16 listopada 2024
trybunna-logo

Lucyna Smolińska-Sroka (1932-2020)

Wybitna dokumentalistka i reżyserka telewizyjna zmarła 25 lipca w wieku 87 lat. Poniżej nigdy nie publikowana wersja wywiadu, przeprowadzonego z nią kilka lat temu przez Krzysztofa Lubczyńskiego.

Była Pani, nie tylko w telewizji, prekursorką gatunku, który zwykło się określać jako fabularyzowany dokument historyczny. Skąd u Pani to szczególne zainteresowanie historią?
Korzenie tych zainteresowań są w dzieciństwie. Byłam dzieckiem bardzo chłonnym, wrażliwym, o rozbudowanej wyobraźni. W domach, w których się wychowywałam, o historii bardzo dużo mówiono. Mówię: domach, bo chodzi nie tylko o dom rodzicielski, ale także domy rozmaitych kuzynów, wujków, ciotek. Jedna z nich, Krasińska, pochodząca z rodu wielkiego poety Zygmunta, podsuwała mi do czytania książki historyczne. Wszystko to bardzo przemawiało do mojej wyobraźni. W czasie Powstania Warszawskiego znalazłam się w stolicy i przeżyłam, jako czternastoletnia dziewczynka, straszne dni przy ulicy Pańskiej. To, co się we mnie nagromadziło, znalazło później wyraz w pracy reżysera telewizyjnego, dokumentalisty.
Początkowo nic jednak nie wskazywało na to, że zajmie się Pani robieniem filmów w telewizji, bo wybrała Pani studia medyczne…
Tak, ale ukończyłam tylko trzy lata. Doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Ukończyłam więc studia dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. W telewizji zaczęłam w niej pracować w 1961 roku, tuż po ukończeniu studiów. Początkowo bez specjalnego przydziału. Uczyłam się rzemiosła, podpatrywałam doświadczonych realizatorów, szczególnie Ignacego Waniewicza, który był moim mistrzem. W pewnym momencie zrobił mnie nawet swoją nieformalną asystentką. To on skierował moją uwagę na redakcję Szkolną i Historyczną TVP. Było to dla mnie idealne zajęcie, bo popularyzacja wiedzy historycznej była moim konikiem. Tak bardzo się w to zaangażowałam, że w 1968 roku, na cztery lata, zostałam kierowniczką tej redakcji w Naczelnej Redakcji Oświatowej. Szczególnie pasjonowały mnie biografie wybitnych postaci. Zrealizowałam m.in. filmy dokumentalne o Polakach na obczyźnie, Erneście Malinowskim („wspinające się pociągi Andów”) czy „Don Ignacio Domeyko”. Także o Tytusie Chałubińskim, o Stefanie Starzyńskim Gabrielu Narutowiczu i wiele innych. W 1972 roku powołano mnie do udziału w wielkim logistycznym przedsięwzięciu – tworzeniu Programu Drugiego TVP. To był wielki moment, historyczny, przełomowy. Przypomnę, że do 1972 roku był tylko jeden program telewizji. Dopiero po powstaniu Dwójki zaczęto nazywać go Jedynką. Mnie powierzono Redakcję Ogólną, miałam pieczę nad całością programu. Jednak nie praca administracyjna najbardziej mi odpowiadała, lecz robienie filmów.
Jak to się stało, że zaczęła Pani robić dokumenty fabularyzowane?
W pewnym momencie poczułam, że formuła typowego filmu dokumentalnego jakoś mi się wyczerpała. Zaczęłam powtarzać te same formuły. Każdy dokument, nawet najlepszy, ma to do siebie, że jest trochę oschły. Z drugiej strony, fabularne filmy historyczne są w przeważającym stopniu kreacją, fikcją, owocem wyobraźni. Wydało mi się, że do prezentacji historii trzeba czegoś nowego. Zaczęłam realizować filmy, które były wierną rekonstrukcją wydarzeń historycznych, a role postaci mniej czy bardzie znanych, grali aktorzy. Udawało mi się angażować wybitnych aktorów, nawet do ról epizodycznych. Początkowo robiłam filmy o postaciach cywilnych, uczonych, wynalazców, podróżników. Po pewnym czasie zaczęło mnie jednak ciągnąć w stronę historii militarnej i stąd cykl „Wielkie bitwy”. Zaczęłam od „Samosierry1808”, poprzez „Racławice 1794”, aż po „Na probostwie w Wyszkowie 1920”, poświęcony konsekwencjom Bitwy Warszawskiej.
Nie traciła też Pani z pola widzenia tematyki kulturalnej, artystycznej…
Tak. Zrobiłam np. film „Mira” o Zimińskiej-Sygietyńskiej, współzałożycielce zespołu „Mazowsze”, o artystach Tatr i Podhala, o pomnikach Warszawy.
Dokument fabularyzowany to bardzo pracochłonna forma?
Ogromnie. Każda minuta takiego filmu, to całe dnie żmudnej pracy. Mimo to i mimo przejścia dość dawno na emeryturę, pracowałam do stosunkowo niedawna. W 2005 roku zrobiłam swój ostatni film, „Muzyczka mi grała” o twórcy zespołu „Mazowsze”, Tadeuszu Sygietyńskim. Miałam dziesiątki pomysłów i gotowe scenariusze, ale dziś to nierealne. Już nie ten wiek, nie to zdrowie i nie te siły.
Dziękuję za rozmowę.

Lucyna Smolińska-Sroka – ur. 24 grudnia 1932 roku w Mławie. Jedna z najwybitniejszych reżyserek dokumentalistek TVP. Zrealizowała, głównie na podstawie własnych scenariuszy, ponad 100 filmów. Prekursorka gatunku dokument fabularyzowany. Zrealizowała szereg TELEWIZYJNYCH cykli dokumentalnych, m.in. „Wielcy znani i nieznani”, „Wielkie polemiki”, „Podróże literackie”, „Rody góralskie”, „Skarbiec”. Laureatka pięciu Złotych Ekranów. Zmarła 25 lipca 2020 w Warszawie.

Poprzedni

Wspólne rocznice

Następny

Pamiętnik jest pamiątką

Zostaw komentarz