22 listopada 2024
trybunna-logo

Jeden z ostatnich kina XX w.

Gdyby zmarły 26 listopada w Rzymie Bernardo Bertolucci zrealizował jeden tylko film, „Ostatnie tango w Paryżu” (1972), to i tak stałby się jedną z ikon światowego kina.

 

Spazmatyczny, przygodny romans starszego mężczyzny Paula (Marlon Brando) i młodej kobiety Jeanne (Maria Schneider, która okazała się aktorką poniekąd „jednorazową”, mimo rozgłosu tej roli) pod szarym niebem paryskiej luksusowej dzielnicy Passy, zyskał światową sławę. Dla większości widzów jako pikantny, a nawet (jak na owe czasy) perwersyjny film erotyczny, dla innych jako soczewka ówczesnych, podskórnych, egzystencjalnych niepokojów duchowych bogatego Zachodu, przeżywającego wtedy apogeum swojej ekonomicznej prosperity i konsumeryzmu, a jednocześnie cierpiącego na epidemię samotności i obcości międzyludzkiej. Na polskie ekrany, do powszechnie dostępnego repertuaru, „Ostatnie tango” wtedy nie dotarło, co wywoływało żarty na temat obyczajowej pruderii socjalistycznej cenzury oraz kpiny Zygmunta Kałużyńskiego na temat marnotrawnego wykorzystania masła ( użytego w scenie erotycznej między kochankami), wywołującego uczucie zazdrości w krytyku filmowym z kraju, w którym naówczas produkt ten nie zawsze można było łatwo nabyć w sklepach spożywczych.

Jednak Bernardo Bertolucci nie był reżyserem jednego filmu. Zadebiutował w 1962 roku, a w jego pierwszych filmach (m.in. „Przed rewolucją”, „Agonia”) przeglądały się jego własne kompleksy młodzieńca z zamożnej, mieszczańskiej rodziny parmeńskiej (miasto Parma – miejsce urodzenia reżysera, uchodzi we Włoszech emblemat bogactwa), którego rewolucyjne, lewicowe sympatie krępowane są przez ograniczenia środowiskowe. Jednak jego prawdziwie wielki czas w kinie rozpoczął się w 1970 roku, gdy na ekranach pojawiły się dwa jego wybitne filmy, oba tematycznie powiązane z włoskim doświadczeniem faszyzmu, „Konformista” i „Strategia pająka”. Los tytułowego bohatera „Konformisty”, nakręconego według powieści Alberto Moravii, Marcella Clerici, w wielkiej kreacji Jean-Louis Trintignanta, to pryzmat przez który Bertolucci pokazał metaforyczny, a zarazem psychopatologiczny portret faszystowskich Włoch, do samego ich końca. To także wyszukana, fragmentami histeryczna i perwersyjna seksualnie psychodrama, freudowska niemal wiwisekcja psyche inteligentnego i wyrafinowanego, zamożnego mieszczanina włoskiego tamtych czasów. Bohater „Strategii pająka”, poszukujący prawdy o swoim nieżyjącym ojcu, otoczonym legendą antyfaszystowskiego bohatera i upamiętnionego pomnikiem, odkrywa, że jego ojciec był zdrajcą, zabitym przez własnych towarzyszy (motyw mogący wzbudzić skojarzenia z „Żeglarzem” Jerzego Szaniawskiego). Społeczno-polityczną, antyfaszystowską i lewicową wymowę obu filmów „opakował” jednak Bertolucci w stylistykę wyrafinowaną, poetycką, oniryczną, pełną „barokowego” przepychu ornamentów, metafor, także malarskich, do granicy maniery, wieloznaczności. Dawało to przyjemność oczom widzów, ale też ściągało na niego krytykę za artystowski elitaryzm, a w konsekwencji – eskapizm społeczny. W 1976 roku Bertolucci nakręcił „XX wiek” („Novecento”), w którym przez pryzmat losów dwóch ludzi, biednego i bogatego, urodzonych tego samego dnia 1 stycznia 1900 roku w czerwonej Emilii-Romanii, pokazał losy Włoch blisko trzech ćwierci minionego stulecia. W tym filmie Bertolucci radykalnie pohamował swoje malarskie i metaforyczne skłonności, realizując go w stylistyce realistycznej, surowej, fragmentami nawiązującej do neorealizmu, a nawet do realizmu socjalistycznego. W latach osiemdziesiątych artysta uległ fascynacji historią i kulturą Dalekiego Wschodu, w tym w szczególności Chin. Owocami jego długich pobytów w tamtym rejonie były filmy: „Ostatni cesarz” (1987 – o ostatnim cesarzu Chin) i „Mały Budda” (1993), wyraz fascynacji konfucjanizmem i buddyzmem. Oba filmy przybrały postać przepysznych wizualnie i dźwiękowo, monumentalnych, niemal operowych widowisk, ale gdy po latach Bertolucci ostatecznie spełnił się w tej tematyce, powrócił do Europy z deklaracją, że kontakt ze Wschodem ostatecznie przekonał go, że jest człowiekiem Zachodu i że to jest jego kultura. Po „Ostatnim cesarzu” Bertolucci zrealizował jeszcze szereg filmów, ale żaden z nich, w tym także jego powrót po długiej przerwie w pracy reżyserskiej, ani nie przyniósł mu renesansu popularności, ani nie dorównał jego największym dokonaniom. To zresztą prawidłowość zauważalna w przypadku innych wielkich twórców kina. Widocznie każdy twórca ma swój czas, a w późniejszym już się jako artysta nie odnajduje. Bernardo Bertolucci miał swój wielki czas.

Poprzedni

Gniew żółtych kamizelek

Następny

Johaug brakuje Kowalczyk

Zostaw komentarz