Collegium Maius
Odpowiedź jest prosta – nie demokracji, lecz biznesowi. Z uczestnikami Wolnych Dni Akademii na Uniwerystecie Jagiellońskim rozmawia Małgorzata Kulbaczewska-Figaj (strajk.eu).
Które zapisy tzw. ustawy Gowina najbardziej panów oburzyły, skłoniły do podjęcia akcji protestacyjnej?
Prof. Tomasz Majewski: Kluczowy jest dla nas zapis mówiący o Radach Uczelni – wprowadza on gremia składające się w ponad 50 proc. z osób spoza uczelni. Nadawanie uprawnień decyzyjnych (a nie doradczych) takim ciałom jest niedopuszczalne. Otwiera on łatwą przestrzeń do instrumentalizacji publicznych uniwersytetów.
Obawiacie się upolitycznienia nauki? Czy może przewidujecie, że dojdzie do jej komercjalizacji?
TM: Możliwe jest i jedno, i drugie. Z jednej strony do rad mogą wejść osoby związane z biznesem, a środowisko biznesowe w polskich realiach nie jest znane z gestów takich jak ufundowanie uczelnianej katedry albo przekazanie któremuś z uniwersytetów znacznej donacji. Z drugiej do rad uczelni z łatwością trafią byli politycy samorządowi lub krajowi ze swoimi interesami i „znajomościami”, na którym zależy rektorom. Rada mogłaby istnieć jako gremium doradcze, powoływane fakultatywnie przez zainteresowane tym uczelnie – nie obligatoryjnie.
Gdzie jeszcze widzicie w zapisach ustawy zagrożenia?
TM: Aberracją jest pomysł „dostosowania polskiego rejestru dyscyplin do listy OECD”. Tradycje badawcze i podział dyscyplin, który jest efektem logiki badań, mają ustąpić przed porównywalnością wyników badań dopasowaną do R& D, czyli logiki wdrożeń dla biznesu. Bez zgody środowiska naukowego status samodzielnej dyscypliny mają stracić m.in. historia sztuki, archeologia czy łączone na siłę kulturoznawstwo i etnologia. Propozycje nowych dyscyplin humanistycznych można określić jako zbitki – filozofia z religioznawstwem, językoznawstwo z literaturoznawstwem czy wspomniana archeologia z historią… To dyscypliny tylko pozornie bliźniacze. Faktycznie charakteryzują się odmiennymi przedmiotami i metodami badań, oraz innymi „reżimami” publikowania.
Dezydery Barłowski: Ogromne kontrowersje budzi przede wszystkim kwestia likwidacji mniejszych ośrodków akademickich, do czego bez wątpienia doprowadzi ta ustawa. Jest to nie tylko wielka strata dla Akademii jako takiej, ale też uderzenie w całą społeczność tzw. „Polski B”. Likwidacja tych ośrodków przyczyni się do większego rozwarstwienia społecznego, które i tak jest bardzo niepokojące. Sprawa ta stanowi kwestię dość dziwną, jeśli zwrócimy uwagę na to, że właśnie z „małych ośrodków” pochodzi większość elektoratu rządzącej partii.
TM: To nie wszystko. Wcześniejsza emerytura dla kobiet-samodzielnych pracowników naukowych w wieku 60 lat powinna być możliwością, nie obligiem. Kuriozalne są poprawki do ustawy do artykułu 20 ustęp 1 i ustęp 7 z 30 maja b. r., które w sposób zakamuflowany odbierają starszym pracownikom uprawnienia w zakresie procedury wyboru elektorów mających wpływ na wybór rektora. Niedopuszczalne jest rozszerzanie uprawnień ministra, który chciałby „szczegółowo określać” program studiów, a także decydować o tym, czy mniejsza uczelnia będzie mogła otworzyć kierunek „niepokrywający się z dyscyplinami” z nowego rejestru. Otwiera to szerokie pole do ideologizacji nauczania i będzie wywierać „efekt mrożący” na pracowników naukowych – o to najwyraźniej ministrowi chodzi.
Wspomnę wreszcie o zapisach wskazujących na nowy tryb ewaluacji publikacji, które doprowadzą do obniżenia znaczenia i rangi języka polskiego w publikacjach naukowych. Odzyskanie niepodległości umożliwiło otwarcie polskich uczelni, rozwijanie terminologii naukowej w języku polskim, co jest szczególnie istotne dla nauk humanistycznych i nauk społecznych. Tak uczcimy setną rocznicę?
Jaka jest świadomość tych zagrożeń w społeczności krakowskich uczelni? A może ustawa ma na uniwersytetach swoich zwolenników?
DB: Projekt ministra Gowina różni się od wielu innych, jakie w ostatnich latach przepychał rząd, tym, że pracowano nad nim w sposób naprawdę „inteligentny”, rzec można – przebiegły. Minister wybierał sobie takich rozmówców, którzy byli mu na rękę.Ustawa 2.0 zwiększa władzę rektorów oraz tzw. wielkich ośrodków, więc na „szerokie konsultacje” zapraszano przychylne osoby z takich grup, a pojawiające się głosy sprzeciwu były wręcz ignorowane. Tak było np. z głosem profesorów UJ sprzeciwiających się likwidacji kulturoznawstwa. Zupełnie jakby np. o prawach i losie kobiet dyskutował i decydował Episkopat – brzmi znajomo, prawda? Do tego kluczowe prace nad projektem odbywają się teraz – w najgorętszym miesiącu na uczelni, gdy studentki i studenci skupieni są na sesji egzaminacyjnej, a pracownice/pracownicy i doktorantki/doktoranci, również zaangażowani w sesję, dodatkowo mają setki obowiązków formalnych, papierkowych.
Niemniej w krakowskim środowisku akademickim znalazła się grupa kilkuset osób, które nie są obojętne na przyszłość Uczelni. W pierwszej kolejności należy wymienić studentki i studentów UJ, UEK i AGH, którzy odważnie zdecydowali się na okupowanie budynków UJ – dzięki takim ludziom demokracja w tym kraju jeszcze jakoś się trzyma, a to, że mogę ich jako doktorant wspierać jest dla mnie wielkim honorem. Z kadry akademickiej samego Wydziału Polonistyki UJ pod listem wsparcia protestujących podpisało się kilkadziesiąt osób.
Jeśli przed tym protestem świadomość zagrożeń wynikających z ustawy nie była marginalna, ale nie była też szczególnie duża, to teraz świadomość członków społeczności uczelni wzrasta z godziny na godzinę.
Czy zgodziliby się panowie, że Ustawa 2.0 to nie początek, a kontynuacja szkodliwych dla polskiej nauki tendencji? Jeśli tak, to dlaczego dopiero teraz środowisko akademickie protestuje?
TM: Tak, reforma Gowina nie jest początkiem procesu niekorzystnych zmian legislacyjnych. To, że właśnie teraz rozpoczęły się protesty wynika m.in. z tego, że jej wprowadzenie oznaczałoby ostateczne spacyfikowanie wspólnoty akademickiej próbującej kontynuować krzewienie etosu Uniwersytetu jako wspólnoty poszukującej w coraz bardziej niekorzystnym otoczeniu prawno-finansowo-organizacyjnym. Otoczenie to zmierza do administracyjnego narzucania pracownikom nauki reguł niezgodnych z najgłębszymi wartościami akademickimi.
Wskażmy najważniejsze momenty, w których wdrażano zmiany szkodliwe dla polskiej Akademii.
TM: Reforma z roku 1990 była otwarciem śluzy dla „wolnej amerykanki rynkowej” w tworzeniu uczelni niepublicznych – wygenerowała boom edukacyjny bez rządowych nakładów na naukę i za cenę obniżenia jakości kształcenia. Reforma z 2011 minister Kudryckiej narzuciła nam szereg szykan administracyjnych i sposoby ewaluacji, które zaowocowały „punktozą” i „grantozą”. Wymusiła patrzenie na pracę naukową w kategoriach indywidualnych karier i brutalnej rywalizacji o nikłe zasoby finansowe na badania.
Dobrym elementem tamtej reformy było powołanie Narodowego Centrum Nauki, które ma coraz lepszy system oceny i ewaluacji projektów badawczych, wzmocniło pozycję wielu młodych badaczy, gdyż granty zatrzymały ich w polskim systemie nauki. Ale system grantowy ma ogromny minus – jest nim obciążanie naukowców ogromną pracą administracyjną przy obsłudze grantów i zmuszanie ich do samodzielnego poszukiwania środków na własne badania. Można to nazwać outsorcingiem funkcji badawczych. Do tego dochodzi prekaryzacja i niepewność zatrudnienia dla naukowców, którzy muszą stale „przyprowadzać pieniądze” z zewnątrz na uczelnie, w formie pozyskanych grantów.
Wtedy jednak środowisko naukowe nie protestowało tak stanowczo, jak obecnie.
TM: Bo żadna z wcześniejszych reform nie ingerowała tak głęboko w samostanowienie uczelni. Słynne zdanie ministra Gowina o „rozhermetyzowaniu uczelni” oznacza, że ludzie nauki nie powinni zarządzać sami, winni to robić za nich biznesmeni i politycy. Ustawa 2.0 ingeruje w to, gdzie i w jakim języku mamy publikować, określa za nas i bez naszej zgody, jaką dyscyplinę mamy obecnie reprezentować i z jakiej będziemy uzyskiwać stopnie naukowe.
Jeśli reforma Gowina nie uzdrawia sytuacji w polskiej nauce, to w jakim kierunku powinny iść zmiany, które by jej faktycznie pomogły? Bo to, że zmiany są konieczne, nie budzi raczej wątpliwości.
TM: Przede wszystkim reforma powinna być odroczona co najmniej o rok i faktycznie przedyskutowana ze środowiskami, które odnoszą się do niej krytycznie i pokazują jej negatywne konsekwencje. Nie tylko z grupami zgadzającymi się z ministrem, takimi jak prezydium KRASP, rektorzy uczelni czy fasadowy Parlament Studentów Polskich kierowany przez osobę kandydującą z list partii Gowina. W sprawie rejestru dyscyplin humanistycznych i społecznych należy uwzględnić np. głosy Komitetów Naukowych PAN i Towarzystw Naukowych, a następnie powrócić do pracy nad Polskim Współczynnikiem Wpływu, zamiast transferować olbrzymie publiczne środki do prywatnych konsorcjów posiadających bazy typu „SCOPUS”.
Z naszej strony dość jasnym postulatem pozytywnym jest również zwiększenie finansowania nauki. A nadto należy od nowa pomyśleć o Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej – bo ona dyskryminuje naukowców polskich pracujących od lat w trudnych warunkach polskiej Akademii. Powinno się wprowadzić osobą pulę na rozwijanie Centrów Badawczych, ustalić równy wiek emerytalny dla kobiet i mężczyzn.
A co z zarządzaniem uczelniami, jaką alternatywę można przedstawić dla gowinowskich Rad Uczelni?
TM: Dążenie do poprawy administrowania uniwersytetem nie może odbywać się na zasadzie „komercjalizacji”, osłabiania praw pracowniczych i likwidacji zarządzania kolegialnego. Wręcz przeciwnie, konieczna jest większa kolegialność! Wartością wspólnoty akademickiej jest właśnie jej modus operandi – konieczność stałej rozmowy z osobami o przeciwnych poglądach, nie zaś podejmowanie decyzji „ponad głowami”.
Przypomnijmy na zakończenie, jakie działania protestacyjne zostały podjęte na Uniwersytecie Jagiellońskim.
DB: W piątek 8 czerwca przed Collegium Novum odbyła się pikieta, której organizatorami byli m.in. Jakub Baran i Joanna Grzymała-Moszczyńska. W proteście uczestniczyło kilkaset osób – duża część to pracownicy/ce i studenci/tki Wydziału Polonistyki UJ, lecz pojawiło się też wiele osób spoza uniwersytetu. Równolegle studentki i studenci UJ, UEK i AGH rozpoczęli protest okupacyjny w sali 16 Wydziału Polonistyki przy ul. Gołębiej 20, który przeniósł się do pobliskiego budynku UJ przy ul. Grodzkiej. Odbywa się tam też „Akademicki Piknik Okupacyjny” –warsztaty, wykłady, debata na tematy związane ze zmianami w szkolnictwie wyższym. Do protestu na bieżąco przyłączają się przedstawiciele uczelnianych związków zawodowych, lecz główną siłą napędową są w tej chwili zaangażowane studentki i studenci. To oni/one okupują przestrzenie akademii, oni/one planują kolejne działania i to dzięki im my, jako doktoranci/tki, oraz pracownicy/pracownice możemy włączać się w solidarny protest. Razem nie zamierzamy się poddawać!
Dziękuję za rozmowę.
Protest środowiska akademickiego,rozpoczęty na Uniwersytecie Warszawskim i podjęty przez szereg ośrodków akademickich w całym kraju, wsparty przez związki zawodowe, relacjonowany na bieżąco na naszym portalu, trwa.
11 czerwca w mediach pojawiły się informacje, iż prezydent Andrzej Duda rozważa nawet zawetowanie gowinowskiej ustawy 2.0. Akademicki Komitet Protestacyjny wzywa do ogólnopolskiej mobilizacji 13 czerwca.