17 listopada 2024
trybunna-logo

Kulisy narodzin współczesności

Trwają przygotowania do kolejnej rocznicy I Zjazdu „Solidarności”. To już 41 lat. Jego uczestników jest coraz mniej. Aktywnych zupełnie mało. Trzeba by przyjąć, że dziś, statystycznie, to panie i panowie raczej po siedemdziesiątce. Więc pamięć już być może nie taka, fakty jakoś same się przeinaczają…

Zwłaszcza te, o których nikt nie przypomina, bo jakoby są nieistotne przy historycznym znaczeniu Zjazdu. Historia w ogóle zajmuje się tylko „wielkimi” sprawami, tchnie powagą i namaszczeniem, pomijając, nie wiedzieć dlaczego, kulisy, wydarzenia towarzyszące, które, tak twierdzę, mają znaczenie może wcale nie mniej istotne, od tych monumentalnych decyzji i ich skutków. Zresztą na decyzje podstawowe wpływa szereg przyczyn drobnych wręcz. Jeśli kogoś bardzo boli ząb to nie myśli jasno i trzeźwo o wielkiej polityce, ale o tym, jak ów ból uśmierzyć. Jeśli kogoś zdradził akurat współmałżonek to wielki decydent myśli o rewanżu lub swoim losie, a nie o dobrobycie narodu; na przykład. A może trzeba komuś dowalić mocno, ale nieoficjalnie, nawet kosztem realizacji idei? I tak dalej i tak dalej. Przysłowiowy nos Kleopatry, kompleks niskiego wzrostu Napoleona, (i może nie tylko Napoleona?), urażone ambicje tego i owego mają swoje niebagatelne znaczenie dla podejmowanych decyzji i działań. Z tego wniosek, że owe imponderabilia wpływają również na wielkie sprawy i poczynania, czyli oddziałują na nie. Tworzą tło. Stwarzają koloryt. Decydują o atmosferze.

I teraz właśnie o nich, jako uczestnik I Zjazdu, począwszy od mszy inauguracyjnej celebrowanej przez kardynała Glempa, aż do bardzo dziwnego, zagadkowego wręcz zakończenia przez L. Wałęsę.

A więc (można zacząć od „a więc’” ) najpierw otoczenie gdańskiej hali Oliwii, w której przebiegał Zjazd. „Poinformowanie członków związku o obradach i wynikach I tury Zjazdu jest złe, jeśli nie wręcz fatalne” pisała zjazdowa gazeta ”Głos Wolny” nr 14 z 28 września 1981 r. Za to, w jej miejsce tryumfowała propaganda. Na dwu poziomach na zewnątrz hali handlowano wszelkiej maści materiałami agitacyjnymi. Najprzeróżniejsze solidarnościowe biuletyny, tygodniki, ulotki, książki, znaczki, plakaty. W większości tanio i dużo. Zawrotną natomiast na owe czasy cenę 300 zł osiągnął miesięcznik MKR Solidarność z Rzeszowa zatytułowany „W ryj”. Nie w mordę (wiadomo kogo), nie w pysk, ale po prostu w ryj. Na stronie tytułowej czołgi, pożary, uciekający ludzie. Było wiele plakatów. Na nich paskudne i mocno agresywne karykatury ówczesnych przywódców, wezwania do strajków, stylizowane na piszczele kościotrupa rysunki z napisem „rezultaty IX Zjazdu PZPR”. Materiały propagandowe sprzedawano również bezpośrednio z samochodów. Wytworzyła się osobliwa moda na znaczki. Noszono je w klapach marynarek, na kapeluszach, na rękawach. Całe kolekcje. W znaczku symbolizującym Zjazd niektórzy dopatrywali się ukrytej gwiazdy Syjonu. Żartowano, że jest nawet znaczek Matki Boskiej z Wałęsą w klapie. Sama matka Boska Częstochowska też była przedmiotem handlu.

Po interwencji zniesmaczonych delegatów bazarek nieco uporządkowano. Wyższy poziom zarezerwowano dla poważniejszych wydawnictw typu „Nowa”, programów partyjnych, np. KPN, dla książki Who ist who, opracowań o Katyniu itp. Wspomniana już gazeta zjazdowa informowała: „Kwitnie swobodne życie bazarowe. Nabrałby się jednak ten, kto by sądził, że na tej giełdzie nie ma surowych reguł. Tak naprawdę tylko ci, którzy są „w układzie” mogą tu sprzedawać. Układem zaś zarządza Biuro Organizacyjne Zjazdu”.

Kuluary Zjazdu prezentowały się poważniej. Nazywano je nieoficjalnie księstwem Kuronia. Ten zresztą przyznał się w swojej książce „Gwiezdny czas”, że głównie pracował w kuluarach” (str. 229). Rozchełstany, zgrzany, ciągle z papierosem w ręku, otoczony wianuszkiem delegatów pracował. Nieraz ostro. Np. w sprawie umieszczenia w Statucie NSZZ kwestii o kierowniczej roli partii. Był za. Podobnie jak i Karol Modzelewski, co nie wszystkim się podobało. Leciały pod jego adresem ostre inwektywy i wulgaryzmy. Nie przebierali też w zachowaniu i prezentowaniu postaw zwolennicy Gwiazdy, jako przyszłego przewodniczącego związku. Obiecywali, że każdemu, kto będzie przeciw „paluszki poucinamy, rączki połamiemy”. W końcu Wałęsa zagroził, że napisze list do Prezydium Zjazdu z prośbą o odczytanie go. W ogóle w kulisach trwała permanentna walka wyborcza kandydatów na stanowisko szefa naczelnego „Solidarności” Już w trzecim dniu Zjazdu K. Modzelewski, jeden z najinteligentniejszych jego uczestników (w moim mniemaniu) stwierdził, że Zjazd przebiega w warunkach nienormalnych i nie ma potrzeby udowadniania, że poza salą nic się nie dzieje. Jego stwierdzenie nigdzie nie zostało umieszczone. Zaś Wałęsa trzy dni później zabrał dwukrotnie głos (raz poza kolejnością, z sali), na tenże temat perorując: „Jak można dopuszczać do pajacowania…podpuszczają nas. Zauważcie kto podpuszcza, bo ja to ujawnię, jak przyjdzie czas. Nie wykończyła mnie władza, UB, areszty, ale wy mnie państwo wykończycie”.

Atmosfera kuluarowa to były nieustające sprzeczki, skakanie sobie do gardeł nieomalże, obnażanie sympatii i antypatii. Można się było dowiedzieć, że Wałęsa to przede wszystkim bezpardonowy, oschły człowiek. Kuroń – to ch… który zniszczył ZHP i nigdy nie pracował, zaś dziennikarze to w większości agenci obcych wywiadów (co było bardzo bliskie prawdy). Tylko skąd o tym ostatnim fakcie wiedzieli?

Nie obywało się także bez humorystycznych sytuacji. Oto pewnego dnia do loży z napisem „Delegacja rządowa” przyszedł J. Kuroń i oparł się o ów napis. Sala natychmiast to zauważyła i rechocząc (przepraszam za wyrażenie) stwierdziła: No, Kuroń już w loży rządowej.

Goście Zjazdu również wpływali na tworzenie ‘odpowiedniej’ atmosfery. Nie mało zamieszania wzbudzała swoją obecnością A. Walentynowicz, która nie była delegatem, lecz gościem zaproszonym, ale dużo opowiadała o swoich pobytach zagranicznych, znajomościach na najwyższych szczeblach, rozmowach z wielkimi politykami. Zapewne nie wszyscy wiedzieli, że Walentynowicz była usunięta z władz gdańskiego regionu „S” za szkodliwe i niewłaściwe reprezentowanie go za granicą.

Wielu delegatów pytało – kto finansował owe wojaże? Występowała jednoznacznie przeciwko kandydaturze L. Wałęsy na przewodniczącego Związku.

Duże wrażenie i zamieszanie zrobił występ znanego ekonomisty prof. E. Lipińskiego, który ogłosił z trybuny Zjazdu likwidację KOR, kontynuację jego dzieła przez „S” i złożył mu podziękowanie. Postanowiono podjąć w tej sprawie uchwałę. Nie przeszła. Wybitny członek KOR, J.J. Lipski po usłyszeniu rezultatów głosowania dostał zawału i został odwieziony do szpitala. Po kilku dniach sprawę wznowiono. Tym razem z dodatnim rezultatem.

Zaproszonej delegacji rządowej dwukrotnie zakładano w loży podsłuch. Raz była to kamera filmowa, która przez cały czas nic nie nakręcała, co wzbudziło podejrzenie członka tejże, Jacka R. , który ją rozmontował. Po zmianie pilnujących delegację, co miało być niejako reakcją na złożoną skargę, pojawił się aparat fotograficzny, którym nikt z nowej obstawy nie zrobił ani jednego zdjęcia. Ale jego przeznaczenie było już oczywiste, a trzyosobowa delegacja rządowa czasem, jakoby niechcący, mówiła do aparatu to, co chciała, aby usłyszano.

Wszystko, o czym napisałem to fakty, których doświadczyłem, co znaczy, że je widziałem lub słyszałem. Jak np. celowe nieobecności całych delegacji regionalnych przy rozpatrywaniu pewnych kwestii lub ostentacyjny brak braw, podczas kiedy prawie cała hala wiwatowała. Kuluary żyły również pogłoskami, plotkami, rozmówkami, nieoficjalnymi informacjami. Na przykład rozpatrywano dziwne długie nieobecności Lecha Wałęsy, strajk(?) drukarzy pracujących dla Zjazdu zakończony przemocą fizyczną. Osobną i niezweryfikowaną przeze mnie informacją była pogłoska o stoczniowcach, którzy wybierali się do hali Oliwii, aby „przypomnieć” delegatom we właściwy sobie sposób, po co tu przyjechali. Ponoć sprawę zażegnał Wałęsa. W każdym razie niespodziewanie, i ku ogólnemu zdziwieniu, oznajmił delegatom, że Zjazd uważa za zakończony, ponieważ …halę trzeba przygotować na rozgrywki hokejowe. Była pierwsza połowa października 1981 roku. Rozgrywki hokejowe zaczynają się zimą.

Poprzedni

Niemieckie pieniądze lepsze

Następny

Patrzcie na Halinę Kiepską