Ta powieść to powrót do przeszłości, ale nie za pośrednictwem autora dzisiejszego, który o opisywany czas nawet się, z powodów metrykalnych, nie otarł, lecz poprzez zapis do pewnego stopnia z autopsji, dokonany „w czasie”.
O „Południu wieku” nie sposób zatem pisać bez biograficznego usytuowania autorki. Flora Bieńkowska (1909-1990) była pisarką, poetką i żoną Władysława Bieńkowskiego, działacza partyjnego wysokiej rangi, który przed Październikiem 1956 i w jego trakcie był jednym z ważnych protagonistów przełomu, który poparł Władysława Gomułkę. „Południe wieku” powstało w latach 1962-1989, choć zasadniczy tekst powstał blisko pierwszej daty, później nastąpiły jedynie szlify i korekty. Powieść jest dokonaną przez autorkę prozatorską próbą zarysowania swoistej syntezy zagadnień polityczno-moralnych czasów stalinowskich, przełomu październikowego oraz lat, które po nim nastąpiły. Przestrzeń czasowa powieści, to fragmenty roku 1956 i 1961, skompresowane ze sobą w narracji. Pierwsza z tych dat, to czas wielkiej przemiany po stalinizmie. Druga to czas pogrzebu Łukasza Dębowego z początku sierpnia 1961. Łukasz Dębowy, to powieściowy kryptonim Andrzeja Stawara, heterodoksyjnego krytyka literackiego-komunisty, który znalazł się w kolizji ze stalinizmem i która to kolizja, mimo dokonanego przełomu politycznego, nie uległa redukcji po wielkiej zmianie. Ów kryptonim, pod którym skryty jest Stawar, streszcza w sobie podstawową formułę „Południa wieku”: to tzw. powieść polityczna z kluczem. Dla każdego czytelnika jako tako obeznanego z personalną historią PRL, rozszyfrowanie dwóch spośród trzech głównych postaci nie stanowiłoby szczególnej trudności, nawet gdyby Ewa Bieńkowska nie ujawniła tego we wstępie do niniejszego wydania. Michał Rudawski to Stefan Staszewski (1906-1989) stalinowski działacz partyjny z najwyższych kręgów władzy, który poparł ferment październikowy, dołączył do kręgu rewizjonistów („puławian”), zadeklarowanych partyjnych liberałów i który przez kolejne dziesięciolecia był jedną z centralnych postaci kręgu byłych dygnitarzy partyjnych tworzących „szeptaną opozycję” z pozycji – nazwijmy to tak – komunistyczno-liberalnych, jakkolwiek paradoksalnie brzmiałby ten zrost. Jan Horaczyński, to Zenon Kliszko (1909-1989), gomułkowiec więziony i torturowany po odsunięciu Gomułki od władzy za „odchylenie prawicowo-nacjonalistyczne” w 1948 roku. Po Październiku ’56 Kliszko zajął obok Gomułki pozycję „numeru 2” w kierownictwie PZPR, a co za tym idzie, w państwie, aż do grudnia 1970 roku. Faustyn to ewidentnie Jarosław Iwaszkiewicz, Teodor, to Tadeusz Borowski, a Stefan Ożyński to Jerzy Andrzejewski. W postaciach Józefa Protopa dobrze zorientowani czytelnicy dopatrzyli się cech Adama Schaffa. Główna, a raczej osiowa postać, Piotr Jedliński, postać, według świadectwa córki Władysława, Ewy Bieńkowskiej i syna Flory, Andrzeja Bieńkowskiego, autorów przedmowy i tekstu pomieszczonego na końcu, to porte parole autorki powieści, intelektualista krytyczny wobec systemu władzy, nie tylko z racji politycznych, ale także moralnych.
„Południe wieku” nie jest bowiem polityczną powieścią akcji, jako że – jak napisano w sygnowanym „tajne”, dołączonym do edycji raporcie p.t. „Ocena polityczna powieści Flory Bieńkowskiej „Kanikuła” – południe wieku” – „akcja powieści jest nikła”. Autor raportu, znajdującego się dziś w archiwach IPN, napisanego prawdopodobnie na zamówienie KC PZPR, sygnujący się jako „J”, to według opinii Andrzeja Bieńkowskiego, osoba z kręgu towarzyskiego orbitującego wokół domu Bieńkowskich, profesjonalnie skądinąd analizuje cechy powieści. Warto przytoczyć fragment tej oceny, bo są one z merytorycznego punktu widzenia zwyczajnie trafne. „Powieść Flory Bieńkowskiej stanowi moralną rozprawę ze skutkami kultu jednostki w środowisku literacko artystycznym i w kręgu kierowniczych działaczy partyjnych w Warszawie”. Dalej następuje sekwencja negatywnych epitetów natury ideologicznej w tylu epoki i miejsca („literatura antypartyjna i antykomunistyczna”, „paszkwil na partię i socjalizm”, „sformułowania zaczerpnięte ze słownika prymitywnej reakcji”), ale odłożywszy na bok ten aspekt werbalny, wypada uznać „ocenę” dokonaną przez „J” za całkiem profesjonalny tekst, który, jak napisał Andrzej Bieńkowski, „ma charakter poważnej, krytycznej analizy tekstu”, w którym „widać warsztat akademickiego wykładowcy”. Skorzystam zatem z kompetencji „J” i zacytuję jeszcze przywołane przez niego literackie filiacje i pokrewieństwa „Południa wieku” z „Ciemności kryją ziemię” („J” błędnie, prawdopodobnie w rezultacie tzw. „czeskiego błędu”, autorstwo tej powieści przypisał Arturowi Koestlerowi) Jerzego Andrzejewskiego. Błąd ten polega na mechanicznej zamianie tytułów powieści i nazwisk, bo w sąsiednim zdaniu przywołuje Andrzejewskiego jako autora „Ciemności w południe”, napisanej przez Koestlera właśnie. „Ocena” jest jednocześnie małym przewodnikiem po powieści, jako że jej autor rozszyfrowuje jej personalny klucz, ze wskazaniem na postacie Staszewskiego i Borowskiego. Smaczek polega jednak na tym, że owa deszyfracja jest niepełna, jako że „J” najwyraźniej nie odważył się „rozszyfrować” otwarcie Horaczewskiego jako Zenona Kliszko ani Faustyna jako Jarosława Iwaszkiewicza. Najbardziej prawdopodobnym powodem tego przemilczenia była świadomość, że jednym z głównych adresatów „oceny” był właśnie sam „towarzysz Zenon”. Te i inne uwagi „J” posłużyły jako argument wstrzymania druku powieści, rozsypania składu i zmielenia większości „szczotek”. Jednym kluczowych zagadnień powieści jest motyw amoralizmu mechanizmów władzy i zagadnienie zbiorowej winy. „Kto tu jest ręką, a kto mieczem w tym zamkniętym kole? „Wszyscy jesteśmy winni” – powtarzali na imieninach Ludwika jak chór grecki” – czytamy w powieściowej narracji. „Kto może wiedzieć lepiej od sędziego Józefa Protopa, który obecnie pracuje naukowo w charakterze socjologa, a bez którego władza się nie obejdzie, gdyż mechanizm nie może się zatrzymać… A Jan Horaczyński (który dopiero co wyszedł z więzienia) powoła go na to stanowisko, gdyż racja władzy będzie tego wymagała, i ty, który skazywałeś Horaczyńskiego, będziesz mógł się wypłacić – skazując tych przez niego podsuniętych. I koło się zamknie”. (…) „Za sprawą historii Jan Horaczyński wychodzi z więzienia i staje się mocodawcą Michała Rudawskiego, który go był do więzienia wtrącił”.
Nie jedyne to zagadnienie podjęte przez Florę Bieńkowską, bo „Południe wieku” jest w rodzajem szerzej zakrojonej introspekcji zagadnień nurtujących władzę tamtego czasu, a także wyrazem słynnego „popaździernikowego rozczarowania”. Jest jednak także analizą mechanizmów jednak do pewnego stopnia uniwersalnych i aktualnych do dziś, w tym zagadnienia determinizmów rządzących polityką. Akcja powieści rzeczywiście jest „nikła”, bo nie o nią tu chodzi. Czytelnik nie znajdzie tu wartkiej, soczystej opowieści z akcentami sensacyjnymi. Mamy do czynienia raczej z ramą fabularną niż akcją. Jej tłem jest przestrzeń szpitala psychiatrycznego w intensywny, sierpniowy upał, ową „kanikułę” z pierwotnego tytułu. Szpital psychiatryczny jako figura zamknięcia i męczący upał jako figura duchoty psychicznej i moralnej. To nie jest jednak proza mięsista, zmysłowa, atrakcyjna atrakcjami dla zmysłów czytelniczych. Dominuje w niej narracja rezonerska, analityczna. Tym bardziej trzeba ją czytać powoli, z rozmysłem, aby zdanie po zdaniu, akapit o akapicie, rozszyfrowywać, odczytywać warstwy znaczeń. Z punktu widzenia warstwy zewnętrznej „Południe wieku” może być dla większości czytelników szyfrem z dawno minionej epoki, tekstem archiwalnym. Jest nim język partyjno-polityczny epoki, charakterystyczne dla niej rysy myślenia, ślady ówczesnych problemów, dziś słabo czytelnych dla nieobeznanych z historią epoki. Pozostają jednak mechanizmy ponadczasowe. Samo zaś odczytywanie tego szyfru (nie tylko personalnego) może przynieść prawdziwą satysfakcję intelektualną. Warto sięgnąć po tę powieść choćby dlatego, że jest w swoim rodzaju unikalna.
Flora Bieńkowska – „Południe wieku”, Prószyński Media, Warszawa 2019, str. 251, ISBN 978-83-8169-196-3