem do reparacji strat wynikłych podczas drugiej wojny światowej. To jest bezapelacyjny fakt.
Ale (niestety dla nas) jest różnica między porządkiem moralnym, a porządkiem prawnym. W tym pierwszym jesteśmy rzecz jasna Jezusem narodów, Matką Boską Zachodu, przedmurzem tego co dobre i zamurzem, tego co złe. W tym drugim porządku – czyli w sferze prawnej – już nie jest tak kolorowo.
Wszyscy sobie zdają sprawę łącznie z prezesem Jarosławem Kaczyńskim, że otrzymanie tych środków jest niemożliwe. W 2004 roku, gdy rządziła lewica Sejm przy poparciu SLD, PiS i PO przyjął ustawę, wzywająca Niemcy do wypłaty reparacji. Od tego czasu minęło 18 lat, z czego PiS rządzi 9 lat. W tym czasie żaden z polskich rządów nie złożył nawet noty dyplomatycznej do Berlina w tej sprawie. Dlaczego? Bo wiedzieli, że bez sensu walczyć jest o sprawę, która jest z góry przegrana.
I tutaj należy PiS pochwalić za to, że przez dziewięć lat nie kiwnęli palcem. Ale teraz kiwają i nie ma to specjalnie na nic wpływu poza tym, że odbiorcy prawicowych mediów mogą dostać chwilowego orgazmu. Ale doznania tego typu mają to do siebie, że mijają. Idzie koniec politycznego lata i przy odrobinie szczęścia także koniec politycznych michałków.