23 listopada 2024
trybunna-logo

Kamienny reakcjonista

– ale wielki pisarz

Satysfakcja z lektury François-René de Chateaubrianda (1768-1848), nawet w przekładzie, zawsze polega przede wszystkim na spotkaniu z najwyższym diapazonem języka, pełnym rozmachu formatem stylu i treści. Takimi pożytkami zaleca się przede wszystkim lektura jego fascynujących „Pamiętników zza grobu”, a także „Ducha chrześcijaństwa”. Kto chciałby na chwilę odetchnąć od trywialności języka współczesnych debat politycznych i skąpać się w języku górnym, monumentalnym, szlachetnym ten powinien sięgnąć po jego dzieło „O rewolucji, wolności i władzy”. Oto próbka stylu Chateaubrianda: „Istnieją dwa rodzaje rewolucjonistów. Jedni pragną rewolucji i wolności – jest ich niewielu. Drudzy pragną rewolucji i władzy – to oni stanowią olbrzymią większość. Żyjemy iluzją, w dobrej wierze wmawiając sobie, iż wolność jest naszym bożyszczem. Błąd. Równość i chwała to dwie żądze kierujące ojczyzną”. Brzmi to jednak jakoś znajomo i dość aktualnie, nieprawdaż?
Świadomie opuściłem dwa ostatnie zdania tego cytatu: „Nasz geniusz to geniusz militarny. Francja jest żołnierzem” – bo te akurat nie mają nic wspólnego z rzeczywistością dzisiejszej Francji. Tak, wiem, to rozrywka czysto estetyczna, bezinteresowne ćwiczenie umysłowe, ale ostatecznie wybitna literatura jest sztuką i szkoda traktować ją wyłącznie utylitarnie, jako dostarczycielkę świeżej karmy. „O rewolucji, wolności i władzy” pisał Chateaubriand w sposób taki, od jakiego nasza epoka oddalona jest o setki lat świetlnych, z uwzględnieniem wymiarów, które w naszych czasach są już tylko anachronizmem. Z samego tylko Chateaubrianda uczyć się historii trudno, bo jej wykładnia w jego wydaniu jest bardzo subiektywna, stronnicza, jednostronna ideowo, wybiórcza.
Niektórych może zniechęcić to, że Chateaubriand mniej jest historykiem niż moralistą i filozofem w przestrzeni historii. Jego pamflet „O Napoleonie i Burbonach”, stanowiący część omawianego dzieła, to jedno z najsurowszych i najcięższych oskarżeń pod adresem Korsykanina Buonaparte, który przez 16 lat (1799-1815) jako dyktator i cesarz Francuzów władał Francją. Chateaubriand rozbił w proch i w pył całą heroiczną legendę Napoleona (tak długo naiwnie żywą głównie w Polsce – to jest stary i powtarzalny los Polaków, naiwnie oddawać się w ręce, na łaskę i niełaskę bezdusznych szakali) i pokazał go jako niszczyciela, cynicznego, antypatycznego potwora, człowieka nikczemnego, a dowódcę bynajmniej nie wybitnego. Nie odmawia mu tylko jednego: żelaznej woli, ale ta wola, według Chateaubrianda, służyła wyłącznie złu. „Refleksje polityczne” poświęcił Chateaubriand kluczowym zagadnieniom swojej epoki, koncentrując się głównie na historii Francji, ale czyniąc też paralele do historii Anglii czasów Karola I Stuarta i jego pogromcy Cromwella. Część trzecia dzieła to już specjalistyczne, finezyjne, uczone studia z kręgu prawa państwowego, poświęcone systemowi monarchicznemu, w tym restauracji i monarchii elekcyjnej. Wszystko to niby już tylko zawartość historycznego lamusa, piramida anachronizmów, muzeum, strony pokryte grubą warstwą kurzu, a jednak warto czasem sięgnąć i po taką lekturę. Jest w niej bowiem coś rafinującego nasze dzisiejsze, bieżące myślenie, coś co daje chwilę odpoczynku od napierającej codzienności i naoczności, możliwość uświadomienia sobie, że wbrew temu co nam się coraz bardziej wydaje, nie żyjemy tylko w teraźniejszości, i że w końcu to świadomość oraz poczucie istnienia za naszymi plecami przeszłości, odróżnia człowieka od zwierzęcia. A może raczej powinno odróżniać, bo nietrudno zauważyć, że tym życiem wyłącznie tu i teraz człowiek coraz bardziej powraca do swej zwierzęcej genealogii, od której oddaliła go ewolucja i cywilizacja. Historia, ta prawdziwa historia, jako nauka o przeszłości, coraz bardziej się oddala i niech nas nie zmyli moda na grupy rekonstrukcyjne i rozmaite polityki historyczne.
To tylko gadżety i instrumenty politycznej propagandy. Przykład pierwszy z brzegu? To wypindrzone, plastikowe muzeum, które ma powstać na Westerplatte, będzie miało tyle wspólnego z rzeczywistością, treścią, duchem i nastrojem września 1939 roku, co jakaś komputerowa „gra o tron” z prawdziwym średniowieczem, tym zbadanym przez mediewistów. Prawdziwa przeszłość coraz bardziej się oddala. Zauważam to po stosunku młodych ludzi do starych książek, które zgodnie ze sympatyczną skądinąd modą, zalegają, w roli martwego „oldskulowego” rekwizytu, półki modnych kawiarń i barów. Dla mnie, gdy byłem w ich wieku, stare książki miały metrykę stuletnią z grubsza biorąc, no i zaglądałem do nich z zainteresowaniem. Dla dzisiejszych młodych ludzi zmacerowane, pokiereszowane, obdarte książki z lat siedemdziesiątych a nawet osiemdziesiątych ( o starszych nawet nie wspomnę) tworzą jakąś materię z zamierzchłej, kopalnej przeszłości, jakby ściany węgla. One właśnie tworzą tę oczekiwaną atmosferę „dawności”. Książki z lat osiemdziesiątych, które dla mnie były „przed chwilą”! Ale wróćmy do Chateaubrianda. Był ucieleśnieniem arystokratycznej reakcji, światłej, ale jednak reakcji, a jego poglądy były kwintesencją, esencją reakcjonizmu, ale jakim ten czarny reakcjonista był pisarzem!

François-René de Chateaubriand – „O rewolucji, wolności i władzy. Wybór pism”, wybór i wstęp Jacek Kloczkowski, wyd. Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2017, str.404, ISBN 978-83-64753-39-8.

Poprzedni

Amerykańska pułapka

Następny

Głos lewicy

Zostaw komentarz