Noc Kupały, winna być ogłoszona świętem PiS. Nie jakieś obce nam Walentynki, ale praziomalskie święto miłości do partii rządzącej.
Dla wielu naukowców, miłość to przeżywanie własnych wyobrażeń na temat drugiej strony. Według tych teorii, kochanie to nieracjonalne uczucie bliskości – zbudowane na wtórnym przeżywaniu swoich własnych emocji – odczuwanych jako wyjątkowe, unikatowe.
Dowód miłości elektoratu, PiS dostało 25 października 2015 r., gdy uczucie wyborców osiągnęło poziom 37,58 procent głosów. I nie gasło. Gdy półtora miesiąca później Beata Kempa nie chciała drukować wyroku Trybunału Konstytucyjnego, a przez ulice polskich miast przewalały się dziesiątki tysięcy osób protestujących przeciw łamaniu prawa. Zbiorowy kochanek obozu dobrej zmiany pałał doń uczuciem wyrażającym się 27,9 proc. sondażowego zaangażowania.
Im bliżej wiosny, tym płomień uczucia do PiS jął gorzeć mocniej. Zwłaszcza, że od 1 kwietnia miały ruszyć wypłaty 500 plus. Będące w oczach wyborcy PiS świadectwem szczerości uczuć partii dla jej miłośników. Miłość elektoratu uzyskała w marcu stan 38 proc. wg TNS. Ale nawet niemiły dla władzy IBRiS, z początkiem maja odnotował 33 proc. poziom uczucia.
A potem uczucie do PiS tylko rosło. Im bardziej media rozpisywały się o Misiewiczu, im więcej osób o jego kwalifikacjach wynajdywano na stołkach władz państwowych firm, im wyraźniej pokazywały telewizje jak doszło do złamania zasad demokracji sejmowej poprzez zamknięcie się PiS na głosowaniach w Sali Kolumnowej. A nawet gdy cała Polska stała jak wryta przy masowym wyrębie drzew spowodowanym przez prawo Szyszki, to elektorat kochał PiS coraz bardziej. I to tak, że w okolicach Walentynek 2 lata temu miłość ta osiągnęła, wedle IBRiS, 39 proc.
Chwilę potem doszło do czegoś, co miłującym bardziej Unię Europejską niż PiS pospólstwem powinno wstrząsnąć. Polska wystawiła przeciwko Tuskowi Sayusza-Wolskiego i przegrała głosowanie 27:1. Czyli uplasowała się na szybkiej ścieżce do polexitu. Zdawać by się mogło, że to wymarzona chwila dla pozostałych partii umizgujących się do pisolubnych wyborców. Ale stałość w uczuciu elektoratu Kaczyńskiego była wzorcowa i wyniosła zdaniem IBRiS 29 proc. Tylko po to, żeby w miesiąc później poszybować na 35 proc.
Gdy umiłowaną przez wyborców PiS Beatę Szydło zastąpił bankier. Gdy publika dowiedziała się, że wielodziesięciotysięczne bonusy ministrom „się należały”, gdy po ustawie o IPN Stany Zjednoczone przestawały nas lubić, a Komisja Europejska wytoczyła przeciwko łamaniu praworządności w Polsce artykuł 7, to miast spadać – zgodnie ze słowami szlagieru Ordonówny wybaczające wszystko – uczucie pisowskiego wyborcy rosło. Wyrażając się na początku 2018 roku wskaźnikiem ok. 40 proc.
Próba pogonieniae sędzi Gersdorf i jej podeszłych w wieku kolegów oraz wybranie do KRS krewnych i znajomych Ziobry, zajmowało latem uwagę mediów w równym stopniu jak pokazywanie demonstracji. Na nic się to zdało. Duda podpisał rozwalające Sąd Najwyższy ustawy. Miłośnicy PiS widać mieli wtedy tyleż wakacje, co wyjebane na sędziowskie dyrdymały. Sierpniowy wskaźnik miłości wyniósł więc w sierpniu 38 proc.
Potem była weryfikacja sondażowych deklaracji poprzedzona opowieściami o tym, że z Unii dostaliśmy szmal tylko na chodniki i enuncjacjami o wyimaginowanej wspólnocie. W efekcie zauroczenie wyborcy PiS okazało się być na poziomie niemal 35 proc. co udowodnił on w wyborach do sejmików wojewódzkich.
Ale test na stałość miłości elektoratu trwa już od miesięcy. 40 milionów łapówki od Czarneckiego, krociowe apanaże pań z zaplecza prezesa Glapińskiego, pisowska „mowa nienawiści” i brak nadzoru nad Stefanem W. jako przyczyny zabójstwa Adamowicza. No i jeszcze zapuszkowanie Bartłomieja M. I „taśmy Kaczyńskiego” pokazujące, że oprócz siedzenia i wymyślania strategii, ma też wiedzę i przymioty biznesmena, a oprócz tego ma banki, mogące na jego życzenie udzielać miliardowych pożyczek. Banaś i jego kamienice. Wybory znów zrweryfikowały uczucie suwerena dla PiS nader pozytywnie. Teraz elektor dostał na dokładkę rodzinę Szumowskich, łamanie konstytucji, nieudolność w walce z epidemią i wywalone w kosmos 70 mln Sasina. Ludziom małej wiary zdać by się mogło, że taki zestaw jest w stanie schłodzić najgłębsze nawet uczucie. Tymczasem miłość wyborców do PiS – mimo tego lub dzięki temu – kwitnie. Do Andrzeja Dudy, wbrew temu co stara się wmówić TVN również.
Psychologowie społeczni nic z tego nie rozumieją, bo ich zdaniem tzw. „efekt 500 plus” tego zjawiska też nie tłumaczy. I odsyłają pytających o te kwestie do nieistniejącej jeszcze grupy – psychiatrów społecznych.
Niesłusznie. Zachowania wyborców PiS tłumaczy tylko to, że szczerze kochają. Wszak miłość jest zbudowana na wyobrażeniach, wspomnieniach, przeżywaniu każdego kochającego. A każdy psychiatra powie, że przy głębokim uczuciu, prawda obiektywna jest mniej ważna niż wyobrażenia.
Dlatego pora przestać zadawać sobie pytanie co musi się wydarzyć, żeby sondaże zaczęły PiS spadać. W końcu psychiatria i psychologia uznają, że obiekt miłości jedynie może dawać powody, które pobudzają emocje – ale cały proces zakochania odbywa się w obrębie zakochanego. Tyle, że do pewnego momentu. Potem uczucie mija samo. Tak nagle, jak przyszło.