Nie sposób ukryć, że ten zbiór tekstów, antologia jest przeznaczony zdecydowanie do wąskiego kręgu amatorów i smakoszy oraz profesjonalistów, choć autor, Marek Troszyński, badacz twórczości Juliusza Słowackiego stwierdza, że przygotował zbiór z myślą o odbiorcy niezawodowym. Kto dziś jednak czyta poezję czy dramaty Słowackiego poza wąskim kręgiem amatorów lub specjalistów, niektórych literaturoznawców czy ludzi teatru na potrzeby inscenizacji?
A skoro tak, to zapiski Słowackiego, to jeszcze bardziej niszowa strefa lektury. Warto jednak od czasu do czasu oddać się lekturze „niemodnej”, dalekiej od walorów utylitarnych, dla estetycznego czy umysłowego ćwiczenia. Słowacki nie pozostawił po sobie ani obszernej korespondencji ani regularnie przez całe życie prowadzonych zapisków, dzienników. Jednak te, które pozostawił, które się zachowały, są bardzo interesujące. Marek Troszyński dokonał ich wyboru i ułożył chronologicznie, od wczesnych, jeszcze młodzieńczych, do późnych, choć te późne, w przypadku Słowackiego, to zapiski ledwo czterdziestolatka. I one właśnie są najbardziej zborne i uporządkowane, w przeciwieństwie do tych, chaotycznych, które prowadził we wcześniejszych fazach życia. Problematyka zapisków też jest bogato zróżnicowana. W fazie wcześniejszej, tematyka zapisków jest młodzieńcza, pełna fascynacji i wrażeń z poznawanego życia, z uwag o modzie, łącznie z tymi o własnej garderobie, o spotkaniach towarzyskich, flirtach itd. W tych z końcowej fazy życia jest Słowacki filozofem, historiozofem skoncentrowanym na sprawach fundamentalnych, wielkich sprawach tego świata, na sprawach ducha. Zawsze widać w tych zapiskach Słowackiego-erudytę, człowieka niezwykle, właściwie genialnie inteligentnego, rozlegle oczytanego, nieustannie myślącego, pełnego samodystansu i autoironii Uderza też dojrzałość duchowa nawet młodego poety, poczucie przemijania czasu i zmienności tego świata. Jako dwudziestolatek zapisał w jednej z notek: „Nie byłem zawsze taki, jaki jestem”. Ilu dwudziestoletnich młodych ludzi w ogóle zwraca uwagę na takie kategorie, jak upływ czasu i „przemijanie postaci świata”? Słowacki był urodzonym podróżnikiem, więc większość jego rysunków, które zamieszczone są w tomie, zostało wykonanych podczas jego dalekich, egzotycznych podróży, do Afryki i Azji (Egipt, Liban), po Europie (Italia, Grecja). Bogate przypisy personalne i tematyczne ułatwiają poruszanie się po zapiskach. Autor antologii jest wyraźnie tak rozmiłowany w podjętej tematyce, że przygotował nawet barwne wykresy graficzne, na których rozpisane są różne warstwy i aspekty zapisków poety. Lekturę wzbogacają też noty edytorskie o poszczególnych segmentach diarystyki Słowackiego. „Nie bez wzruszenia czyta się ten „Dziennik” Słowackiego – napisał M. Troszyński – W nieregularnych zbliżeniach, w notatkach pisanych wtedy, kiedy autor miał na nie ochotę, widzimy, jak młody entuzjasta, młodzieniec czasem może naiwny, ale inteligentny, w ciągu niewielu lat zmienia się w pochłoniętego losami Polski i świata proroka. Po raz pierwszy zebrane razem diariuszowe zapisy i rysunki stwarzają okazję poznania wielkiego poety z innej strony – jako człowieka i obywatela, Juliusza S.”.
Tak, ten aspekt też jest warty odnotowania, może szczególnego zaakcentowania. Wbrew potocznym wyobrażeniom o „górności” jego poezji, o jej „bujaniu w obłokach”, o jej abstrakcyjnych inwokacjach i wybujałym liryzmie, Słowacki był człowiekiem i artystą bliskim ziemi. Także jego poezja i dramaty przepełnione są zmysłowością, konkretem i humorem, znamionują celne wyczucie zwykłej egzystencji. To nie był „paniczyk z pianki”, lecz życiowy realista, umysł także ścisły, świetny matematyk i arytmetyk, który w latach 1829-1931 pracował jako urzędnik rachuby w Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu przy placu Bankowym w Warszawie. Na emigracji powodzeniem grał na giełdzie i dobrze inwestował fundusze przesyłane mu z Podola przez matkę Salomeę, co sprawiło, że w przeciwieństwie do swojego wielkiego mistrza i rywala, nigdy nie cierpiał biedy, przeciwnie, żył – jak to się mówiło – na ogół „w zbytku”, jak zamożny dandys. Walorem tej lektury jest też styl, brzmiący do dziś zaskakująco nowocześnie, nieuwikłany w stylistyczne konwencje piśmiennictwa tego czasu, zarówno te epistolograficzne, jak i diarystyczne, swobodny, lekki, nie stroniący od lakoniczności i skrótów. Słowacki był jednocześnie „aniołem” i „zjadaczem chleba” i na tym między innymi polega atrakcyjność jego fascynującej osobowości.
Jeśliby zaś ktoś zapytał: ale co daje czytanie takich niszowych, ekskluzywnych, w ogromnym stopniu przebrzmiałych, „archeologicznych” treści? Co do mnie, odpowiem tak: sztuka i kultura, to nie instrukcja obsługi pralki, lodówki ani opiekacza do grzanek. Kultura to także „acte gratuit”, akt, czyn bezzasadny, nieutylitarny, bezinteresowny. Kultura to nie ( a na pewno nie przede wszystkim) zasobnik z wiedzą, która ma czemuś konkretnemu posłużyć. To źródło doznań, które służą wyłącznie wzbudzaniu w nas czystego poczucia piękna, estetycznego smaku. Tylko tyle i aż tyle. To przecież też jest samoistnie cenny pożytek. Dlatego nie lekceważmy wytworów kultury, których sens jest tylko (i aż) taki, że… istnieją.
Juliusz Słowacki – „Dziennik niektórych dni mego życia. Antologia zapisów diariuszowych”, pomysł i opracowanie Marek Troszyński, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2019, str. 270, ISBN 978-83-8196-004-5