Często mówimy, że to, co robi PiS – to szaleństwo, że Jarosław Kaczyński postępuje nieracjonalnie, lub że to, co mówi jest jakimś wariactwem.
To w dzisiejszych czasach normalna forma oceny przeciwnika politycznego. Przyzwyczailiśmy się do używania i nadużywania określeń, w których nasz adwersarz jest wariatem w naszych oczach. Uodporniliśmy się i znieczuliliśmy, gubiąc prawdziwe znaczenie wypowiadanych słów. Takich słów jak szaleństwo, obłęd, niepoczytalność czy głupota.
Spróbujmy na chwilę przywrócić słowom ich znaczenie i serio zastanowić się nad studium szaleństwa
Coś dziwnego dzieje się z Kaczyńskim. Oczywista reakcja na takie słowa, to stwierdzenie, że to żadna nowość, że wiadomo to od dawna, ale w tym ćwiczeniu trzymamy się prawdziwych znaczeń słow.
Kaczyński – mimo powszechnego odbioru – nie jest stary. Przypomnijmy sobie ostry umysł profesora Bartoszewskiego, popatrzmy na równolatków: profesora Balcerowicza( 69), profesora Rzeplińskiego (66) albo posłuchajmy, jakim umysłem dysponuje Kolega Kierownik Jacek Fedorowicz(78). Dzisiaj 68 lat, to wiek do normalnego funkcjonowania i polityka i człowieka. W wieku 68 lat ludzie skaczą ze spadochronem, biegają maratony, biorą drugie albo trzecie śluby lub stają u steru państw i instytucji.
Kaczyński wygląda i zachowuje się jak starzec. Porusza się wolno, nie ma w nim energii ani dynamiki, ma wyraźną nadwagę, potwornie zaniedbane zęby, nieupilnowany zakłada za duże rzeczy, stare znoszone buty z rozwiązanymi sznurówkami. Jego twarz, poza chwilami schadenfreude, jest zmęczona, szara, bez życia. Wszystko to byłoby naturalne u samotnego człowieka starszego o 15–20 lat, a nie u mężczyzny w sile wieku. To nie wiek na demencję i starość, chyba, że mamy do czynienia z procesem chorobowym.
Zostawmy wygląd. W zasadzie nie ma przemówienia, żeby Kaczyński czegoś nie pomylił, przekręcił lub powiedział kompletnie odwracając znaczenia. Nie damy sobie wmówić, że białe jest białe, a to trzeba głosować na Platformę, nasze rządy będą przeciwieństwem rządów prawa, Bretix i tysiące innych zaplątań myśli i języka
Ostatnie działania pokazują wręcz Learowskie szaleństwo, które posłuszni kretyni wdrażają siłą w życie. Ta wojna ze wszystkimi, te opowieści o kolejnych i kolejnych pomnikach, ta żądza mordu w odwecie za prawdziwe i urojone krzywdy, te brednie o winie Tuska, które są już tylko śmieszne.
Ostatnio mamy całą serię megalomańskich stwierdzeń o udziale w historycznych wydarzeniach. Można by uznać to za przejaw manii wielkości i leczenie kompleksów wynikających z przeżycia swojego życia w sposób, którego się żałuje. Ale to nie tłumaczy całkowitego oderwania od rzeczywistości i utraty poczucia śmieszności. Internet, który jest niezwykle czuły i bezlitosny, zareagował falą memów i żartów na temat dokonań Kaczyńskiego. To pokazuje jak bardzo granice śmieszności zostały przekroczone.
Osobną kwestią jest sposób traktowania ludzi podległych mu – zarówno formalnie jak i nieformalnie. Część tego dociera do nas w formie przecieków, część widać gołym okiem. Całość buduje przerażający obraz nieobliczalnego władcy marionetek, przyjmującego (lub nie) na audiencji premiera i prezydenta, człowieka, który publicznie poniża i lekceważy głowę państwa w sposób, w jaki toksyczni rodzice traktują swoje dzieci.
To wszystko buduje obraz formacji rządzonej przez szalonego Króla. Dwór drży, chowa się po kątach i wróży z fusów po kawie, w jakim nastroju pan i władca pojawi się dziś i kto będzie uszczęśliwiony uściskiem dłoni, a kto upokorzony i przeczołgany.
Mówi się, że przegrywać trzeba umieć, ale to banał. Przegrany schodzi do narożnika, płacze albo stroi fochy, tyle, że nikogo to nie obchodzi. Dużo ważniejsze jest umieć wygrywać.
Kaczyński nie umie. Zaczynając od arogancji i pogardy dla przeciwników, a kończąc na nieustającej żądzy rewanżu za lata upokorzeń i wyimaginowany mord na swoim bracie. Zwróćmy uwagę, że on nie wygrał. On nadal walczy, nadal musi Polskę odzyskać, nadal musi przywrócić i odkłamywać. Nie ma sukcesu, nie ma końca. Wojna musi trwać nadal. W ostateczności trzeba będzie znaleźć innych wrogów, inne legendy i inne krzywdy.
Warto zwrócić też uwagę na kwestie związane z dynamiką zmian. Kaczyńskiego mamy w polityce od dziesięcioleci. Przyzwyczailiśmy się, znieczuliliśmy. Ale tempo zmian w ostatnim czasie ma znacznie większą szybkość. Od wyborów do dziś Kaczyński zrobił tyle dziwnych rzeczy i powiedział tyle dziwnych słów, ile nie zdołał przez całą swoją karierę polityczną.
Obraz jest taki. Kaczyński się zmienia. Tempo zmian jest coraz gwałtowniejsze. Być może dla wiecznie przegranego człowieka prawdziwa wygrana okazała się nie do uniesienia. Zamiast spełnienia – rozpaczliwe poszukiwanie nowego, silniejszego przeciwnika, z którym można by przegrać. To tłumaczyłoby niszczenie własnych ludzi, wiernych aż do absurdu Prezydenta i premiera, otwieranie kolejnych frontów walki ze środowiskami wewnętrznymi i z całym cywilizowanym światem.
Tyle o szalonym władcy. Teraz o jego otoczeniu
Czy jest granica do przekroczenia, za którą nastąpi wybuch, czy ktoś z PiS-u potrafi powiedzieć stop? I co potem?
Kapitanoza. Zjawisko odkryte przez komisje Federalnego Zarządu Lotnictwa USA, które zbadało, że wielokrotnie przyczyną wypadków były ewidentne błędy pilotów nieoprotestowane przez nikogo z załogi. Załoga uznawała, że skoro autorytet coś robi, to nie może się mylić.
Mamy w PiS chyba książkowy przykład kapitanozy. Poza miernymi, ale wiernymi żołnierzami, są w tej formacji młodzi wykształceni ludzie, którzy zapewne zupełnie dobrze orientują się i poruszają we współczesnym świecie. Rozróżniają dobro od zła, kłamstwo od prawdy i autorytet prawniczy od politycznego hochsztaplera po wieczorowej administracji w Wyższej Szkole Tego i Owego.
Patrzymy na twarze tych ludzi, którzy z błyskiem w oku i pewnością siebie plotą kompletne bzdury, nie przyjmują do wiadomości oczywistych prawd i wypierają z umysłu amerykańskie tłumaczenie tekstu Prezydenta Obamy na rzecz translacji dokonanej przez Kaczyńskiego. Ten zbiorowy obłęd, to wspomniane przez samego Kaczyńskiego indukowanie umysłowe.
Znamienne jest gwałtowne trzeźwienie i powrót do normalności po odseparowaniu się od otoczenia Kaczyńskiego. Przykładów jest wiele. Ostatni to profesor Staniszkis.
Czy jest zatem granica, czy Kaczyński zaprowadzi nas na skraj przepaści i każe skoczyć?
Niestety według mnie tak będzie. Kapitanoza została zbadana i nazwana po błędach pilotów zakończonych setkami ofiar śmiertelnych. Drugi pilot, nawigator, stewardesy często wiedzieli, że błąd jest śmiertelny a mimo to instynkt samozachowawczy był słabszy niż siła autorytetu. Gdy patrzy się na postępowanie na przykład Dudy – ma się dokładnie takie przemyślenia, prawda?
Kaczyński będzie więc coraz radykalniejszy w swych poczynaniach i żądaniach działań. Będzie również coraz bardziej okrutny i uzależniający swych poddanych.
Powiedziane zostało już niemal wszystko. Po słowach o opozycji moralnie zrównanej z gestapo, po komunistach i złodziejach, po łże-elitach, zarzutach zdrady narodowej, morderstwa i działań na rzecz obcych mocarstw, niewiele zostało do dodania słowami. A przekaz trzeba wciąż wzmacniać i wzmacniać. Szczuć trzeba mocniej i ostrzej.
Po słowach przyjdzie czas na czyny. Bo wojna nie może się skończyć. Gdy nie ma konfliktu i nienawiści wyznawcy mogą ostygnąć i zacząć myśleć. Staniemy więc na samej krawędzi przepaści. Może to będzie wieczór naszej Nocy Kryształowej, może nasz współczesny 12 grudnia, a może zamarzy się Kaczyńskiemu powtórzenie bohaterstwa Saakaszwilego ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Czy skoczymy tam wraz z Kaczyńskim?
Wiele zależy od naszych dzisiejszych przeciwników politycznych, od ludzi, których dziś nie rozumiemy, i z którymi nie możemy się zgodzić. Nasz los pośrednio leży w rękach posłów, działaczy i żołnierzy PiS. W tym, że się obudzą i opamiętają przed katastrofą, że jest granica, której nie przekroczą i pękną. Najpierw jedni, potem następni. Dlatego z ogromnym zainteresowaniem i nadzieją przywitałem inicjatywę Magdy Jethon napisania osobistego listu do ludzi związanych z dobrą zmianą w telewizji. Według mnie to doskonały pomysł i właściwa droga.
Trzeba do tych ludzi docierać i oficjalnie i osobiście. Oni muszą czuć się podmiotami dobrej zmiany, muszą czuć współodpowiedzialność za wszystko, co dobra zmiana niesie i wiedzieć, że kiedyś, gdy to się skończy, będą musieli patrzeć ludziom w oczy. List Magdy Jethon powinien być pierwszym z tysiąca. To najskuteczniejszy sposób na wyrwanie ludzi z indukowania umysłowego PIS.
Na koniec coś optymistycznego.
Przetrwaliśmy, jako Naród gorsze czasy i gorszych polityków, chociaż Kaczyński przejdzie do historii z całą pewnością, jako lider, w zestawieniu największych klęsk politycznych Polski. Przetrwamy i teraz. Gdy nadejdzie kres szaleństwa walka o schedę po Kaczyńskim będzie krótka i gwałtowna. Żadnych buldogów pod dywanem, żadnych niuansów. Kaczyński dzieli i rządzi. Trzyma równowagę i lojalność w swoim obozie poprzez równowagę nienawidzących się frakcji i polityków. Jeśli przetrwamy kres szaleństwa, niezależnie, czy tym końcem będzie kompletny obłęd czy własna lub wymuszona abdykacja, to obejrzymy proces rozpadu PiS, który będzie szybki, gwałtowny i widowiskowy.