16 listopada 2024
trybunna-logo

Jak Polak w Hanoi

Poleciałem do Wietnamu. Bo Wietnam opanował pandemię COVID i otworzył granice dla przyjezdnych. Co prawda tradycyjny sezon turystyczny zaczyna się tu dopiero 1 listopada i trwa zwykle do 31 stycznia, ale przylecieć już można. Poza tym nie przyleciałem jako turysta. Jestem tu w trzech innych osobach.

Reprezentuję Stowarzyszenie Filmowców Polskich. Zajmuję się tam, społecznie, promocją polskich filmów w Azji. Przede wszystkim w Chinach, Tajwanie, Wietnamie, a ostatnio w Azerbejdżanie.

Z Wietnamem podpisaliśmy w 2018 roku umowę o promocji naszych kinematografii. Dzięki niej pokazaliśmy tam dwa razy polskie filmy, a Wietnamczycy w naszym kraju trzy razy. Gdyby nie pandemia pokazów pewnie byłoby więcej. W Wietnamie polskie filmy przyciągają publikę, nie mamy kłopotów w zapełnieniu sal projekcji. Nadal żyją tam ponad 3 tysiące absolwentów polskich uczelni. Z roku na rok coraz starszych, ale intelektualnie sprawnych. Pamiętających polszczyznę tak dobrze, że nie muszą czytać wyświetlanych po wietnamsku list dialogowych. Na polskie filmy przychodzą coraz częściej młodzi Wietnamczycy, staramy się promować nasze pokazy w internecie, oraz Polacy mieszkający w Wietnamie. W Polsce wietnamskie filmy mają często nadkomplety publiki. Przychodzą polscy Wietnamczycy, ich polskie rodziny, znajomi, liczni miłośnicy azjatyckiego kina.

Wiele razy zastanawiałem się, czy organizując pokazy wietnamskich filmów dla polskich Wietnamczyków posiadających polskie obywatelstwa, robimy pokazy filmów zagranicznych, czy też swojskich filmów dla Polaków reprezentujących inną kulturę. Obywateli naszego państwa posiadających prawo do uczestnictwa w swej kulturze. Czyli łaski im nie robimy, spełniamy tylko nasze obywatelskie obowiązki.

W Wietnamie wspieram też profesora Tadeusza Iwińskiego, przewodniczącego Stowarzyszenia Przyjaźni Polsko- Wietnamskiej „Przyjaźń”, który wraz z delegacją, składa tam wizytę na zaproszenie Zarządu Towarzystwa Przyjaźni Wietnamsko -Polskiej.

Przewodniczącym Zarządu jest dr Nguyen The Tao, były parlamentarzysta, przewodniczący Parlamentarnej Grupy Wietnamsko- Polskiej i były prezydent miasta Hanoi. Dr Tao bardzo dobrze mówi po polsku, a nawet śpiewa piosenki Marka Grechuty. Nie dziwcie się temu, bo jest absolwentem krakowskiej Politechniki.

Absolwenci innej krakowskiej uczelni, Akademii Górniczo-Hutniczej, stworzyli w Wietnamie grupę samopomocy koleżeńskiej zwanej tam ironicznie „Mafią z AGH”.

Zaś w stoczni w Ha Long spotkałem kiedyś cały jej Zarząd płynnie mówiących po polsku. Absolwentów Politechniki Gdańskiej. Zdradzili, że polski nadal jest im przydatny. W czasie negocjacji z zagranicznymi partnerami, kiedy chcą coś szybko ustalić, to rozmawiają ze sobą po polsku. Partnerzy zawsze mają kogoś, kto zna wietnamski, ale nie przyznaje się. Wtedy polski jak znalazł.

W Wietnamie jestem też pochłaniaczem wrażeń. Co pochłonę, to niebawem Wam napiszę. Zwłaszcza że w listopadzie tego roku Wietnam odwiedzi z oficjalną wizytą pani marszałek Sejmu RP Elżbieta Witek. Ja skromnie przecieram jej szlak.

Poprzedni

Ogień zjada również podpalaczy

Następny

Gospodarka 48 godzin