23 listopada 2024
trybunna-logo

Kościół kontra Wolność. Raport z frontu

Fenomen pojawiania się w krótkich odstępach kolejnych książek poświęconych – określając to eufemistycznie – roli Kościoła katolickiego w Polsce i jego konfrontacji ze społeczeństwem, jest efektem  zasadniczej zmiany, jaka dokonała się w ciągu ostatnich trzech lat.

Niedawno na tych łamach omawiałem „Krucjatę polską” Agaty Diduszko-Zyglewskiej. Wcześniej ukazały się także książki o kościelnej pedofilii, o korupcji finansowej i zbrodniach seksualnych w Watykanie. Ukazało się też kilka książek Agnieszki Graff (m.in. „Świat bez kobiet”), poświęconych relacjom między płcią, kobiecością, prokreacją, narodem a kościołem, a dużo wcześniej „Milczenie owieczek. Rzecz o aborcji” Kazimiery Szczuki. Regularnie publikacje dotykające tych kwestii prezentuje Wydawnictwo Krytyki Politycznej.
„Żyjemy w kraju, gdzie państwem rządzi Kościół, a Kościół od dawna toczy gangrena. Podobno żyjemy w świeckim kraju, w którym panuje rozdział religii i państwa. Joanna Podgórska w swojej książce miażdżąco demaskuje to stwierdzenie i udowadnia, że Polska jest świecka tylko w teorii. W polskich szkołach jest siedem razy więcej lekcji religii niż historii czy chemii. Można sądownie zmusić dziecko do przyjęcia komunii. Z pieniędzy podatników, które miały być przeznaczone np. na walkę ze smogiem, sfinansowano budowę obiektów sakralnych. O aferach pedofilskich i ingerencji w politykę nawet już nie trzeba wspominać. Krzyż, który miał być symbolem miłosierdzia, już dawno spróchniał i nie ma nic wspólnego z istotą chrześcijaństwa. Stał się raczej złym widmem ucisku” – czytamy w nocie informacyjnej wydawnictwa.
Szybko, coraz szybciej
Joanna Podgórska – jak sama napisała we wstępie – „od 20 lat jako publicystka tygodnika „Polityka” śledzi zderzenie idei świeckiego państwa z Kościołem, który coraz bardziej desperacko walczy o swoje wpływy. Ta książka, to relacja z frontów tej walki”. Podgórska zwraca jednak uwagę, że podczas pisania książki, uzmysłowiła sobie dwa fakty. Po pierwsze, jak bardzo te fronty walki związane są ze sferą życia seksualnego. Po drugie, jak wielkie jest dziś tempo zmian („Coraz szybciej musiałam gonić za rzeczywistością”).
Rzeczywiście, co do pierwszej uwagi, to uderza, że Kościół prawie w ogóle lub w minimalnym stopniu nie zabiera głosu w odniesieniu do takich ważnych kwestiach społecznych jak alkoholizm, narkomania, korupcja, degradacja i prymitywizacja obyczajów oraz aspiracji społecznych, narastająca agresja itd., lecz rzeczywiście interesuje się głównie różnymi aspektami związany z płcią i prokreacją (aborcja, tzw. etyka seksualna, gender), a szczególnie drastyczna strefa nadużyć ze strony jego funkcjonariuszy zawiera się w słowie „pedofilia”. Co do zjawiska drugiego, czyli tempa zdarzeń wokół Kościoła kat, to istotnie, mniej więcej od roku 2016 (choć bardzo ważny był także rok 2010) uległo ono dynamicznemu przyspieszeniu. Od tego czasu do dziś, w ciągu tych niespełna czterech lat zdarzyło się więcej niż od 1989 roku, kiedy to dynamika zdarzeń była „żółwia”. I to mimo rozległego zjawiska, które wyrażało się w popularności takich pism jak „Nie” czy „Fakty i mity” oraz ich niewątpliwie formacyjnej roli.
„Myślę – napisała autorka we wstępie – że spokojnie można zaryzykować tezę, że Kościół katolicki, jaki w Polsce znamy, zaczyna zanikać. Nadal wydaje się potężny i wpływowy, ale pewnych procesów nie da się zatrzymać. Z jednej strony, jak pokazują kolejne badania opinii, polskie społeczeństwo coraz szybciej się sekularyzuje. Z drugiej, afery pedofilskie i reakcje na nie, rujnują autorytet Kościoła i odbierają mu prawo do moralnych pouczeń”.
Dodałbym do tego jeszcze jeden, trzeci aspekt, bunt młodego pokolenia kobiet i wsparcie go przez znaczącą część kobiet pokolenia średniego. „Czarny protest” z jesieni 2016 roku przybrał dynamikę, której niewiele było równych historii III RP. Dynamikę, której władza PiS, ale także prawicowi ultrasi się przestraszyli. Autorka zwróciła też uwagę na kontrast między pokoleniem młodych kobiet i młodych mężczyzn, których spora, zwłaszcza najgorzej wykształcona część zajęła na tym froncie walki miejsce agresywnych frustratów, wspierających najbardziej czarnosecinne, agresywne i wsteczne hasła, zasilając szeregi „narodowców” i kiboli.
„Część duchownych jest tego świadoma – kontynuuje Podgórska – rozumie nieuchronność zmian i próbuje się do nich przygotować. Część – niestety ta bardziej widoczna i głośniejsza – reaguje histerycznie. Brnie w zaprzeczenia, bije się cudze piersi, broni przez atak. Niepomna doświadczeń innych kościołów narodowych – z irlandzkim na czele – wierzy, że tą drogą da się coś osiągnąć. Wierzy, że Polska może pozostać odporna na wpływy świata. Wyspą, obmodloną, opasaną różańcem i zasiekami z biskupich pastorałów. Ten Kościół od pewnego czasu cierpi na syndrom oblężonej twierdzy”. Pokazując w kilku „obrazkach” obecny stan rzeczy w relacjach Kościół-Państwo, Podgórska zwraca uwagę, że do swojej obecnej pozycji Kościół doszedł stosując taktykę „salami”. „Odkrawał plasterek, odczekiwał aż opadnie wrzawa (protestów – przyp. KL) i upominał się o kolejny, kolejny i kolejny. I nigdy nie wycofywał się z raz zdobytych pozycji. Wydaje się, że ta technika właśnie przestaje działać”. A to z powodu coraz mocniejszego „wierzgania” społeczeństwa oraz dlatego, że Kościół „ma coraz większy problem sam ze sobą i z kontaktem z rzeczywistością”. Zakreśliwszy kontury mapy pola walki Podgórska przystąpiła do ukazania poszczególnych jego segmentów.
Katecheza czyli pyrrusowe zwycięstwo
W rozdziale „Neutralne, bo katolickie” przytacza szereg przypadków opresji, bezpośredniej, ale też pośredniej Kościoła, n.p. przez sądy, kiedy to dziecko rodziców mających przeciwstawne światopoglądy zostało zmuszone, wbrew swej woli do chodzenia na katechezę. W rozdziale „Katecheza” właśnie autorka opisała „klasyczny”, dość reprezentatywny przykład miejscowości Czernikowo pod Toruniem, gdzie miała (ma?) miejsce otwarta dyktatura księdza-proboszcza nad miejscową społecznością, dyktatura wyrażająca się w formach tak groteskowych, że godnych filmów Stanisława Barei, a jednak możliwa (także jako efekt lęku i konformizmu mieszkańców) w drugim dziesięcioleciu XXI wieku.
„Warszawa i Czernikowo to dwie skrajności. A jaka jest polska średnia?” – pyta autorka. Z obserwacji Podgórskiej wynika, że obrazowi średniej znacznie bliżej do Czernikowa niż do Warszawy. Przybliża nam autorka frazeologię katolicką, która dominuje w podręcznikach do religii, w programach szkolnych, frazeologię, od której cierpnie skóra, bo tak pełna jest nienawiści. Jednak nie tylko wyniki badań Pew Research Center, ale także Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wskazują, że polskie młode pokolenie ulega rekordowej w skali światowej laicyzacji. Za „bardzo ważną” uznało religię zaledwie 16 procent młodych ludzi. „Państwo spełniło niemal wszystkie oczekiwania Kościoła co do katechezy. Za chwilę może się jednak okazać, że w wojnie o religię w szkole odniósł on pyrrusowe zwycięstwo”.
„Naród cały…”?
W rozdziale „Narodowcy” ukazuje autorka alians części Kościoła kat. ze środowiskami „narodowymi”, kibolskimi, ich pełne agresji werbalnej i fizycznej zloty, nabożeństwa i pielgrzymki (m.in. na Jasną Górę) pod kierownictwem „duchowym” kapelana kiboli, księdza Romana nomen omen Kneblewskiego. Niechybnie jednak ci młodzi kibole należą do owych przywołanych wyżej 16 procent. „Pokolenie JP2, z którym wiązano tyle nadziei, okazało się bańką mydlaną. Gdy setki tysięcy młodych ludzi ze zniczami w rękach opłakiwało śmierć polskiego papieża w kwietniu 2005 roku, zaczęto mówić o duchowym odrodzeniu młodego pokolenia. Szybko okazało się jednak, że był to raczej flash mob, a nie religijny przełom”.
Pokolenie JP2 okazało się złudzeniem. Zaledwie pięć lat później młode pokolenie objawiło inną twarz. (…) młodzi pokazali twarz, której Kościół chyba się nie spodziewał. Po katastrofie prezydenckiego samolotu harcerze ustawili przed Pałacem Prezydenckim na Krakowskim Przedmieściu drewniany krzyż. (…) Pod Pałacem (…) trwały dziwaczne, narodowo-katolickie jasełka. Było duszno od absurdu, martyrologii i fanatyzmu. Państwo, a także Kościół bezradnie się temu przyglądały. Wtedy młodzi skrzyknęli się przez media społecznościowe i zorganizowali „Akcję krzyż”. Jej inicjatorem był Dominik Taras, pracujący jako kucharz w warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych”. Dodajmy, że nie tylko sama „Akcja krzyż” jako taka wzbudziła oburzenie fanatycznych środowisk katolickich. Stało się bowiem coś znacznie bardziej brzemiennego w skutkach i przełomowego. Wtedy po raz chyba pierwszy objawił się otwarcie obrazoburczy charakter kontrdemonstracji w stosunku do obrzędów religijnych i „świętości” narodowych. Ułożono krzyż z puszek po piwie, a jedno z haseł akcji brzmiało szyderczo: „Jest krzyż, jest impreza”, a obok haseł stricte antyklerykalnych pojawiły się szydercze hasła uderzające w sam rdzeń religijnego polskiego kodu.
Aborcja, seks, gender i pedofilia
Cztery ostatnie rozdziały pod tymi tytułami podejmują tematy, które, jak zauważyła autorka we wstępie, najsilniej „podniecają” Kościół katolicki i jego fanatycznych akolitów. Autorka obficie ilustruje je przykładami konkretnych doświadczeń, włącznie z głośnymi ofiarami klerykalnego terroru psychicznego, jak kobiety które zostały zmuszone do urodzenia chorych dzieci czy drastycznie schorzałych płodów (m.in. słynna ofiara ginekologa Chazana). Także w sferze modusu praktykowania życia seksualnego oraz anty-koncepcji. Kościół kat. pozostaje właściwie (tu nastąpiło tylko bardzo nieznaczne poluzowanie rygorów) na starych pozycjach świętego Alfonsa Liguori, założyciela zakonu redemptorystów w 1732 roku, który ustalał „najwłaściwszą pozycję przy wytrysku męskiego nasienia i jego przyjęcie przez srom niewieści”. Gender i pedofilia to dwa zagadnienia, które dołączyły stosunkowo niedawno do „klasycznych” tematów zakazu antykoncepcji i aborcji. Przy czym o ile zjawisko gender sprowokowało ofensywę ideologiczną Kościoła, o tyle pedofilia niespodziewanie dla niego samego stała się polem, na którym już poniósł i nadal ponosi ciężkie i trudne do powetowania straty, z powodów o których powszechnie wiadomo. Swoją książkę konkluduje Podgórska tak: „Po 1989 roku lekcję o świeckim państwie mamy nieodrobioną. Polski Kościół zastygł jak owad w bursztynie – przedsoborowy, anachroniczny, oderwany od rzeczywistości. Może z letargu wytrąci go potężny kryzys, jaki właśnie przeżywa”.
Ostatnimi czasy ukazuje się sporo publicystycznych książek, które dyskontują zdarzenia, o których media donosiły nawet kilka tygodni wcześniej. Jako zawodowy czytelnik prasy i obserwator mediów nie jestem fanem takich książek, bo w końcu co za dużo to niezdrowo. Dlatego po lekturze zwykle bez żalu puszczam je w dalszy obieg, „uwalniam”. „Spróchniały krzyż” Joanny Podgórskiej zaliczam do wyjątków i zachowam ją w swojej bibliotece domowej. Ta cenna książka jest bowiem niezwykle interesująco i kompetentnie oddanym zapisem dynamicznego procesu, jego swoistą, publicystyczną historią, syntezą. Będę do niej co pewien czas wracał, by skonfrontować zapis autorki z dalszym przebiegiem zdarzeń i jego dynamiką.

Joanna Podgórska – „Spróchniały krzyż”, Wielka Litera, Warszawa 2019, str. 286, ISBN 978-83-8032-370-4

Poprzedni

Nie jestem jakoś specjalnie oblatany

Następny

Biedroń na prezydenta!

Zostaw komentarz