29 listopada 2024
trybunna-logo

Iwona w świecie mody

Mimo kilku reprymend Teatr Syrena pozostał nieusłuchany i wciąż zabiera się za utwory z innej półki, niż tradycyjnie jej przypisano. Niech się inni zżymają, ale ja lubię takie przekroczenia.

Po premierach „Czarodziejskiej góry” i „Frankensteina” teraz pora przyszła na „Iwonę, księżniczkę Burgunda” Witolda Gombrowicza w reżyserii Omara Sangare. Polski czarnoskóry aktor i reżyser, od wielu już lat mieszkający i pracujący w Nowym Jorku, ceniony za Oceanem pedagog teatralny i organizator wielkiego festiwalu monodramów, zasłynął pierwszą profesjonalną inscenizacją „Iwony” w USA. To właśnie ten sprawdzony już projekt został ponownie zrealizowany przez artystę w warszawskiej Syrenie z zamysłem, a jakże, pedagogicznym.
Otóż wspólnie z rektorem Akademii Teatralnej i dyrektorem Syreny, Wojciechem Malajkatem umyślili, aby w tryby „Iwony” wciągnąć studentów II roku szkoły teatralnej. Aby wszyscy mieli zatrudnienie na scenie, wiele ról zostało zdublowanych, w tym samym przedstawieniu grają nawet dwie Iwony, niepostrzeżenie się wymieniające, jedna we wcieleniu żeńskim, a druga męskim, co nadaje spektaklowi dodatkowej pikanterii i genderowego posmaku.
Tak więc szczególną wartością tego spektaklu jest umożliwienie bardzo młodym wykonawcom, wciąż jeszcze u początku studiów, wejścia na profesjonalną scenę, przetarcie się przed „normalną” publicznością i zetkniecie z legendami polskiego filmu, teatru i kabaretu, a mowa o Barbarze Wrzesińskiej i Danielu Olbrychskim. To spotkanie trudno przecenić, jak i podarunek dla widzów, którzy po latach zyskali szansę ujrzenia Wrzesińskiej na scenie. Aktorka stworzyła kreację pełną, krwistą, wyrazistą, barwiąc swoją Królową różnokolorowymi kreskami, nadając jej groteskowy odcień, ale nie bez tragicznego podtekstu. Popisowa scena z kajecikiem pełnym grafomańskich wierszyków, to jej sceniczne zwycięstwo, które na długo pozostaje w pamięci. Daniel Olbrychski pozostał sobą, obdarzając Króla brutalną siłą łagodzoną nieco opóźnionym refleksem.
U ich boku uczą się młodzi, z niezłym skutkiem, który osiąga pełnię w finałowej scenie uroczystego przyjęcia z koronną potrawą, czyli karaskiem, trudną rybą, którą dławi się Iwona. Scena została rozegrana brawurowo, frontalnie do publiczności, niemal jak melorecytacja i bardzo wyraziście po dyrekcją Daniela Olbrychskiego.
Adaptacja Omara Sangare oprócz skrótów zawiera i dodatki – reżyser każe wykonawcom bratać się z publicznością, przedzierać między rzędami, obiegać salę po bokach, grać nawet w rzędzie dla widzów. Taki jest początek, dopisany przez reżysera. Bileterkom, daje się we znaki niesforny widz, który okaże się fatygantem Iwony, a scenka jest zagrana tak naturalnie, że trafiają widzowie, którzy „wkręcają się” w sytuację, strofując nadmiernie dokazującego „widza”.
Można te zabawy skwitować grymasem, że tak już nieraz w teatrze bywało, że to nic odkrywczego, ale ćwiczenie odwagi w kontakcie z widzem, to dla młodych aktorów na pewno było poważne wyzwanie, z którego wyszli zwycięsko. Spektakl ma też niemałe walory plastyczne: sprawną choreografię, nawiązującą do pokazów mody, stroje, wykonane z odszykowanej bielizny przez naszego czołowego projektanta mody Tomasza Jacykowa, podświetlane małymi światełkami i liniami dekoracje niczym z buduaru. Ma też wady, niekiedy bolesne skróty (wyleciała na przykład cała scena z ciotkami w parku, tak bardzo malownicza), ale trudno odmówić całości zwartej budowy i zachowania podstawowego konfliktu dramatu, w którym pojawienie się kogoś innego, obcego (Iwony właśnie) wywołuje lawinę następstw prowadzących do psychicznego negliżu i ostatecznej katastrofy uporządkowanego świata, który wypada z formy. Powstała więc warta życzliwego odnotowania forma przełożenia klasycznego już utworu Gombrowicza na język i wrażliwość współczesną.

milkowski foto 1

PRINCESS IVONA wg Iwony, księżniczki Burgunda Witolda Gombrowicza,
reżyseria Omar Sangare, scenografia Joanna Kuś, światła Coby Chasman-Beck,
oprawa dźwiękowa Stephen Simalchik,
kostiumy Tomasz Jacyków, dramaturg Ilya Khodosh,
Teatr Syrena, premiera 29 września 2016

Poprzedni

Pół wieku z monodramem

Następny

Dyskretny urok TVPiS