16 listopada 2024
trybunna-logo

Kto tam znów rusza prawą?

Czy w Polsce istnieje coś takiego jak „powieść polityczna”? A jeśli jej nie ma, to czemu tak się dzieje? Książka pod redakcją Rafała Łatki i Macieja Urbanowskiego „Literatura i polityka po 1989 r” nie daje na to jednoznacznej odpowiedzi, ale daje ogólny przegląd polskiej literatury ukazującej się w okresie ostatniego ćwierćwiecza po prawej stronie sceny politycznej. Bo – o dziwo – autorów tego przeglądu zajmuje wyłącznie twórczość prawicowców.

 

Nie tylko dlatego, że znalazłem się w indeksie nazwisk tuż przed Ludwikiem Napoleonem Bonaparte i Luksemburg Różą, pozostawiając prześcigniętymi w polu Manna Tomasza, Mazowieckiego Tadeusza, a nawet Michnika Adama i samego Mickiewicza Adama – co wpędziło mnie w niewyobrażalną wprost zarozumiałość – zainteresowałem się zbiorem szkiców „Literatura i polityka po 1989 roku” pod redakcją Rafała Łatki i Macieja Urbanowskiego. Zainteresowałem się nią przede wszystkim dlatego, że tytuł zbioru sugeruje, iż może chodzić o powieść polityczną, jeden z moich ulubionych gatunków literackich.

Nieco się zawiodłem, bo poza wyjątkami (proza Bronisława Wildsteina i Rafała A Ziemkiewicza) i odniesieniem do powieści politycznej Czesława Milosza, czyli „Zdobycia władzy”, zbiór ten w ogólności o powieści politycznej nie traktuje. Co prawda w pierwszym zdaniu wstępu, redaktorzy zbioru napisali: „Związki literatury z polityką w polskiej historii były często niezwykle bliskie, można nawet mówić o „polityczności” wielu ważnych dzieł literackich”, ale w końcu można to powiedzieć nie tylko o literaturze polskiej.

Czyż tego samego nie można powiedzieć choćby o literaturze francuskiej czy niemieckiej? O kraju „Kolacji w Beaucaire” pióra skromnego kapitana Napoleona Bonaparte, kraju „Roku 93” Wiktora Hugo, „J’accuse” Emila Zoli, prozy Jean-Paul Sartre’a i Simone de Beauvoir („Mandaryni”, „Drogi wolności”), Alberta Camus („Kaligula”), Rogera Martina du Gard („Les Thibault”, „Jean Barois”) czy Louis Aragona (cykl Świat rzeczywisty” czy „Upadek Paryża”). A o kraju Bertolta Brechta, Heinricha Bölla, Martina Walsera, Sigfrieda Lenza? A o kraju Maxa Frischa i Friedricha Dürrenmatta?

Nie popadajmy w samodurstwo mesjanistyczne i w tej dziedzinie. Co nie przekreśla oczywiście faktu „polityczności” pewnych, bardzo skądinąd interesujących obszarów polskiej literatury. Już jednak ciąg nazwisk, które autorzy wymieniają we wspomnianym wstępie może budzić wątpliwości. Bo Zbigniew Herbert? Poeta bez wątpienia wielki, ale czy polityczny? To raczej moralista i to wysoki moralista, za wysoki jak na moje skromne gusta i potrzeby. Oczywiście, polityki, a może raczej metapolityki dotyka, ale wniosków politycznych z niej nie wyciąga. Raczej moralistyczne i eschatologiczne. Pan Cogito z całą pewnością politykiem nie jest. Kto bierze w łeb od polityki, ten niekoniecznie jest politykiem. Podobnie Gustaw Herling-Grudziński, eseista przede wszystkim, ale w wysokim diapazonie moralistycznym bliski Herbertowi, ale czy to pisarz polityczny? Nawet w „Upiorach rewolucji”? „Inny świat” to krzyk przeciw integralnemu totalitaryzmowi, przeciw „nieludzkiej ziemi”, przeciw temu co zrobił Stalin, ale nie opowieść polityczna. A Marek Nowakowski? Zjadliwy i malowniczy krytyk brzydoty realnego socjalizmu i uwikłań personalnych weń, ale nie pisarz polityczny, lecz też raczej moralista choć w ubraniu „małego realizmu”. A Jarosław Marek Rymkiewicz? Już bardziej, zwłaszcza ze swoim „Wieszaniem” czy z wierszem „Do Jarosława Kaczyńskiego”, ale to też raczej namiętny ideolog niż pisarz polityczny. I tylko Bronisław Wildstein i Rafał Ziemkiewicz jawią się tu jako autorzy prozy politycznej. Przy czym – to moje indywidualne zdanie – tego pierwszego uważam za prozaika znacznie większego formatu, co nie znaczy że bardzo wybitnego. Padają jeszcze nazwiska poety Wojciecha Wencla i Olgi Tokarczuk, ale żadnemu z nich nie poświęcono w zbiorze szkicu.

I słusznie, z tego punktu widzenia. Wojciech Wencel, to poeta o ambicjach „wieszczych” – zdecydowanie na wyrost, choć lichym poetą z warsztatowego punktu widzenia nie jest – w nurcie poezji konserwatywnej. Olga Tokarczuk do powieści politycznej tu i ówdzie fragmentami się zbliża („Księgi Jakubowe”, „Prowadź swój pług przez kości umarłych”), ale to też raczej moralistka, tyle że ze strony antagonistycznie przeciwnej niż ta, którą reprezentują Rymkiewicz, Wildstein czy Ziemkiewicz.

W dwóch wstępnych rozdziałach Maciej Urbanowski i Bogdan Szlachta, w trybie ogólnym nakreślają różnorakie związki literatury i polityki po 1989 roku i związane z nimi konotacje, n.p. poprzez krytykę głoszenia niebezpieczeństwa nacjonalizmu, które to określenie ujęte jest w cudzysłów, dziedzictwa „postkomunizmu”, a potem już poszczególni autorzy szkiców zajmują się już to Miłoszem (Marek Kornat), jako – de facto – jednym z duchowych ojców założycieli III RP, z jego integralną niechęcią do nacjonalizmu, katolicyzmu i państwa narodowo-katolickiego oraz rzekomo relatywnym stosunkiem do stalinizmu i sowietyzmu.

Rafał Łatka zajął się „romantycznym” Herlingiem-Grudzińskim, innym namiętnym krytykiem III RP, tyle że z odmiennych niż Miłosz pozycji, bo lękającym się raczej dziedzictwa „postkomunizmu”, a do tego osobistym wrogiem Aleksandra Kwaśniewskiego i „obłapiającego się z nim” Michnika oraz SLD. „Cnotą w twórczości Zbigniewa Herberta” zajął się w swoim szkicu Tomasz Garbol i ten tytuł mówi sam za siebie, a jego skrajną ideologicznie, bardzo wojowniczą publicystyką – Mirosław Szumiło. Z kolei Dariusz Nowacki pokazał Marka Nowakowskiego jako radykalnego krytyka modelu kapitalizmu zainstalowanego nad Wisłą po 1989 roku, który przemienił Polskę „w jeden wielki bazar” i krwawą strzelnicę gangsterów („Strzały w motelu „George”), herolda Polski duchowej, romantycznej, prostolinijnej, szczerej, szanującej artystów, choćby i nadużywała wódki.

Andrzej Nowak zamyślił się nad Jaroslawem Markiem Rymkiewiczem, pisarzem rzeczywiście wspaniałym, heroldem polskości buntowniczej, anarchicznej, heroicznej, patetycznej, mesjanistycznej, utopijnej w swej samoistności, wrogiem zawierania przez nią kompromisów z rzeczywistością niską i „rozpuszczania” jej powagi oraz dostojeństwa w rechocie i szyderze rodem z „eurokabaretu”, heroldem chwały ofiar katastrofy smoleńskiej i „robotników polskości”, piszącym na pohybel ohydnej III RP. Marzena Woźniak-Łabieniec kontynuuje rozważania o polityczności twórczości Rymkiewicza, tyle że w odróżnieniu od profesora Nowaka nieco bardziej ten temat obiektywizuje. Jako moralistę „z Polską w tle” stara się przedstawić Bronisława Wildsteina Michał Podolak, aczkolwiek co do mnie, to choć moralizatorski ton autora „Doliny nicości” czy „Ukrytego” mnie odrobinę drażnił, to jednak widzę w jego powieściach politycznych „z kluczem” naprawdę niezłego pisarza politycznego, potrafiącego w przerwach w moralizowaniu, bardzo interesująco analizować mechanizmy sceny politycznej i medialnej III RP. Dorota Heck dopełni obraz Wildsteina jako pisarza filozofującego, antygnostyka, „popperowskiego indeterministę” i jeszcze kilkukrotnego w jej ujęciu „istę”, wroga nihilizmu, radykalnego indywidualizmu, konsumpcjonizmu i materializmu.
Dorota Heck jest także autorką ostatniego szkicu w zbiorze. Analizuje prozę polityczną Rafała A. Ziemkiewicza, wroga III RP nie mniej namiętnego niż Wildstein, ale jednocześnie krytyka polskości, choć z pozycji radykalnie endeckich („Polactwo”), demaskatora „michnikowszczyzny”, poprzez swój dosadny język korespondującego dobrze z językiem ulicy, będącego kimś w rodzaju (określenie moje) bardziej popularnym „Wildsteinem dla ubogich”. Reasumując – omówiony zbiór szkiców i studiów niespecjalnie trafia w intencje wyznaczone tytułem, ale celnie syntetyzuje szlaki „prawej” literatury, w kontekście poglądów niektórych przeciwników tej strony politycznej, sceny, a może raczej barykady.

 

„Literatura i polityka po 1989 roku”, pod. red. Rafała Łatki i Macieja Urbanowskiego, wyd. Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2017, str. 275, ISBN 978-83-64753-89-3.

Poprzedni

Angielski sen (3)

Następny

To była naprawdę dobra telewizja

Zostaw komentarz